Duch Hogwartu_3

40 3 2
                                    

Ostatecznie wysiłki Harry'ego spełzły na tym, że dostał ocenę O, czyli odpowiednik zwykłego E. To zaś zagwarantowało mu kolejny dyżur w następną sobotę, aby mógł to poprawić. A potem w następną, gdy okazało się, że wciąż za mało napisał. I w jeszcze kolejną, bo pomieszał dwa rożne tematy. Tak oto upłynęło mu praktycznie pół miesiąca. Zanim chłopak się zorientował była już druga połowa października.

Właśnie kończył powtarzać listę grzybów przydatnych do tworzenia substancji wybuchowych, gdy Crabbe zajrzał mu przez ramię.

- Znowu eliksiry? Serio?

- Nie mam wyjścia – odpowiedział. - Jak tego nie powtórzę, to profesor mnie wywali za drzwi w sobotę – odpowiedział, przerzucając stronę w książce.

- To ty jeszcze do niego łazisz? – zapytał Goyle, nakładając sobie tłuczone ziemniaki na talerz. - Myślałem, że po takim czasie Ponurak ci odpuści.

Następnie wycelował różdżką w talerz z kotletami jagnięcymi. - Accio, taca!

Harry westchnął ciężko, zamykając książkę.

- Mam chodzić tak długo, aż uzna, że wyczerpałem temat. Tak powiedział.

- Za to żeś raz nie uważał na lekcji? - Crabbe zrobił mocno zaskoczoną minę. Wymienili z Goyle'm porozumiewawcze spojrzenia. - Dochreidte.

- Może planuje cię wyszkolić na nowego mistrza eliksirów i teleportować się z tej budy, kiedy tylko będzie miał okazję – pociągnął Goyle. - Ja bym tak zrobił na jego miejscu.

- Albo mu się nudzi - zastanowił się na głos Crabbe. - Ciągle przecie siedzi w tym swoim gabinecie jak mysz w dziurze.

- Vince, widziałeś ty kiedy mysz na oczy? - Goyle pokręcił głową z niedowierzaniem. - Snape nie wygląda ani trochę jak mysz. One są chociaż urocze. Jak już, to prędzej porównałbym go do jakiegoś ptaka, gnoma albo nie wiem wampira? – stwierdził, grzebiąc łyżką w ziemniakach.

Nagle, wszyscy trzej popatrzyli na siebie. Tylko po to, by w sekundę później, powoli przenieść wzrok w stronę stołu.

Profesor Snape siedział na swoim zwyczajowym miejscu po prawej stronie sali, naprzeciwko stołu Slytherinu. Cały wyprostowany, powoli raczył się obiadem, chyba celowo starając się kompletnie ignorować obecność profesora Quirrella zajmującego sąsiednie krzesło. Ten drugi, co chwila na niego spoglądał z ukosa, jakby zakładał, że po każdej wziętej przez opiekuna Slytherinu łyżce zupy, ten niewielki ułamek sekundy pomiędzy kolejnymi zanurzeniami przedmiotu w cieczy, wystarczył, by dodać mu znienacka trochę trucizny do jedzenia.

Spojrzenia chłopców skoncentrowały się jednak na ich opiekunie. Niemal oczywiste pytanie zawisło w powietrzu.

- Nietoperz – pierwszy w końcu zabrał głos Crabbe.

- Serio? - zapytał Goyle, na co czarodziej rozłożył ręce szeroko, przytrzymując poły szaty.

- Ta narzutka na ręce mu powiewa jak skrzydła! Kojarzy się!

- Nie przekonałeś mnie - skinął głową na Harry'ego.

- W sumie... - zastanowił się. - Gdybym już serio musiał wybrać... to wybrałbym dobermana.

- Że psa? - zapytał Crabbe.

- No – Harry pokiwał głową. - Jedna sąsiadka takiego miała w ogrodzie. Miał podobną minę i też zawsze był czujny. Oraz wyjątkowo wredny, jeśli chciał.

Crabbe uniósł brwi w górę.

- Uważaj,Vincencie – rzucił Goyle. - Właśnie obserwujemy wybuch złości w wydaniu Harry'ego Pottera.

Harry Potter i Nowy PoczątekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz