Rozdział XXIV

13 3 0
                                    

Cień nie tylko przemknął wśród ciemności... Stamtąd, gdzie się pojawił, z głuchym łoskotem spadali milicjanci w czarnych kombinezonach. Szyba pękła tuż przy komendancie, gdy z budynku wyleciał kolejny mundurowy.

Alois upadł, gdy usiłował się cofnąć. Czerwień napłynęła mu do ciała wartkim potokiem, chcąc poznać przyczynę demaskowania zaczajonych ludzi Butlera. Nie mógł jednak nadążyć wzrokiem za miejscami, w których pojawiała się czarno-złota chmura magii.

Butler nie przejmował się celowaniem, gdy próbował trafić napastnika. Wystrzelał wszystkie naboje, ale istota nadal krążyła wokół niego, obnażając jego bezbronność.

Alois czuł niepokój, lecz nie mógł oderwać wzroku od wzburzonej magii. A może to czerwień nie mogła? Na pewno tkwił w bezruchu i nie miał innego wyjścia, jak oczekiwać rozwoju wydarzeń.

Butler ani myślał spuścić wzrok na ziemię, gdzie czaił się jego bezcielesny przeciwnik. Cały czas śledził wzrokiem okna, z których wylecieli jego ludzie, gdy obok niego rosła cienista postać. Nie zdążył nawet stęknąć, kiedy na ramieniu zacisnęła mu się hebanowo czarna dłoń. Nie zrobił tego nawet, gdy zakrzywione szpony wbiły mu się w ramię, a jego samego skierowały przodem do kłębów czerni i złota.

– Serio? Zamkniesz go? – zapytał z przejęciem byt o zniekształconym, szeleszczącym głosie. – A masz jakieś wsparcie?

Materia odrzuciła znacząco Butlera na jednego z milicjantów. Komendant błyskawicznie sięgnął do kabury u jego pasa. Upiór nie powstrzymywał go, gdy szarpał się z pistoletem.

– Bo wiesz... – ciągnął byt, uśmiechając się z odsłoniętymi zębami. – Jeśli nie, to zły dzień sobie wybrałeś.

Materia kondensowała się i skręcała, oddając prawdziwy kształt istoty. Jego niezbyt imponującą sylwetkę, ale za to czarną skórę rąk i nóg, szpony wieńczące każdy z palców, a także szczerozłote oczy.

Magia nie zniknęła jednak zupełnie, a krążyła wokół półnagiego ciała mężczyzny, jakby drażniąc się z Butlerem. Pożerała każdy posłany pocisk, ścierając w metaliczny pył, który chwilę migotał, nim zupełnie zgasł.

Uśmiech nieznajomego nie zmalał przy żadnym strzale w jego stronę nawet na chwilę.

– A ty co tu jeszcze robisz? – popędził Kershawa, wskazując go szponem.

Wtedy też czerwień uwolniła Aloisa z bezruchu. Ten ruszył niczym zawodowy biegacz na dźwięk wystrzału w chwili startu. Podobnie jak ten huk dzwonił sportowcom przez chwilę w uszach, tak syczący rozkaz odbijał się echem po czaszce Kershawa. Rezonował przez ciało, napędzając i wypierając zmęczenie czy odrętwienie spowodowane przerażeniem.

Alois nie widział żadnego z mijanych budynków. Gdy dotarł do zbocza pod budynkiem urzędu,wspiął się po nim, wspomagając rękami. Nie myślał, że mogło być to dla niego za stromo, albo poruszał się wtedy za zwinniej niż wypadałoby przeciętnemu człowiekowi. Obrał tylko najkrótszą drogę, mając z tyłu głowy presję upływającego czasu.

Ile już płonie mój dom? Czy pożar przeniósł się na inne budynki? Czy pani Deve jest w środku? Co z Luigim?

Gdy Alois dotarł na rynek, zatrzymał się zaledwie na chwilę. Ledwie przesunął spojrzeniem po kawiarniach, gdzie przyjeżdżały kolejne patrole milicji z zapłakanymi ludźmi. Przynajmniej było wiadomo, czemu nie napotkał ich przedtem w drodze do Dzielnicy Artystów.

Słyszał milicjantów, którzy mobilizowali się, aby wrócić w stronę pożogi. Część z tych, którzy umiejscawiali cywilów na krzesłach wystawionych przed lokalami, powiodła za Aloisem wzrokiem. Nie mieli szans go dogonić, nawet jeśliby chcieli.

Seria Noruk: Dziecię Nieba cz.IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz