Rozdział 9

5 3 0
                                    

Ja, Ayla i Elektra wracamy do domu. Spotkały mnie po drodze, wracałam ze sklepu próbując się dodzwonić do Patrycji. Otwieramy drzwi od domu. Jest tutaj wielki bałagan, jakby ktoś napadł na ten dom i czegoś szukał.
-Co tu się stało? - pyta zmartwionym wzrokiem Ayla.
-Nie mam pojęcia. Co się stało z naszą rodziną? Gdzie oni są? - pytam jakby siebie ze łzami, cała się trzęsąc z przerażenia.
-Proszę, proszę kogo ja tutaj widzę, witaj córeczko - mówi siostrą mojej matki, szczerząc się do mnie.
-Nie nazywaj mnie tak! Gdzie jest moja rodzina!? Chwila, ale ty umarłaś? Jakim cudem...
-Widzisz, jestem niepokonana. Nie martw się o Twoją rodzinę. Gdy tu przyszłam, niestety ich nie było.
-Mamo! Victor! Lucy! Gdzie jesteście!? - Krzyczę
-Potrzebuję Cię Marta. Podaj mi dłoń - mówi takim wstrętnym odpychającym głosem. Z resztą sama ma wygląd odpychający, jest wiedźmą, a przynajmniej tak wygląda - Proszę. Pokażę Ci lepszy świat. -Jakaś siła sprawiała że, już miałam podać jej rękę, lecz wyszłam z tej hipnozy, dzięki Ayli.
-Nie ma lepszego. Każdy jest zakłamany i okrutny.
-W takim razie giń! - wyciąga różdżkę z pod rękawa i mierzy nią do mnie, ja próbując się bronić z nawykiem wyciągania dłoni do ukrycia twarzy, tak zrobiłam, a ona zamieniła się w kamień.
-Twoje oczy... - mówi Elektra - zmieniły się, są jak szafiry - cudowne! - kończy Ayla.
-Czy to oznacza że mam nową moc?
-Tak - stwierdza Elektra.
-Przeszukajmy posesję. Marta, przeszukasz najwyższe piętro i podwórko. Elektra strych I parter, a ja piwnicę. - proponuję Ayla.
-Poradzisz sobie? Ayla... Ta piwnica jest ogromna.
-Nie pozwolę Ci pójść samej! - mówi stanowczo Elektra - najpierw nam pomożesz, dopiero poźniej wszystkie udamy się do piwnicy.
-No dobrze - Ayla robi taką minę jakby wiedziała że nie może się oprzeć siostrze.

Trzydzieści minut później - z perspektywy Ayli

Jestem na innym skrawku strychu, widzę jakiś stary, zakurzony pamiętnik. Nie wiem czy powinnam go czytać. Ale to zeszyt albo raczej pamiętnik jakiejś Lorraine Kwiatkowskiej. Czyli osoby z rodziny Marty.
-Marti, kim jest Lorraine Kwiatkowska?
-To dawna, już nieżyjąca siostra mojej mamy i cioci. A czemu pytasz i skąd o niej wiesz? - mówi z dalszej części strychu.
-Bo znalazłam tutaj jakiś zakurzony notes i w środku napisane jest jej imię! - krzyczę.
-To zejdzmy na dół I zobaczmy go!

Tymczasem u Patrycji...

Siedzimy w tym szpitalu całe wieki. Chociaż wiem że minęło dopiero 15 minut ale dla mnie to się strasznie dłuży. W mojej głowie pojawia się coraz więcej okrutnych, złych, negatywnych myśli. Nie wiem co mam robić, ona tam walczy o życie a ja? Mogę tylko stać.  To strasznie niesprawiedliwe że ludzie robią krzywdę innym stworzeniom.

Mija godzina.
I to bardzo długa, godzina...

Wychodzi lekarz z pielęgniarką, cali we krwi zdejmują maskę i podchodzą do mnie, kładąc rękę na ramieniu i pielęgniarka ze smutnym, zawiedzionym głosem mówi:
-Przykro mi, moje kondolencje...
Jej głos I te słowa wbiły mi się w serce, nogi zaczynają się pode mną uginać. Nigdy się tak nie czułam, odkąd umarli dziadkowie. Czuję się samotna, bezradna. Mam ochotę się wtulić w nich i nie puszczać. Ale to niemożliwe. Ręcę mi drżą, łzy spływają po policzku.
-Ale jak to? Nie możliwe! - mówię zszokowana ze łzami w oczach.
Nie mogę się uspokoić. Bałam się tego momentu, nie chciałam go nigdy przeżyć a zwłaszcza teraz. Życie lubi mnie niszczyć. Dwa Zero dla losu. Wygrał. Znowu...

Londyn, u Marty

Martwię się. Patrycja miała przyjść dwie godziny temu, by z nami przejrzeć zeszyt. Nadal jej nie ma. Dzwoniłam i pisałam. Chyba po nią pójdę, nawet jeśli jej coś wypadło, to martwię się bo mi nic nie powiedziała, a to moja przyjaciółka. Znam ją, nigdy nie robi tego bez powodu. Coś musiało się stać. Nigdy by nie zapomniała o tym, nie jest taka roztargniona jak ja.

Mija trzy godziny. Jestem pod domem przyjaciółki. Pukam do drzwi i je otwieram wchodząc do środka. Rozglądam się wokół i widzę bałagan i mnóstwo czerwonego śladu na podłodze i meblach. Wygląda to jakby przeszło tu jakieś tornado, włamanie lub napad. Mam nadzieję, że nic się nie stało Patrycji.

-Patrycja? Jesteś tutaj? - pytam nieco cicho, wystraszonym głosem.
-Marta? To ty? Wchodź, przepraszam za bałagan i nie odpisywanie ale yy byłam bardzo zajęta. - śmieję się nerwowo i mnie przytula.
-W porządku, ale czy wszystko u Ciebie dobrze? Nie wyglądasz najlepiej. - pytam zmartwiona. Ma na sobie to samo ubranie co kilka dni temu, jest całe przemoczone. Ma potargane włosy i rozmyty makijaż, jakby płakała. A na podłodze jest mnóstwo szkła, zdjęć i chusteczek.
-Nie, tak naprawdę nie jest w porządku... - przytulam ją, ponieważ widzę, że jest w  kiepskim stanie. - Moja m-m-mama n-nie żyję...
-Jak to? - krzyknęłam zszokowana - Wybacz, przykro mi.
-Nie wiem co się stało, ale wiem, że została zabita. I podejrzewam, że zabił ją ten uciekinier z więzienia.
-O rany wiedziałam,  że to się nie skończy dobrze. A gdzie jest twój tata? Przepraszam, że nie byłam tu razem z tobą.
-Nie szkodzi. On też gdzieś zaginął.

Rozglądam się po kuchni i salonie, widzę poza chusteczkami, mnóstwo zaschniętej krwi na podłodze I coś czerwonego co wystaje z kosza. Podchodzę do niego i wyciągam folię. W folii jest zakrwawiony nóż i chusteczka.

-Myślę, że twój tata został porwany. - mówię cichym zmartwionym głosem. Patrzę na nią I wyobraź sobie jej ból. Gdyby mogła go od niej zabrać...
Chociaż trochę by było jej lepiej...
-O nie... - wydusza, łzy spływają jej po twarzy.
-Nie smuć się, policja go znajdzie i sprawcę również.
-Mam taką nadzieję.
-Głowa do góry, ułoży się. Chodź, musisz coś zjeść i wyjść z tego miejsca zbrodni. Nie możesz możesz siedzieć i tak patrzeć. Nie zamierzam widzieć cię w takim stanie, jak się zadręczasz. - mówid i głaszczę ją po włosach.
-Dobrze, dziękuję Marta. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła. - uśmiecha się lekko i wtulając we mnie.
-Nigdzie się nie wybieram. Stawiam nam lody i coś do picia! Co ty na to? - śmieję się lekko a Pati potakuje głową.

Szklane Oczy Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz