10. ZOE

1.1K 71 45
                                    

Uderzałam rytmicznie nogą o podłogę. Lot dłużył się nielitościwie, a niezręczna cisza mnożyła urojenia w mojej głowie. Mauricio nie odezwał się od wejścia na pokład. Praktycznie się nie poruszył. Przez cały lot wpatrywał się w okno. Był dziwnie zamyślony. Trybiki w mojej głowie działały na najwyższych obrotach lecz nie potrafiłam go rozgryźć.

Zerknęłam na Orvaldiego, który najpewniej miał już setkę pomysłów na wyszukane tortury, ciche morderstwo lub chociażby bezproblemowe pozbycie się mojego ciała. Nie łudziłam się. Nie wypuści mnie tak łatwo. W końcu znałam jego mroczny sekret. Prawda wypłynęła w najmniej oczekiwanym momencie. Gdybym mogła, zatopiłabym ją w najmroczniejszych czeluściach umysłu z której nigdy by nie wypłynęła.

Mogłam choć raz nabrać wody w usta...

A tak serio – nie znałam go i nie miałam bladego pojęcia, co siedziało w jego głowie. Od blisko trzydziestu minut tkwił w swoim fotelu nie ruszając się. Był jak posąg wpatrujący się nieobecnym wzrokiem w ciemne chmury. Co dziwniejsze, wyglądał na... Zmartwionego.

Zmęczona, przetarłam rękoma twarz. Schyliłam się i opierając łokcie na kolanach, ukryłam twarz w dłoniach. Zamknęłam oczy. Nabrałam do płuc kilka głębokich wdechów.

„Bez mężczyzny u boku niczego nie ugrasz."
„Tu obowiązują stare zasady."
W tym świecie liczy się tylko hierarchia ."

Powtarzałam w myślach słowa Sophii. Pierwszy raz od początku całej tej dziwnej sytuacji, wzięłam jej słowa na poważnie i miałam nadzieję, że nie pożałuję swojej decyzji. Wiedziałam, że mama miała rację. W tym zepsutym do szpiku kości świecie, panowały brudne, staroświeckie zasady, w których to kobieta nie miała prawa głosu, lecz z odpowiednim mężczyzną u boku, mogłam nagiąć je wszystkie... Co więcej, gdybym miała po swojej stronie nie jednego, wpływowego mężczyznę, a dwóch, wtedy...
Wtedy mogłabym wygrać.

Wierzyłam, że nie pomyliłam się w swojej ocenie, choć każda minuta ciszy rozsadzała mój mózg od namnażających się pytań i wątpliwości, bo co jeśli, źle oceniłam Orvaldiego?

Przełknęłam ślinę i uniosłam w końcu głowę do góry. Otworzyłam powieki. Mrugnęłam kilkukrotnie.
Tak.
Nie przewidziało mi się.
Mauricio w końcu zmienił pozycję i przyglądał mi się z typowym dla siebie pokerowym wyrazem twarzy.

― Co? ― rzuciłam bezmyślnie. ― Będziesz się tak na mnie gapił, aż spłonę pod wpływem twojego śmiertelnego spojrzenia?!

Mężczyzna zmienił nieznacznie pozycję i na moment uciekł wzrokiem w stronę okna. Gdy spojrzał na mnie kolejny raz, ujrzałam w jego oczach smutek. Nie spodziewałam się tego. Prawdę powiedziawszy nie oczekiwałam odpowiedzi na jedno z moich popisowych pytań w stylu inteligentnej odwrotnie. Myślałam raczej o karze - kulce w łeb lub chłoście.

Jak widać, świat lubił mnie zaskakiwać, rzucając wyzwania, na które nie sposób było się przygotować.

— Skąd wiedziałaś, że to fotomontaż?

— Nie wiedziałam — dopóki Noah mnie nie naprowadził, dodałam w myślach. Wzruszyłam ramionami. — Blefowałam.

Mauricio zaśmiał się gorzko, kręcąc głową z niedowierzaniem.

— Byłaś przekonująca.

— Starałam się. Po co leciałeś do Nowego Jorku? Nie mogłeś zostawić mnie w mieście, skoro i tak po godzinie wracasz do Bostonu?

Podziemny układ. Vendetta [18+]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz