ROZDZIAŁ 2 🐾

1K 38 2
                                        

Biegnę do kuchni, aby pokazać mamie mój najnowszy rysunek. Wpadam do środka z ogromnym entuzjazmem, a aromat gotującej się zupy wypełnia pomieszczenie. Gdy wpadam na mamę, jest skupiona, a ja nagle czuję, jak serce mi przyspiesza na myśl o tym, że może się ucieszyć.

Obraca się do mnie, a jej spojrzenie wydaje się zimne i nieprzyjemne.

- Mamo, narysowałam coś dla ciebie! - Wołam radośnie, w moim głosie słychać dziecięcą nadzieję. Jednak zamiast uśmiechu, widzę gniew. Zapomniałam, że mam zakazane mówić do niej "mamo". Przypomnienie tego zakazu zjawia się jak cień, przerażając mnie do szpiku kości.

Łapie mnie za rękę, silnie, a moje serce zaczyna bić szybciej. Popycha mnie na ścianę.

- Ile razy mam ci powtarzać, że masz się tak do mnie nie zwracać, bachorze! - Krzyczy, a każde słowo brzmi jak ostry nóż w moim sercu. Czuję strach narastający w moim wnętrzu. Chciałabym płakać, ale wiem, że nie mogę, nie w tym momencie. Jej emocje wydają się niemal namacalne, a ja czuję, jakbym weszła na lód, który lada chwila może się załamać.

Zrobiła dwa kroki w tył, a ja zamarłam, widząc zamach jej ręki. Uderza mnie w policzek, a ból przeszywa moją twarz. Czuję okropne pieczenie, a po policzku spływa gorąca łza, wiążąc ból w jedno. Wyrwała mi rysunek z ręki, podeszła do kuchenki i podpaliła go. Z przerażeniem obserwuję, jak mój rysunek z każdym płomieniem gubi swoje kolory, a moje wspomnienia stają się popiołem. Znowu jest mi smutno, jeszcze bardziej niż przed chwilą.

- Jeszcze raz na z wiesz mnie tak, a nie będziesz mogła nic rysować! - Wykrzyczała mi w twarz, a dźwięk jej głosu brzmiał jak zapowiedź czegoś gorszego.

- Wypierdalaj stąd! - Dodała, a te słowa odbiły się echem w moim umyśle. Szybko wybiegłam z kuchni, jakby ogień wypalał mi ślady na stopach. Pobiegłam na podwórko, skacząc przez płot, łzy nieustannie spływające po moich policzkach. Nie miałam pojęcia, dokąd mam iść – osiedle wydawało się tak obce, ludzie patrzyli na mnie z ciekawością, ale ja czułam się jak duch.

Gdy już miałam wracać do domu, coś przykuło moją uwagę – piękna, różana ścieżka, która jakby wzywała mnie do odkrycia jej tajemnic. Zafascynowana, przebiegłam na drugą stronę ulicy, a po chwili stanęłam przed tą magiczną ścieżką, zastanawiając się, co może być na końcu.

Powoli postawiłam pierwszy krok, czując, jak każda łezka przekształca się w promień nadziei. Dookoła mnie rozkwitała intensywna czerwień – przypomniałam sobie opowieść naszej nauczycielki o „Małym Księciu”, który dotarł do ogrodu róż, razem z lisem.

Idąc dalej, podziwiałam nie tylko zapach, ale także różnorodność piękna tej chwili. Skręciłam w prawo, a moim oczom ukazała się wspaniała fontanna, której woda lśniła niczym diamenty. Przedstawiała kobietę, która  trzymała bukiet róż, a obok niej leżał pies, jakby strzegł jej. Wpatrywałam się w fontannę, zauważając łzy w oczach kobiety – czułam współczucie i smutek.

Usłyszałam nagle szelest, odwróciłam się, a moim oczom ukazał się starszy pan siedzący na ławce, spoglądający na mnie z troską. Obawiałam się, ale w jego oczach dostrzegłam dobroć i zrozumienie.

- Pięknie, prawda? - Odezwał się, a ja na początku nie zrozumiałam, o czym mówi. Po chwili zrozumiałam, że odnosił się do ogrodu. Wstał z ławki i podszedł do mnie, widząc na moim policzku oznaki uszkodzenia. Oderwał wzrok, by poszukać czegoś w kieszeni, a potem wyciągnął chusteczkę, klęknął i delikatnie przyłożył ją do mojej zranionej twarzy.

- Kto zrobił ci krzywdę? - Zapytał ciepłym głosem. Wiedziałam, że nie mogę mówić prawdy, że moje serce nie jest gotowe na to, by przyznać się do tego bólu.

Niechciana  "PISANA NA NOWO"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz