Rozdział 23

640 24 42
                                    

Pov: Will

Rano wstałem przez budzikiem przez co sam mocno się zdziwiłem, ponieważ nigdy mi się tak nie zdarzało. Przetarłem oczy i spojrzałem na zegarek, który stał na mojej szafce nocnej. Jest 5:34 czyli spałem niecałe trzy godziny.

Wczoraj od momentu, kiedy Dustin wyszedł zacząłem malować obraz tak, że straciłem poczucie czasu i zasnąłem dopiero nad ranem. Miałem już namalowany szkic i tło teraz tylko muszę narysować szczegóły i pomalować.

Wstałem leniwie się rozciągając i zakładając na siebie szlafrok udałem się do toalety. Zauważyłem, że w pokoju Jonathana pali się światło dlatego też zaglądałem do pomieszczenia. Mój brat chował jakieś małe woreczki z jakimiś prochami, a ja na ten widok rozszerzyłem szeroko oczy.

Nie wiem co to dokładnie było, ale wyglądało na prochy. Czy mój brat ćpa? To przecież niemożliwe. Ignorując to udałem się do toalety.

Zacząłem myć zęby, a w międzyczasie przyglądałem się w lustrze. Uważam, że nie jestem jakoś wybitnie piękny, ale nie jestem też brzydki. Nigdy nie nazwałem się "brzydkim" bo nie jestem. Czy to brzmi jakbym miał duże ego?

Nie wiem czy jestem atrakcyjny, ale w całym moim życiu spodobałem się trzem dziewczyną. Oczywiście, że je odrzuciłem, bo jestem gejem. Później miałem wyrzuty sumienia dlaczego nie spróbowałem może okazało by się jednak, że dziewczyny mi się podobają, ale teraz jestem wdzięczny sobie, że nie umówiłem się z nimi. Naprawdę nie wyobrażam sobie dotknąć dziewczyny w ten sposób. Prawdopodobnie gdybym to zrobił to bym zwymiotował.

Wyszedłem z toalety nieco bardziej ogarnięty i rozbudzony. W pokoju Jonathana nadal paliło się światło, więc zapukałem i wszedłem do pomieszczenia. - Jonathan? - powiedziałem imię brata, a ten odskoczył przerażony. Chyba nie spodziewał się mojej obecności.

- Will co ty tu robisz? Nie śpisz? - zapytał ukrywając małe woreczki za sobą. Dokładnie te same widziałem kilka minut wcześniej. Zmarszczyłem brwi co zauważył mój brat. - Obudziłem się dzisiaj wcześnie - usiadłem na rogu jego łóżka. - Co to są za woreczki? - wskazałem palcem za chłopaka, a ten bardziej je ukrył.

- Umm... Mąka? - odpowiedział sam nie będąc przekonany tego co powiedział. Słysząc to wybuchnąłem głośnym śmiechem. - Naprawdę myślisz, że w to uwierzę? - zapytałem przez śmiech. - Will wyjdź to moja sprawa - powiedział chłodno mój brat. Ja ani drgnąłem. Siedziałem na łóżku wpatrując się raz na brata, a raz na woreczki. Chciałem wyjaśnień. Ja mu mówię o wszystkim to on też musi to zrobić.

- Will słuchaj... Powiem ci ale nie możesz pisnąć słowa mamie, ani Nancy. Szczególnie Nancy - podkreślił ostro ostatnie zdanie i usiadł obok mnie. - Okej - pokiwałem głową. Nie miałem zamiaru rozpowiadać jego tajemnic. On nie mówi nikomu moich to ja nie powiem nikogo jego.

- To są narkotyki, ale przysięgam nie ćpam to mojego kolegi i muszę mu przechować przez jakiś czas - pomachał mi przed oczami woreczkami. Na mojej twarzy można było dostrzec kolejne zdziwienie. Jonathan ma kolegów?

- Masz kolegę? - zmarszczyłem brwi, a na twarzy Jonathana można było dostrzec mały uśmiech. - Tak... Argyle poznaliśmy się w pizzeri jakoś kilka tygodni temu - odpowiedział z uśmiechem na twarzy. Cieszyłem się, że mój brat ma kolegę i opowiada o nim z uśmiechem na twarzy. - Skoro wiesz, że przetrzymuje mu narkotyki musisz wiedzieć, że ja palę marihuane - powiedział spuszczając głowę.

Rozszerzyłem szeroko oczy analizując to co Jonathana mi powiedział. - Czyli ćpasz - odezwałem się smutny i zły jednocześnie. - To tylko trawka! Rosną w ziemi więc są bezpieczne - wytłumaczył mi. Nie spodziewałem się, że mój brat wpakuje się w takie świństwo. Nie chciałem, żeby się od tego rozchorował, a to, że rośnie w ziemi nic nie zmienia. Narkotyki to narkotyki.

Secret Love |BYLER|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz