Rozdział 1

5.9K 195 48
                                    

Rose

Nowy start, nowa ja. Tak dokładnie miało wyglądać moje życie, lecz gdzieś po drodze coś się popsuło, a ja zamiast stać z uniesioną głową przed szklanymi drzwiami, czuję, że przekraczam próg piekła. Mojego osobistego piekła, które zgotował mi los.

Minęły dokładnie dwa lata, odkąd mama zaczęła wspominać o przeprowadzce do Seattle, oczywiście ja nie miałam tutaj nic do powiedzenia. To nie jest tak, że nie popieram tej decyzji. Rozumiem, że łapie się nadziei, ale ja jestem realistką. Wiem dokładnie, jak ta historia się zakończy.

Tłumaczenia, którymi mnie karmiła, miały odzwierciedlenie w rzeczywistości - tam, gdzie mieszkałyśmy, nie było perspektyw na pracę. Mazama - stamtąd się wynieśliśmy - to wieś licząca stu pięćdziesięciu ośmiu mieszkańców, a obecnie było ich o czterech mniej, ponieważ ja, mój młodszy o siedem lat brat, mama i ojczym alkoholik znaleźliśmy się w Seattle.


Z racji, że mama należała do perfekcjonistek, zadbała dosłownie o wszystko, a w pierwszej kolejności o miejsce w publicznym liceum w zachodniej części miasta.

I właśnie otwierałam drzwi szkoły, modląc się, by pozostać niezauważoną.

Z zamyślenia wytrąciło mnie szturchnięcie w ramię.

- Może byś się ruszyła, blokujesz całe wejście?! - wrzasnął na mnie zakapturzony chłopak.

- Przepraszam, zamyśliłam się. Nie musisz być taki niemiły.

- Lepiej dla ciebie, jeśli przestaniesz myśleć, a się po prostu ruszysz! - Agresja, z jaką wypowiedział te słowa, sparaliżowała mnie, ale wiedziałam, że jeśli chciałam pozostać niezauważona, musiałam wtopić się w tłum. Ustąpiłam więc miejsca chłopakowi.

Stało się, przekroczyłam próg szkoły tak bardzo różniącej się rozmiarem od poprzedniej, do której chodziłam. A to dopiero początek nadchodzących zmian. Do sekretariatu dotarłam dopiero po dwudziestu minutach. Na szczęście trwały lekcje. Chyba nie wytrzymałabym spojrzeń innych uczniów. Swoją drogą, czy sekretariat nie powinien być przy wejściu do szkoły? Ten, kto planował rozlokowanie pomieszczeń w budynku, miał bujną wyobraźnię. To głupie, żeby do sekretariatu trzeba było iść przez dziedziniec szkoły. Nie wiedziałam dlaczego, ale w chwili, gdy trafiłam pod odpowiednie drzwi, moja dłoń zatrzymała się na klamce. Z letargu, w którym tkwiłam od pierwszych minut w tym miejscu, wyrwało mnie szarpnięcie za nią z drugiej strony. W ten sposób ktoś zadecydował za mnie.

- No! Mam nadzieję, że zamierzałaś zapukać. Proszę, możesz to teraz zrobić! - Starsza pani oburzyła się i zamknęła mi przed nosem drzwi. Wyglądała na jakieś sześćdziesiąt lat, ale nie można było odmówić jej temperamentu. Czy ludzie w tym mieście odzywają się do innych w tak chamski sposób? To już druga osoba w tej szkole, która na mnie wrzeszczy. Czy to właśnie odzwierciedlenie hasła z ulotki szkoły: „Z szacunkiem do wszystkich"?

Na samym początku nie chciałam nikomu się narażać, więc zrobiłam tak, jak prosiła kobieta. Zamknęłam drzwi, zapukałam, po czym weszłam do środka sekretariatu.

- Dzień dobry, nazywam się... - Nie było dane mi dokończyć zdania, ponieważ sekretarka już zaczęła swoje wywody.

- Dziewczynko, chyba pomyliły ci się szkoły. To nie jest gimnazjum, tylko szkoła średnia, gimnazjum znajduje się cztery przecznice dalej.

Spojrzałam po sobie. Może nie wyglądam jak uczennica dwunastej klasy, w końcu figurą mocno odstawałam od moich rówieśników - jak to mawiała moja mama „skóra i kości" - w dodatku miałam na sobie sweter typu oversize, a szerokie spodnie nie dodawały mi lat, ale żeby od razu twierdzić, że wyglądam jak gimnazjalistka?

Pogodzona z Losem 💔 Premiera: 24.06.2024Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz