Razem z Yeonjunem, z okolicy domku odeszły wszystkie dziwne zdarzenia. Drzwiczki strychu jak i brama wjazdowa nie zamykały się same, furtka prowadząca do lasku przestała tak upiornie skrzypieć a z pokoju Soobina już nie było słychać odgłosów stukania. Nawet lewa ścieżka przybrała normalny kształt z lotu ptaka. Razem z drugim szlakiem, po prawej stronie, prowadziła na polanę pełną życia. Soobin odwiedził ją od razu kiedy tylko nastał świt, dzień po zniknięciu Yeonjuna. Jedyny ślad, jaki mężczyzna zostawił po sobie, to nóż.
Kiedy Soobin wybrał się na polanę, znów odczuwał niepokój. Mimo że tym razem wszystkie drzewa były piękne i zdrowe, śpiewały na niej ptaki i wszystko tętniło życiem, wydawała mu się pusta, fałszywa. W głowie miał słowa ukochanego:
— Była dla ciebie straszna, bo była obca. Teraz masz mnie.
Teraz jednak znów wydawała mu się ponura, nieprzyjemna. Tak pełna przeróżnych zwierząt leśnych i roślin, a jednak tak pusta. Nie było na niej Yeonjuna, którego zaczął mianować swoim ukochanym gdy dotarło do niego, ile dla niego znaczył. Ani nawet marnego śladu egzystencji Choi Yeonjuna, jego ducha. Soobin niepewnie przebiegł truchtem przez całą polanę, żeby rozejrzeć się pod huśtawką.
Znalazł to, czego szukał. Stary, częściowo zardzewiały nóż. Był spory.
— Ciekawe, ile ma lat... — Mruknął Soobin sam do siebie. Po chwili odwrócił ostrze, i zobaczył ledwie widoczny napis w rogu. — Tysiąc osiemset dziewiędziesiąty dziewiąty.
Pewnie narzędzie było w podobnym wieku, co Yeonjun. Soobin czuł się głupio. Pokochał kogoś, kto był od niego starszy o sto lat. Nawet nie poznał go żywego, tylko marny ślad po nim samym. A teraz brakowało mu go tak, jak złowionej rybie brakuje wody. Na dodatek znali się ledwo dwa miesiące. Soobin był głupi, tak łatwo się zakochując. Teraz musiał ponieść konsekwencje.
Po powrocie do chatki, Soobin nie miał ochoty na nic. Denerwowało go nawet leżenie. Chciałby żyć w tym samym wieku, co Yeonjun. Może powstrzymałby go od samobójstwa? Może to on zająby miejsce Kaia, i nie wyśmiał wyznania chłopaka?
Całą resztę dnia Soobin chodził po domu bez większego celu. Przeszedł strych, pierwsze piętro, parter... wszystkie wydawały mu się bardziej radosne, niż przedtem. Ale wywoływało to u niego niepokój.
Wieczorem, gdy słońce już zaszło, usłyszał dzwonek do bramy od strony ulicy. Po uchyleniu drzwi zobaczył, że stał tam młody mężczyzna, w ubraniu roboczym firmy kurierskiej. Chłopak nie przypominał sobie, żeby coś zamawiał. A kto miałby wysyłać mu listy, jeśli wszyscy używali maili? Wyszedł z domu i podreptał do furtki, żeby grzecznie wyjaśnić iż zaszła pomyłka, kiedy odezwał się minimalnie niższy chłopak.
— Choi Soobin, jeśli się nie mylę? — Kurier podniósł wzrok, wręczając zdezorientowanemu mężczyźnie kopertę. — Faktycznie. List do pana.
Miał słodki głos. Ten facet do złudzenia przypominał Yeonjuna. Tylko, że jego skóra nie była zimna i miał o wiele weselsze spojrzenie. Soobin bez słowa przyjął przesyłkę i zamknął furtkę.
Gdy dotarł do domu, natychmiast zajrzał do koperty. Kartka była pusta. Po obróceniu jej na drugą stronę zobaczył duży napis, na całą szerokość papieru.
"Kocham cię"
Na dole był jeszcze podpis nadawcy. Soobin przeżył szok kiedy przeczytał imię "Yeonjun" napisane malutkimi literami.
Chłopak miał już wyrzucać kopertę, kiedy postanowił jeszcze się jej przyjrzeć.
Nie była podpisana. Była kompletnie pusta od zewnątrz - bez adresu, danych adresata czy nadawcy. Skąd tamten młody facet wiedział, komu ją wręczyć? Jedyny napis widoczny na kopercie był w jej wewnętrznej części. Gdyby nie to, że Soobin nikomu nigdy nie powiedział o Yeonjunie, uznałby tą wiadomość za nieśmieszny żart.
"Wróciłem. I chcę cię znów spotkać."
CZYTASZ
the devil i've seenʸᵉᵒⁿᵇⁱⁿ
أدب الهواةsoobin wprowadził się do starej chatki na obrzeżu lasu. wszelkie informacje dotyczące postaci nie mają na celu odzwierciedlania prawdziwych osób! krótkie rozdziały - myślę, że około 0,5k słów NIE SHIPUJĘ idoli w prawdziwym życiu. potrzebowałem tylko...