Rozdział IV

438 46 4
                                    


Weekend zleciał tak szybko, że nawet tego nie zauważyłam, jak nigdy. Do tego czułam się tak wyczerpana, że nie miałam ochoty nic robić, chociażby ruszać się z miejsca. Jedyna rzecz, na którą miałam ochotę, to leżenie w łóżku i spanie. Te dwa dni wolnego (wolnego tylko z pozoru) tak bardzo pozbawiły mnie życia, że nie miałam sił choćby podnieść telefon. A czemu byłam taka wykończona? Bo moja cudowna, kochana mama kazała mi pomagać w ogrodzie i jeśli mam być szczera, to wygląda teraz świetnie. Żadnych niechcianych krzaków, trawa normalnych rozmiarów, kolorowe kwiaty posadzone w różnych miejscach. Nawet znalazłyśmy idealne miejsce na warzywa i owoce, niedaleko wyjścia z kuchni na dwór. Gdy pierwszy raz wyszłam na balkon i zobaczyłam efekt naszej ciężkiej pracy poczułam się usatysfakcjonowana. Gdybym nie wiedziała, gdzie aktualnie się znajduję, pomyślałabym, że jestem w jakimś cudownym hotelu lub zamku. Widok jak z najpiękniejszych miejsc na ziemi, jak ze zdjęć miejsc z internetu, do których wyjazd najprawdopodobniej nie będzie nas stać. Uczucie, które wtedy ogarnęło mnie, było chyba pierwszym pozytywnym w tym domu. Przynajmniej teraz wiem, co będę robiła, kiedy będzie mi się nudziło - będę podziwiała na ogród. Po całym natłoku myśli, jaki to on nie jest piękny, naszła mnie druga myśl. A kto będzie go plewić, wyrywać chwasty, wszystko podlewać i ogólnie o niego dbać? Bo na pewno nie ja. Radość z oglądania mojej nad wyraz męczącej pracy jakoś się ulotniła. Znając życie i moją mamę, której prawie całymi dniami nie ma w domu, to i tak ja będę musiała tam chodzić. Szkoda, że nie mamy kasy, żeby wynająć sobie jakiego ogrodnika. Ach, zatrudnić jakiegoś młodego, przystojnego, mądrego i umięśnionego ogrodnika to by było coś... Nawet nie musi być mądry, byleby było na co popatrzeć. Dobra Lucy, ogarnij się, przestań. Tak wiem, jestem nienormalna. Takie myśli nachodzą mnie chyba przez to, że od ponad tygodnia nie znalazłam się poza domem i nie widziałam żywej osoby, oprócz mojej mamy. Z nikim od dawna też nie rozmawiałam i sama się sobie dziwię, że to mówię, ale bardzo bym chciała z kimś porozmawiać. Od kiedy wyjechałyśmy brak mi moich przyjaciół, a brak internetu i pieniędzy na telefonie sprawił, że się od siebie oddalamy. Nie pamiętam ich głosów, ich wspaniałej energii do życia, którą mi dawali, ich radości. Brakuje mi ich jak nikogo innego.

Ale jutro nadchodzi już ten magicznie okropny dzień, w którym muszę iść do szkoły. Ludzie tutaj są o 180 stopni inni, a ja się chyba trochę zmieniłam w jedną z nich. Nie mam jak pojęcia, jedynie czasami widziałam przez okna kilka osób chodzących ulicą, z żadnym z nich się nie zadawałam, żeby stać się jedną z nich. Wszyscy zamyśleni, w swoim świecie. Mam nadzieję, że przynajmniej mnie dobrze przyjmą. Pomimo tego, jakie zdanie mam na ich temat, jestem pełna nadziei, że się z kimś zaprzyjaźnię i że będzie z kim normalnie porozmawiać. Teraz idę się umyć i spać. Jutro muszę wcześniej wstać. O 7:30 zaczynam lekcje, o niczym innym nie marzyłam jak zaczynać o tej godzinie szkołę. Do tego, do 15 będę musiała tam siedzieć i na każdej lekcji będzie: "Wstań, powiedz jak masz na imię, czym się interesujesz, oceny ze starej szkoły". Już wiem, że będę mieć taką ogromną ochotę uciec, no ale nie zrobię tego. Pierwszy dzień w szkole i ucieka. Dobry start Lucy, lepszego nie mogłaś sobie wymyślić.


***


Budzik, czyli coś, co wymyślił człowiek i wszyscy go znienawidzili, w tym ja. Usłyszałam ten niezwykle denerwujący, pikający dźwięk i już miałam dość całego świata. Najszybciej jak umiałam (a był to poniedziałek rano, więc moje ruchy są równe żółwiowi), znalazłam telefon i go wyłączyłam. Już zaczęłam tęsknić za tamtym tygodniem. Ale trzeba żyć tym, co dzieje się teraz. A teraz musiałam wstawać do szkoły. 5:45 to nie powinna być godzina, kiedy nastolatek ma już wstawać. I tak, te 15 minut do godziny szóstej są po to, żebym mogła zejść z łóżka.

NietykalnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz