Powiedzieć że Matty Cash był wkurwiony, to jak nie powiedzieć nic.
Cały dzień chodził znerwicowany, przed wielkim meczem najlepszej szesnastki. Na treningu przed obiadem przewrócił się o jeden z pachołków i miał wrażenie, że jego kostka jest powstańcem ostrzelanym przez niemieckie działa w sierpniu 1944. Potem dał z siebie wszystko w pierwszej połowie, ledwo powstrzymując się od spuszczenia solidnego, polskiego wpierdolu żabojadowi, żeby w drugiej połowie reszta jego drużyny klasycznie spierdoliła jakiekolwiek szanse na awans.
I oczywiście, jakby tego było za mało, Bielik klepnął Nicolę tuż przed jego wejściem. Z jakiegoś powodu, napełniło to Matty'ego taką wściekłością że mało co a nie stratowałby każdego kto wszedł w jego drogę przez resztę meczu.
A potem, po ostatnim gwizdku sędziego i ryku stadionu, błysk tysięcy kamer w jego oczy, mikrofony praktycznie wkładane mu w usta, wymuszony uśmiech na twarzy, desperackie próby wymknięcia się do szatni. W końcu udzielił jednego wywiadu do wyraźnie zaagitowanej dziennikarki, próbując pokazać swoją wesołą stronę.
W środku się gotował. Tysiąc woltów przez żyły w jednym momencie. Jego kostka bolała jak sto chui wciskanych bez jakiegokolwiek przygotowania, i jedyne o czym marzył to wyłożenie się na hotelowym łóżku i przesłanie najbliższych dwunastu godzin.
W skrócie - Matty Cash chciał jedynie świętego spokoju.
Ale świat działa przeciwko Matty'emu Cashowi. I dzisiaj postanowił ponownie pokazać mu środkowy palec.
Po przebraniu się w szatni, beznadziejnej motywacyjnej mowie Michniewicza – tak, Matty cieszył się z tego jak daleko zaszli jako drużyna, ale wiedział że jeśli grałby z reprezentacją Anglii nie wracałby już do domu – Matty wpakował się na siedzenie czerwono-białego autobusu. Słuchając jednym uchem a wypuszczając drugim rozmowy Piątka z Zielińskim siedzenie przed nim, zapadł w płytki sen.
Ostre hamowanie przed hotelem wybudziło Casha z ledwo rozpoczętego snu. Zwlekł się z siedzenia, przerzucając sportową torbę przez ramię i wylewając się z resztą swojej drużyny z autobusu. Wymienił tysiąc i jeden uścisków i poklepań po plecach, wjechał windą – nie pamiętał już z kim, był zbyt zmęczony żeby zwracać uwagę na takie pierdoły – otworzył drzwi do swojego pokoju i praktycznie upadł na łóżko.
Zasnął.
Jakiś czas później, przez piszczący alarm kilka pokoi obok, Matty obudził się z jękiem. Na ślepo machał ręką, szukając telefonu. W końcu znalazł go, zaplątany w szorstkiej, hotelowej kołdrze obok jego kolan. 2:10.
Jęknął ponownie. „Warto by było chociaż się umyć." Pomyślał sam do siebie, wzdychając i zmuszając do wyturlania się z pościeli. Powłócząc nogami i wyjmując przypadkowe dresy i koszulkę z walizki, wślizgnął się do łazienki. Szybko zdjął przylegający do ciała sportowy podkoszulek, spodnie, skarpetki, i wskoczył pod ciepły prysznic.
Woda spadała na jego zmęczone mięśnie, efektywnie uciszając ból w nich, chociaż na moment. Wystawił twarz do góry, czując krople wody spadające na nią, zmywające pot i brud z meczu. Matty przeciągnął się, wyciągając ręce do góry, uśmiechając się lekko na strzyknięcie w plecach.
Bóg wie ile czasu później, Matty wyszedł spod prysznica, bardziej zadowolony i zrelaksowany niż wcześniej. Mógł siedzieć ile dusza zapragnie, nie martwiąc się o rachunek za wodę.
Przełożył ręcznik z bioder na plecy, wchodząc w swoje absolutnie alfa męskie bokserki z napisem „Miłość to jednak piękna rzecz". Zerknął na podłogę, próbując ustalić położenie swojej koszulki, ale zauważył jedynie dresy, walające się niby drugi ręcznik po podłodze, całkiem przemoczone.
CZYTASZ
should've been me - matty cash x nicola zalewski
Teen Fictionmatty cash nie myślał, że koszulka, którą zostawił na dnie walizki wywróci jego życie do góry nogami. --- fanfik pisany polpowaznie dla mojego ukochanego crackshipu.