16. Szpital cz. II

95 7 10
                                    

- Czy ona...? - zapytała z przerażeniem. Dash pokiwała twierdząco głowa i blondynka od razu ją przytuliła. - Kurwa, tak mi przykro...

Perspektywa Applejack

- Rainbow... - powiedziałam cicho do dziewczyny, ponieważ nie mogłam nabrać powietrza.

Obydwie spojrzały na mnie i widząc co się ze mną dzieję blondynka szybko chwyciła odemnie chłopca, a Dash podeszła do mnie i mnie "przytuliła" zarazem podtrzymując mnie na nogach, ponieważ były jak z waty. Po chwili pisk w uszach zamienił się ciszę i ciemność...

- C-co się stało? - zapytałam pozwoli otwierając oczy.

- Rany mała... Wystraszyłaś mnie strasznie. Zemdlałaś. - odparła ukochana głaszcząc mnie dłonią po policzku.

Kiedy lekarz dyżurujący zobaczył, że wszystko ze mną w porządku pozwolił mi opuścić salę.

Wychodząc z pomieszczenia na korytarzu zastałam Milenę i Angel Wings.

- A gdzie Fire Arrow? - zapytałam lekko przestraszona.

Milena nic nie powiedziała, tylko wskazała głową na drugi koniec korytarza, gdzie siedział James i pokazywał coś chłopcu.

- Czy to naprawdę się stało? - zapytałam smutno i popatrzyłam na każdą z nich.

- Ja też nie mogę w to uwierzyć... - odparła Wings i wstała, aby mnie przytulić, pozostałe uczyniły to samo.

W pewnym momencie podeszła do nas pielęgniarka.

- Przepraszam, to chyba do Pań. Znalazłam to w szafce nocnej Pani Spitfire, wyrazy współczucia drogie panie, niestety muszę już iść.

Patrzyłyśmy jak odchodzi i po chwili spojrzałyśmy na to, co kobieta nam podała. W ręce Dash znajdowały się 4 koperty, każda podpisana inaczej: Dla Applejack i Rainbow Dash, Dla Mamy, Dla Fire Arrow'a, Dla Soarin'a.

Otworzyłyśmy kopertę za adresowaną do nas i oto co znajdowało się w środku:

Cześć dziewczyny, jeżeli to czytacie, znaczy że nie żyje. Dzwoniłam już do ciebie Applejack, ale nie wiem ile czasu mi zostało... Choroba mnie wykańcza i jak wiecie leżę w szpitalu, co mnie strasznie męczy, ponieważ nawet z synem się nie widzę. Nie upoważniam do wejścia tutaj Angel, ponieważ nie chce, żeby młody mnie widywał na codzień w takim stanie. Nie może mnie zapamiętać, jako słabej i rozchorowanej. Fire Arrow to prawdziwy, mały i zdolny wojownik, jest na tyle mały, że będzie pamiętał mnie jak przez mgłę. Jednakże, zostawiam dla niego list, kiedy będzie na tyle duży, aby zrozumieć co się ze mną stało, proszę niech dostanie ten list, to moja jedna prośba, jednakże mam jeszcze dwie. Na moim pogrzebie wręczcie mamie, jej kopertę, nie chcę, żeby czytała to wcześniej, wystarczająco bólu jej zadam... Moją ostatnią prośba jest, jak już się pewnie domyślacie to danie listu Soarin'owi oraz przedstawienie mu naszego syna, jeżeli nie będzie chciał mieć z nim nic wspólnego, proszę zajmijcie się nim... Nie znam bardziej odpowiednich osób, niż wy. Dziękuję wam za wszystko, a w szczególności za wybaczenie. Będę wam zawsze za to wdzięczna...

Spitfire :)

Czytając to znów się rozpłakałyśmy, była taka młoda... Nie mogę w to uwierzyć, wszystko działo się tak szybko...

*kilka godzin później*

Do Kryształowych Gór przybyła Mama zmarłej i zadeklarowała zająć się pogrzebem i wszystkim z nim związanym, także nam zostało jedno, a zarazem ostatnie zadanie... Jechać do ojca chłopca.
W naszym liście był dołączony klucz od domu Ognisej. Zabrałam z ukochaną większość rzeczy chłopca i udałyśmy się w podróż powrotną, para wracała razem z nami. Jednakże, James chciał zająć się Mileną, ponieważ ciężko znosi śmierci kogokolwiek, więc wstrząsnęło nią to, także ja prowadziłam ich samochód, a Dashie razem z chłopcem jechała moim autem.

Było już ciemno, więc nie za bardzo było cokolwiek widać, jednakże patrząc w lusterko wsteczne spoglądałam raz czasem na parę z tyłu. Milena przykryta kocem wtulona w ukochanego słodko spała, a James delikatnie ją obejmował i chyba zauważył, że zerkam na nich.

- Jeśli chcesz, to się zamienimy. - szepnął.

- Nie, no coś ty. Milena niedawno się uspokoiła, niech sobie śpi.

- Strasznie ruszają ją takie sprawy. - odparł smutno.

- Nie dziwie się, sam widziałeś jak ja to zaniosłam, pod wpływem emocji zemdlałam, jednakże ona nawet jej nie znała, a przejęła się tym strasznie.

- Masz rację, Milena chociaż ma swój zadziorny charakterek, to gdy ktoś z bliskich cierpi, to ona także... Moja mała kruszynka, od zawsze była wrażliwa. - spojrzał na nią czule.

- Ma szczęście, że ma kogoś takiego, jak ty. - spojrzałam w lusterku na mężczyznę.

- A Rainbow ma szczęście, że ma ciebie. - odparł uśmiechnięty.

Po długiej podróży pojechaliśmy do swoich domów, był środek nocy, więc Soarin'a odwiedzimy jutro. Młodego położyłam na kanapie w salonie, ponieważ w czasie podróży zasnął, pytał co jakiś czas, gdzie mama, aż serce się łamało, jednak co mogłam mu powiedzieć, niż "mama za niedługo wróci... "

Nastał ranek, zebraliśmy się po śniadaniu i z pochmurnymi nastrojami ruszyłyśmy do domu przyjaciela. Dash uprzedziła go o wizycie, więc miałyśmy pewność, że go zastaniemy w domu. Samochód zostawiłyśmy na podjeździe i z chłopcem na rękach szłyśmy w kierunku drzwi, które po chwili otworzył mężczyzna.

- Cześć dziewczyny? - powiedział pytając.

- Hej Kosiarz, możemy wejść? - zapytała Dashie.

- Jasne, wchodźcie. - zaprosił nas do środka. - Ale powiedzcie mi jedno, dlaczego jest z wami dziecko Spitfire? - zapytał zmieszany.

- Ah... Najpierw trzymaj to. - powiedziała Rainbow ze łzami w oczach i wręczyła mu list. Zanim otworzył kopertę usiedliśmy w salonie i wtedy zaczął czytać.

Po kilku minutach odłożył kartkę na bok, podszedł do chłopca i wpatrywał się w niego.

- Czy... Czy to naprawdę mój syn? - zapytał ze łzami w oczach.

- Tak Soarin. - spojrzałam na niego smutno.

- Ja... Nie mogę w to uwierzyć, dlaczego ona to ukryła... A teraz, teraz nawet nie mogę z nią porozmawiać, przecież bym jej pomógł, była ze mną w ciąży... To nasze dziecko... Cholera! - schował twarz w dłonie i zaczął płakać.

- Soarin posłuchaj, on cię teraz potrzebuje... Nie ma nikogo prócz ciebie. Jeśli chcesz będziemy ci pomagać w zajmowaniu się z nim, tylko czy go do siebie przygarniesz? - zapytałam niepewnie.

- Rany, oczywiście, że tak... Jest moim synem, nie mogę go tak zostawić. - powiedział i wyciągnął ręce do chłopca. - Witaj mały, w swoim nowym domu... Tata się wszystkim zajmie. - przytulił chłopca do siebie i ponownie się rozpłakał, podobnie jak i my.

AppleDash... nowy początek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz