8. ZOE

1K 65 68
                                    

Dzień dobry/Dobry wieczór!

W przyszłym tygodniu najprawdopodobniej nie pojawi się nowy rozdział, dlatego dzisiaj pojawią się dwie części.
Miłego czytania.

-----------------------------------

Zaczęłam szarpać za klamkę z nadzieją, że centralny zamek magicznie odskoczy.
A gdzież tam!
Drzwi ani drgnęły. Odwróciłam się w stronę Orvaldiego.

― Widzę, że postanowiłaś zadbać o rozrywkę na własną rękę? ― Mauricio nachylił się w moją stronę i ujmując dłoń, ucałował jej wierzch, zmuszając mnie do przybliżenia się. ― Sądząc po twoim wyglądzie... ― zmierzył mnie badawczym spojrzeniem. ― Preferujesz raczej ekstremalne klimaty ― stwierdził, spoglądając w moje oczy.

Wyszarpałam dłoń i cofnęłam się jak najdalej mojego rozmówcy. Adrenalina buzująca w żyłach napędzała komórki do działania, a niepewność kolejnych sekund, zasiewała kiełkującego w zawrotnym tempie ziarna strachu. Wyjrzałam przez okno. Na trawniku nie było już Lorenzo. Nie było mężczyzny, o którym mówił ochroniarz, ani nawet jego samego.

Zapadli się pod ziemię, czy jakie licho?!

― Nie musisz martwić się o swojego... przyjaciela. ― Spojrzałam na ciemną postać. Jego dłoń poszybowała do góry, kreśląc w powietrzu bliżej nieokreślony wzór.

Tatuaże zdobiące paliczki palców, znów wzbudziły moją czujność. Co dziwniejsze, choć za pierwszym razem nie zdawałam sobie sprawy, dlaczego tak bardzo przykuły moją uwagę, to w tej chwili byłam już całkowicie pewna, że widziałam już gdzieś te znaki.

― Co oznaczają te bazgroły? ―Spojrzałam rozzłoszczona w brązowe oczy. ― Szyfr do sejfu? Żebyś nie zapomniał?

Mauricio uśmiechnął się, ponownie ukazując zdradzieckie dołeczki w policzkach. Rozsiadając się wygodniej na szerokiej kanapie, wciąż wpatrywał się we mnie z diabolicznym uśmiechem, od którego przeszły mnie ciarki.

― Zabawna jesteś, Zoe. Myślę, że dogadamy się prędzej niż ci się wydaje. Mamy podobne priorytety.

― W dupie mam twoje priorytety. — Nie miałam ochoty silić się na uprzejmości.

Gdy samochód ruszył, ponownie rzuciłam się w stronę drzwi, szarpiąc klamkę.

― Wypuść mnie, do cholery!

Orvaldi zbliżył się. Nasze uda stykały się ze sobą. Ciężko oddychając starałam się zachować zimną krew, prowokacyjnie nie spuszczając wzroku z jego oczu. Kiedy uniósł dłoń, przełknęłam nerwowo ślinę. Mauricio położył rękę na moim kolanie, sunąc powoli w górę uda. Po niepełnej sekundzie, zacisnęłam kurczowo dłoń na jego ręce.

― Tak... Zadziwiająco odważna, ale i głupia — rzucił lekceważąco; w wyższością.

― Nie mniej niż ty, jeśli uważasz, że mamy podobne priorytety ― zrzuciłam z obrzydzeniem jego rękę ― i wystarczająco mądra, by zdawać sobie sprawę z tego, że jestem zbyt ważna nie tylko dla Ferro, ale i dla ciebie samego. Jeśli spadnie mi choć włos z głowy, Ferro się z tobą rozliczy. Gdyby było inaczej, z miejsca byś mnie sprzątnął. Noah po mnie wróci ― szepnęłam, patrząc prowokacyjnie w jego oczy. ― Wiesz o tym.

Nie musiałam udawać. Oboje doskonale wiedzieliśmy, że Noah żyje. Mauricio wiedział o zaangażowaniu Lorenzo w sprawę, i bardzo możliwe, że to sam Orvaldi dostrzegł mnie w ogrodzie.

― Zabawne, że o nim wspominasz.

― A co, dzielicie jeden plac zabaw?

― Zbyt ciasny plac zabaw ― spojrzał na mnie nadal nie zdradzając cienia emocji.

Podziemny układ. Vendetta [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz