4. Wkrótce

1.8K 123 17
                                    

[Widzisz błędy, popraw mnie.]

Katherina

♥♥♥

Filippo 19 lat, Katherina 22 lat

    Marsz weselny popłynął z kościelnych głośników. Obcasy białych sandałków stukały o marmurową posadzkę kościoła.  Biały tren ciągnął się po niej jak śnieg poruszany podmuchami wiatru.  Dziewczynka w białej sukience sypała, białe płatki róż, po których następnie stąpałam. Biel pochłaniała mnie jak lawina śnieżna - Dusząc i zabierając ostatnie tchnienia.

Mimo to szłam dalej.

Przerażona, dumna i z nadzieją. 

Gdy tylko dotarłam do ołtarza, trzyletnie dziewczynka o miedzianych włosach podbiegła do ławki i wyciągnęła rączki do mężczyzny, który stał się całym światem mojej jedynej przyjaciółki. Antonio z nieukrywaną czułością w oczach uniósł Sofii i złożył na jej czole pocałunek. Samanta stała obok i uśmiechała się do swojego męża i córeczki z dumą. Jej długie, blond włosy okrywały ramiona jak płaszcz, a brzuszek był już spory, odznaczał się w złocistej sukni, cóż lada moment na świat miał przyjść ich syn. Byli idealnym małżeństwem i takimi samymi rodzicami. Następnie wzrok Samanty odnalazł mnie. Wsparcie jakie w niej miałam było nie do określenia. Była dla mnie siostrą, której nigdy nie miałam i oprócz ojca jedyną najbliższą osobą. Oderwałam od niej spojrzenie i skierowałam na swojego przyszłego męża. Jego surową twarz okalał ciemny zarost.  Nie mogłam dostrzec na niej nawet grama szczęścia, czy nawet podziwu dla mojej osoby. Czarne jak smoła oczy wpatrywały się we mnie z powagą. Jego postawa wyrażała znużenie.

Idealna maska z kamienia. Nawet posąg stojący w ogrodzie mojego papy miał więcej życia w sobie niż on.

Gdy mój ojciec oddał moją rękę mężczyźnie, który miał być dla mnie najlepszą partią, nie wiedział jakim koszmarem stanie się moje życie. Zdawałam sobie sprawę, że chciał mnie chronić. Zrobiłby dla mnie wszystko i w tamtym momencie myślał, że robi. Zaślepiona miłością do własnego ojca, zrobiłam to o co mnie prosił, mimo że miałam swoje naiwne marzenia.

Mój mąż powiedział, że marzenia są dla głupców, nadszedł dzień, że mu uwierzyłam.  

Trzy miesiące po ślubie odbył się pogrzeb mojego papy.

        Morze żałobnej czerni rozciągało się na cmentarzu. Otaczały mnie czarne garnitury, czarne płaszcze. Kobiety odziane w czerń od stóp do głów. Czerń drwiła ze mnie, gdziekolwiek bym nie spojrzała.

Wiatr szarpał żałobną woalką na mojej głowie i płaszczem ciasno okalającym moją wąską talię. Kolorowe liście upadały z drzew i wraz z podmuchem unosiły się nad ziemią. Chciałabym stać się jednym z nich. Odlecieć jak najdalej stąd. Przestać czuć.  Pod powiekami zbierały się palące łzy, lecz nie pozwoliłam sobie na ich uronienie. Wiedziałam, że jeśli to zrobię, nie powstrzymam ich biegu przez najbliższą godzinę. Poczekam. Pozwolę sobie na opuszczenie gardy w samotności. Z dala od kilkuset par oczu, czujnie badających moje zachowanie. Oni na to tylko czekali. Poprawiłam duże, przeciwsłoneczne okulary, by ukryć ból, który tylko w moich oczach można było dostrzec. Leonardo, mój mąż, właśnie trzymał dłoń na moich plecach, w niemym wsparciu. Dłoń, która wypalała dziurę w płaszczu i czarnej kopertowej sukience, zdawała się parzyć moją skórę. Tak naprawdę to były tylko pozory, dla gapiów. Dla kobiet, które przykładały białe chusteczki do policzków i ścierały z nich widmowe łzy. Dla mężczyzn, którzy bezwzględnymi oczami taksowali nasze wyimaginowane na pozór idealne małżeństwo.

Złożona przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz