;rozdział dziesiąty;

255 30 5
                                    

Złość. Irytacja. Intensywne poczucie zimna i samotności.

Poczucie chłodu poruszającego sie po lodowatym śniegu z frustracją buzującą we wnętrzu. Węglowe, świętobliwe buty zatapiały się głęboko w białym puchu, który wciąż opadał z nieba na czarny, długi płaszcz, kontrastując z jego aksamitnym odcieniem. Wysokie drzewa nieznanego lasu wznosiły się przy białym nieboskłonie za dnia, kiedy kraniec nie był widocznym z żadnego kierunku.

Poczucie zawodu... zawodu kimś, bądź czymś, tak mocne, iż niemal wyżerało wnętrzności swego właściciela.

-Odpręż się Wooyoung - Spojrzałem gwałtownie na bok, czując się surrealistyczne odrębnym od ciała, w którym byłem, aż ujrzałem Seonghwę... Tego samego mężczyznę, którego widziałem przed kilkoma sekundami... zanim przeniosłem się do tej skutej lodem krainy drzew, czując się... obcym we własnym życiu.

Aż dostrzegłem drugiego mężczyznę o identycznym wyglądzie, czerwonych oczach i bladej skórze... choć jego ciało ubrane było nieco inaczej. Długi płaszcz i szykowny strój zastąpiły piękny, węglowy garnitur z czarną koszulą o wysokim golfie i srebrnym naszyjniku.

-Co...

-To moje wspomnienie. Nie denerwuj się, gdyż stanie się niestabilne - Wyszeptał Seonghwa, którego poznałem jako pierwszego, zauważając, iż stoi tuż obok mojego boku, gdy ten drugi, szedł dalej pomiędzy brunatnymi, pokrytymi z jednej strony bielą płatków śnieżnych drzewami, tak, jakby nie zdawał sobie sprawy, iż jest obserwowany. Ja zaś czułem się zupełnie zmieszany, nie rozumiejąc, co się dzieje.

-Ale...

-W porządku, chcę ci tylko pokazać - Wyszeptał prawdziwy Seonghwa, zanim poruszył się lekko, podążając za swoim sobowtórem, a ja ruszyłem i za nim - Niemal sto lat temu byłem zupełnie zirytowany tym wszystkim... tym, jak uparte są wilki w sprawie rywalizacji.

-Dlaczego?  - Zatrzymałem się, przełykając ciężko ślinę - Seonghwa... czy mogę... czy jest jeszcze szansa, że wrócę do... swojego życia? - Spytałem niepewnie, czując, jak głośno dudni moje serce. Wiedziałem, że ten mężczyzna jest najważniejszy i jest jedynym, który ma jakiś plan.

Dostrzegłem, jak zatrzymał się w swoich krokach.

-Postaram się, jak tylko mogę, Wooyoung, ale będę szczerym, nie wypuszczę cię, dopóki nie będę w pełni pewien, iż jesteś bezpieczny - Wyszeptał, nawet nie odwracając się w moją stronę, zanim ruszył dalej, pewnym krokiem, tak, jakby poniekąd chciał ode mnie uciec - Nie pokazuje ci tych wspomnień bez przyczyny. Są one związane z tobą i tym, co masz na ramieniu - Dodał, a moje oczy otworzyły się szeroko. 

Szedłem za nim skupiony, obserwując... cóż, jego samego, który podążał przez biały śnieg i nie czułem już tak wielu emocji, które przenikały mnie w pełni. Aż w końcu usłyszeliśmy płacz.

Głośne, donośne łkanie smutnego dziecięcego żyjątka, aż niewielki chłopiec o niespełna pięciu latkach ujawnił się skulony przy ogromnym drzewie o grubych, wystających korzeniach, który dygocząc gwałtownie, kiedy rozpaczliwie naciągał na swoje skąpo odziane ciało niewielki, niebieski kocyk.

Dostrzegłem, jak prawdziwy Seonghwa zatrzymuje się, a jego sobowtór idzie dalej, nawet nie skradając się, gdy zbliżał się do głęboko szlochającego z twarzyczką ukrytą w swoich ramionach. Obserwowałem z sercem na dłoni, jak starodawny mężczyzna zatrzymuje się czujnie napiętym ciałem o krok od malca, patrząc na niego beznamiętnie z góry.

Chwile trwały, aż malec nie zauważył obecności drugiego, nagle zrywając się na równe nóżki... lecz był zbyt słabym, upadając bezradnie i łkając znacznie mocniej, zanim rozpaczliwie zaczął szarpać cienki kocyk na cienkie, szare łachmany.

Monster under my bed // WooSanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz