*Oczami Jacoba*
Ku mojemu zaskoczeniu Beth wsiada do auta. Cała się trzęsie, a ja mam wyrzuty sumienia, że zwlekałem z naprawą ogrzewania w samochodzie, mimo to jest cieplej niż na zewnątrz.
-Chcesz o tym pogadać? - pytam.
-A o czym tu gadać? Wciąż się rozczarowuję ludźmi.
Zaciskam usta w wąska linię i nie kontynuuję rozmowy. Co miałbym jej powiedzieć? Przecież ja też ją rozczarowałem.
-Mógłbyś się zatrzymać? - dziewczyna prosi, wiąż wpatrując się w szybę.
Jest ciemno, pada deszcz, co chwilę słychać grzmoty.
-Boję się burzy - wyjaśnia.
-Wiem.
Spełniam jej prośbę i staję na poboczu, włączając światła awaryjne. Co prawda, raczej jest małe prawdopodobieństwo, że ktoś będzie jechał tą drogą o tej porze, ale jednak bezpieczeństwo przede wszystkim.
-Możesz mi wyjaśnić dlaczego wciąż się do mnie zbliżasz?
-A więc o to Ci chodziło? Chcesz o tym porozmawiać? - pytam i odsuwam fotel do tyłu, rozkładając się wygodnie.
-Za każdym razem jak dzieje się coś negatywnego w moim życiu, to jakimś cudem jesteś w pobliżu - prycha.
-Nie wiedziałem, że będziesz na tej imprezie - unoszę ręce w obronnym geście.
-W takim razie dlaczego za mną wyszedłeś? - pyta.
-Nie mogłem pozwolić, abyś sama wracała do domu, nie wybaczyłbym sobie, gdyby cokolwiek Ci się stało. Poza tym mówiłem, że zbliża się burza.
Wzdycham, kiedy od kilku minut milczymy, a jedynym dźwiękiem jest odgłos burzy. Co jakiś czas brunetka podskakuje, a jej ciałem wstrząsają dreszcze.
-Chodź tutaj - mówię i rozkładam ręce.
-Nie.
-No chodź, jest zimno i widzę, że się boisz.
-Nie wiem czy to dobry pomysł.
-Nie robię tego, żeby zaciągnąć cię do łóżka, po prostu chodź się przytulić.
Obserwuję jak dziewczyna chwilę się waha, ale ostatecznie przekłada nogi po obu stronach moich ud i siada na moich kolanach.
Przytulam ją delikatnie, a z jej ust wydobywa się tak ciche westchnienie, że nie jestem pewien czy sobie tego nie wymyśliłem.
-Już dobrze, jesteś bezpieczna - mówię i głaszczę ją po plecach.
Dziewczyna wsuwa lodowate dłonie pod moją koszulę, a mnie przechodzi dreszcz. Nie jestem pewien czy z różnicy temperatur czy od jej dotyku.
-Beth, masz zimne dłonie - zaciskam zęby.
-Strasznie mi zimno.
Otulam ją swoim ciałem jeszcze bardziej, a ona przysuwa się do mnie tak blisko, że nie ma między nami żadnej przestrzeni.
-Beth, twoje usta są zbyt blisko, musisz się trochę odsunąć, bo inaczej nie będę mógł nad sobą zapanować - wzdycham.
Od razu przypominam sobie o tym, że te usta całował William i od razu się spinam.
-Co się stało?
-Nic - ucinam.
-Cały się spiąłeś, jest ci niewygodnie, mam wrócić na swój fotel?
-Nie, nie. Chodzi o to, że na imprezie wspomniałaś o pocałunku z Williamem, a ja sobie to wyobraziłem i pomyślałem, że... - dziewczyna nie daje mi dokończyć, bo wpija się w moje usta.
O kurwa. Tak bardzo za tym tęskniłem. Biorę wszystko co jest w stanie mi zaoferować. Zadowolę się okruszkami, byle mieć ją jak najbliżej.
Pocałunek jest zarówno delikatny jak i pełen pasji. Nie wiem ile czasu mija zanim się od siebie odrywamy.
-Beth, to było...
-Jacob, dlaczego to zrobiłeś? - znowu mi przerywa.
-Co masz na myśli? - pytam, zbity z tropu.
-Dlaczego zniszczyłeś nas związek?
-Beth, na pewno chcesz o tym rozmawiać?
-Nie wiem, ale muszę wiedzieć czy to ze mną jest coś nie tak, że niczego nie zauważyłam, czy po prostu ciągnie mnie do złych ludzi.
Czuję ukłucie w klatce piersiowej na myśl, że uważa mnie za złego człowieka. Nic dziwnego, skoro zrobiłem jej tak pojebaną rzecz.
-Ja... Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić. Miałem wtedy swój najczarniejszy okres w życiu, brałem zbyt dużo narkotyków, nie potrafiłem sobie poradzić z ogarniającym mnie pożądaniem, wciąż chciałem więcej i więcej, a ty wciąż mnie odpychałaś. W tamtą noc wziąłem jakąś tabletkę, po której mi odbiło. Zrobiłem ci coś okropnego, a później wyparłem to z pamięci. Kolejnym błędem była znajomość z Holly, nie wiem jakim cudem znalazła te zdjęcia, a ja nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Nie wykasowałem ich, sam nie wiem czemu, pewnie zapomniałem o nich jak wziąłem kolejną tabletkę. Teraz już nie biorę, jestem czysty.
-Dlaczego powiedziałeś mi, że mnie kochasz, kiedy od ciebie odchodziłam?
-Zorientowałem się, że jest już za późno, powinienem powiedzieć Ci to dużo wcześniej, ale czułem, że może to być ostatnia szansa, aby to wyznać. Musisz wiedzieć, że mówiłem prawdę. Kocham Cię.
-Jacob, nie potrafię ci zaufać - dziewczyna opuszcza głowę, a ja chwytam jej podbródek, aby na mnie spojrzała.
-Beth, pozwól mi wszystko naprawić - błagam i brzmię tak żałośnie, że aż mi wstyd.
-Chyba nie jestem w stanie, na pewno nie teraz.
Atmosfera zdecydowanie się ochłodziła. Elizabeth wraca na swoje miejsce i zapina pasy. To dość jasna aluzja, że chce wrócić do domu. Odpalam silnik i ruszam przed siebie. Co jakiś czas spoglądam na dziewczynę, ale ona wpatruje się w okno. Ani razu na mnie nie spogląda.
-Beth... - zaczynam.
-Nie możemy tak dłużej, ja nie mogę - mówi.
-Nie rozumiem - odpowiadam zmieszany.
-Wciąż mieszamy sobie w głowie, całujemy się, żeby później znowu się odepchnąć.
-To ty mnie odpychasz, nie ja ciebie - zauważam.
-Może powinnam zrobić to raz na zawsze - Beth szepcze jakby do siebie, a mnie robi się słabo.
-Co kurwa? Tego właśnie chcesz? Żebym zostawił Cię w spokoju? Aż tak mnie nienawidzisz? - pytam łamiącym się głosem.
-Nie wiem, ale nie potrafię ci zaufać, nie wierzę w twoje zapewnienia o miłości.
-Nie wiem jak mam ci udowodnić, że jesteś całym moim światem, że kocham cię tak bardzo, że nie ma chwili, abym o tobie nie myślał - wzdycham.
Zajeżdżam na podjazd pod jej mieszkaniem i wyłączam silnik.
-Powiedz, że mnie nie kochasz a dam Ci spokój, przyrzekam - mówię pewny swoich słów, chociaż ciężko przechodzą mi przez gardło.
-Ja...
-No powiedz to - rozkazuję - jeśli przyznasz, że mnie nie kochasz to zniknę z twojego życia.
CZYTASZ
Threesome (Trójkąt)
RomansaImpreza. Mężczyzna, który wziął za dużo. Jego kumpel, dający się namówić. Ona - nie świadoma tego, że wzięła udział w trójkącie. Oni - pragnący więcej.