"Kolacja zapewnień"
Do stołu siadamy wyjątkowo późno, a to wszystko za sprawą tego, że nie potrafimy przestać się śmiać. Każde z nas co rusz dopowiada jakąś śmieszną anegdotkę czy wspomnienie, które nasuwa się po słowach kogoś innego. Cieszymy się więc swoim towarzystwem i na moment zapominamy o nierozwiązanych sprawach, czy nadal ciążących na nas problemach.
Właściwie, to właśnie tak mija nam całkiem spora część popołudnia. Po prostu siedzimy, rozmawiając i jedząc, przygotowane przez mamę przysmaki. Nawet Dominik z Szymkiem wydają się w jakiś sposób lepiej dogadywać. Mama zaś cały czas uśmiecha się do dziewczynek, które jak urzeczone siedzą naprzeciw niej.
Wszystko wydaje się tak idealne, jakby nie mogło być prawdziwe. Sama nie wiem, dlaczego, ale jakieś złe przeczucie nie potrafi mnie opuścić, odkąd dowiedziałam się o liście. Czuję się tak jakby całe moje ciało ostrzegało mnie przed nadchodzącym niebezpieczeństwem. Staram się jednak czerpać z naszego wspólnego obiadu jak najwięcej dobrego. W końcu dawno już nie czułam się tak... na miejscu.
- Dokładnie. Lenka uwielbiała, gdy śpiewaliśmy jej piosenki do snu. Skąd wiedziałaś? - mama właśnie nakłada na paterę kawałki szarlotki, kiedy odwraca głowę w stronę Magdy. Dziewczynka patrzy jednak na mnie swoim pytającym wzrokiem, jakby chciała dowiedzieć się, czy w ogóle powinna o tym mówić.
Wracam myślami na ziemię i kiwam jej na zachętę głową. Tym samym znów zaczynając z większą uważnością zwracać uwagę na ich słowa. Doskonale bowiem pamiętam okoliczności w jakich zdradziłam tę informacje. Pamiętam te zbolałe oczka i ich błaganie, o chwilę bez strachu. Potrzebę by ktoś zdjął jej z ramion odpowiedzialność i zapewnił poczucie bezpieczeństwa.
- Oj tak. - Szymon, nadal grzebiąc widelcem w swojej surówce, dopowiada parę groszy od siebie. Jakby naprawdę nie mógł się powstrzymać... - Leśka to wręcz ubóstwiała. Czasem miałem nawet wrażenie, że nie potrafiła bez tego zasnąć. - delikatny uśmiech powoli wkrada się na jego usta. - Potrafiła nawet w akcie desperacji przyjść do mnie, kiedy rodzice już spali i prosić bym coś jej zaśpiewał.
Wszyscy przy stole milkną, a ja zaczynam odczuwać dziwną nostalgie.
- Och, synku... - mama splata swoje dłonie i unosi je na wysokości swojej klatki piersiowej. - Nie wiedzieliśmy. - choć moja rodzicielka patrzy na mojego brata, tak jakby przeze mnie musiał czuć się niekomfortowo, nie czuję urazy. Wiem, że wcale nie ma mi za złe tego co robiłam. Po prostu obwinia się za własny brak reakcji. Tylko, że skąd mogła o tym wszystkim wiedzieć, skoro żadne z nas nawet o tym nie napomknęło?
- Nie powinnaś się obwiniać mamo. - zauważam, kiedy ciągle wpatruje się w Szymka zbolałym spojrzeniem. - Zrobiłam to jeden, jedyny raz. Tak bardzo zawodził, że już wolałam zasnąć sama, niż słuchać jego kociego skrzeku. - tłumię swój śmiech, kiedy po twarzy mojego brata przebiega grymas konsternacji. Mama również stara się powstrzymać swój wybuch wesołości. Niestety, nasi goście nie wytrzymują. Śmieją się cichutko, A do Szymka w końcu dociera sens moich słów. Jego złość zaczyna odnajdować drogę ujścia w krzyku przepełnionym nutą goryszy i ukrywanego skrzętnie rozbawienia.
- Ożeż ty, mała zarazo! A mówiłaś, że świetnie mi poszło! - marszczy swoje brwi, porzucając grzebanie w jedzeniu.
- Kłamałam. - kwituję i wciągam swoje wargi, usilnie starając się nie roześmiać. Tylko, że jego mina jest wprost komiczna, a ja w końcu nie wytrzymuję. Wybucham szczerym śmiechem, a jego złość tylko nabiera na sile. Macham lekceważąco ręką, wcześniej przecierając policzek z łzy rozbawienia. - No już, nie złość się! Chciałam dobrze.
CZYTASZ
Niezwykła "Mama" #2
RomanceDRUGA CZĘŚĆ SERII "Fatalnych wypadków". "Minął rok, a oni stali się jej rodziną." Tak miały brzmieć słowa wieńczące ich historię. Tylko czy, aby na pewno będą one prawdziwe? Bycie partnerką już samo w sobie jest przecież trudne, kiedy jednak przych...