Rozdział czterdziesty pierwszy

234 8 0
                                    

Niesamowite, jak cudowne, piękne uczucie może w jednej chwili stać się niebezpieczną nienawiścią

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Niesamowite, jak cudowne, piękne uczucie może w jednej chwili stać się niebezpieczną nienawiścią. To dla mnie niewyobrażalne, trudne do przyjęcia. Nie chce mi się wierzyć w to, że osoba, którą bardzo mocno kocham znienawidziła mnie, przez moje kłamstwo, przez manipulacje innych. Sam fakt, że mnie szukają i chcą ukarać nie zrobił na mnie takiego wrażenia jak przesłanie - Liam chce mojej krzywdy.

I już wiem, że to Rachel oskarżyła mnie o próbę zabójstwa. Liam wiedział, że spotykałam się z Nate'm, a więc pomyślał, że dla niego szpieguję, a potem, że brałam udział w zaplanowanym ataku. Nie mam jak udowodnić, że tak nie było. Choćbym nie wiem jak chciała, moje słowo jest nic nie warte. Jestem w tej chwili dla niego warta tyle, ile da komuś za informację gdzie jestem.

Ból rozrywający w moim wnętrzu miesza się z niespodziewaną złością. Jestem wściekła, że tak łatwo uwierzył im, że oślepiła go nienawiść, na którą nie zasłużyłam. Wyrzucił mnie z łatwością ze swojego serca i życia. Byłam dla niego wszystkim, w momencie stałam się niczym. W takim razie czy kiedykolwiek jego uczucie do mnie było w stu procentach prawdziwe?

Nie mam siły by płakać, choć mam ochotę wyć na cały głos. Czuję się z tym wszystkim bardzo samotna, męczę się okropnie dzwigając na plecach ten ciężar jaki funduje mi życie. 

Tępo wlepiam wzrok w jeden punkt na papierze i stoję tak dobre kilka minut. Robert spogląda na mnie w końcu i marszczy brwi.

- Nie daj się jednak zastraszyć. Może są silni, ale nie tak sprytni jak my. - zapewnia

W milczeniu odchodzę od stołu i idę do łaźni, którą pokazał mi Nate. Otwieram jedne drzwi i znajduję się w dużym holu, w którym są kolejne rzędy wrot. Wchodzę przez te znajdujące się najbliżej po lewej stronie. Jest zimno, ale przynajmniej palą się lampy. Rozbieram się z ubrań i rzucam je na podłogę. Odkręcam kurek z wodą i czekam, aż zleci ta lodowata i nalewam ciepłej do dość dużej wanny. Kiedy jest zapełniona do połowy, wchodzę i ogarnia mnie przyjemny gorąc. Zamykam oczy i kładę się na plecach tak, że jedynie głowa wystaje mi na zewnątrz. W pewnym momencie pozwalam, by ta opadła do wody. Wstrzymuję oddech i niewiele brakuje, bym przestała i pozwoliła, by woda wypełniła moje płuca. Tak mało dzieli mnie od spokoju, którego pragnę. Nie będzie wtedy złości, nienawiści, bólu, niepewności. Otwieram usta i w momencie zalewa mnie woda od środka. Robię to samo z oddechem. Dławię się, ogarnia mnie panika, bo nie jestem w stanie nic teraz zrobić. W duchu przepraszam Boga za wszystko, co wyczyniłam złego na świecie. Może mnie wysłucha, jeśli istnieje...

Coś chwyta moje ramiona a następnie szarpie do góry. Kaszlę przeraźliwie starając się złapać normalny oddech. Idzie mi to z trudem, czuję uderzenia z tyłu na moich plecach między łopatkami dzięki czemu wypluwam wodę i jest lepiej. Gardło i nozdrza pieką mnie okropnie. Czyjaś dłoń odgarnia mi włosy z twarzy. Otwieram oczy i mam wrażenie jakby miały mi się zaraz wypalić. Mrugam szybko i po chwili widzę już mniej więcej dobrze. Wpatruję się w ewidentnie wściekłą twarz Lilian.

- A więc tak? Już drugiego dnia tchórzysz? - warczy. - Wojowniczka to z ciebie nie będzie.

Zdaję sobie dobrze sprawę z tego, że Lilian właśnie ocaliła mi życie. Krępuje mnie zawód, strach, wstyd i szok. Spuszczam głowę w dół na podwinięte do siebie kolana. Słyszę głośne westchnięcie dziewczyny.

- Chodź tutaj. - mówi już łagodniejszym tonem. Łapie mnie spokojnie za ręce nakazując tym samym, abym wstała. Owija mnie materiałem który ma za zadanie być ręcznikiem, a następnie odciska nadmiar wody z moich włosów. Dopiero po długiej chwili decyduję się nieśmiało spojrzeć jej w oczy. Czarne świecą złowrogo ale dostrzegam w nich też współczucie. 

- Lilian... -  chrypię dość dobrze. Próbuję coś powiedzieć ale nie wiem nawet co. 

- Jesteś samolubna. - stwierdza. - A to... - wskazuje ręką na wannę. - nie jest wyjściem. Czy ty zdajesz sobie sprawę, że minuta dłużej i miałabym cię na sumieniu?

Chociaż się nie znamy w ogóle, ma prawo być na mnie zła. Każdy ma prawo. 

- Nie powiem o tym nikomu. - mówi, jakby czytała mi w myślach. - Ale, cholera. Mimo że widzę cię drugi raz w życiu, możesz się do nas zwrócić jeśli coś jest nie tak. Ugh. Przecież gdyby Nate to zobaczył, to by się załamał. Pomyślałaś choć chwilę o nim?

Wpędziła mnie w niesamowite wyrzuty sumienia i słusznie. Ma rację, że wykazałam się poniekąd samolubstwem, ale niech mi ktoś uwierzy, że w takich momentach nie myśli się o niczym i nikim innym, jak tylko o końcu cierpienia. Pokazałam przed Lilian swoją niesamowitą słabość. Nie wiem co się ze mną stało. Chyba po raz kolejny w życiu upadłam, ale tym razem mocno i boleśnie. 

W ciszy dziewczyna pomaga mi się wytrzeć i ubrać. Wychodzimy z łazienki jak gdyby nigdy nic i wchodzimy do naszego pokoju. Na chwile znika i po chwili przynosi mi parującą szklankę z zieloną cieczą. Wciska mi do rąk i natychmiast odurza mnie specyficzny zapach ziół.

- Wypij to do dna. 

Robię mechanicznie to co mi nakazuje. Ciągle jestem dziwnie odrętwiała. Lilian siada na swoim łożku ciągle na mnie spoglądając. Nie wiem co sobie o mnie teraz myśli, ale pewnie nic dobrego. Spuszczam głowę na dół, a gorąca ciecz grzeje mój przełyk i żołądek. Robi mi się odrobinę lepiej. 

- Zostań tutaj. Nate powinen zaniedługo wrócić. - dziewczyna wstaje i kieruje się w stronę drzwi.

- Lilian. - zatrzumuje ją. Odwraca się w moją stronę. - Dziękuję

- Nie dziękuj, tylko miej na uwadze, że następnym razem za coś takiego skopię ci dupę. 

- Będę o tym pamiętać. - zapewniam z minimalnym uśmiechem na twarzy.

Kiedy zostaję sama w pomieszczeniu, nachodzą mnie myśli. Jaką głupotę zrobiłam. Co mną kierowało? Dlaczego zdecydowałam się na tak ostateczny krok? To wszystko przyszło tak impulsywnie, że nie byłam w stanie tego zatrzymać. Okazałam słabość, a nie chcę być słaba. Chcę być silna i tą siłą przechodzić przez życie. Jest to możliwe, pokazać sobie, że nic mnie znów nie złamie, nie zrzuci na kolana. Dlaczego to ja mam nie zasługiwać, na bycie niezniszczalną? Dlaczego mam sie poddać w wieku niespełna osiemnastu lat, nie przeżywając nawet połowy życia? Każdy nowy dzień to nowa dawka nauki, którą muszę przyswoić i wykorzystać. Skoro mam się stać wojownikiem, to nie powinnam zaczynać od takiego momentu. 

Nadszedł czas, by ubrać solidne buty, mundur i chwycić za ostrze, by walczyć o choć cząstkę szczęścia i miłości. Bo to mi się należy od życia.

Królowa ColdwaterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz