you are surrounding all my surroundings

494 23 30
                                    

1985

Koniec szkoły nie przyniósł fanfarów, kwiatów i celebracji, niczym dla bohatera wracającego z tarczą. Steve, po usłyszeniu swojego nazwiska wskoczył na scenę, uścisnął dłoń dyrektora Higginsa, odebrał dyplom pokiereszowany przez przedmioty ścisłe i grzecznie zajął miejsce pomiędzy tegorocznymi absolwentami. Niedole noszenia togi i biretu w ciepły dzień wśród tłumu nabuzowanego obietnicą imprezy na zakończenie szkoły, dzielił z nim Jonathan Byers. Zielonkawa barwa szaty współgrała z niezdrowym kolorem jego twarzy, wskazującym na to, że chłopak o wiele gorzej radzi sobie z wizją wkroczenia przed tłum, niż Harrington z początku zakładał.

Utrata przyjaźni nie jednego, ale aż dwóch popularnych chłopców w szkole (Billy bardzo delikatnie wyperswadował Haganowi, gdzie ma jego obecność. Na tyle delikatnie, że jego płacz było słychać tylko w zachodnim korytarzu) stała się solą w oku Tommy'ego. Pozostało mu nerwowe przeżuwanie dolnej wargi, ciesząc się ostatnimi momentami posiadania jakiegokolwiek znaczenia społecznego. Połączonego z nutką zdenerwowania, czy wszystko podczas imprezy pójdzie po jego myśli. Biedak podjął marną próbę zakopania topora wojennego, na którego trzonie wciąż widniało nazwisko Steve'a. W retrospekcji mogła pójść nieco lepiej.

Hej Harrington! Wiesz, organizuje imprezę i tak myślałem że, eee znaczy zastanawiałem się, czy...głos Tommy'ego brzmiał, co najmniej nieśmiało.

Nie przyjdę.Steve nie pozostawiając miejsca na wątpliwości, starał się szybko zakończyć rozmowę.

No i dobrze Tommy prychnął, nastraszając się jak paw. bo cię nie zapraszałem.

No i dobrze, bo nie planowałem przyjść .

Super

Świetnie

Po oficjalnej ceremonii jedyne, o czym marzył, to o najszybszym wróceniu do domu. Cały dzień na słońcu nie działał dobrze na jego głowę, która cały dzień pękała, jakby znajdował się tuż pod membraną bębna.

Albo perkusji.

Perkusji zespołu grającego rocka.

Zespołu ochrzczonego nazwą Corroded Coffin.

Nie. Stop.

Steve był przekonany, że wariuje. Od paru dni nie miał kontaktu z Eddiem. Po zaproponowanej przez szatyna przerwie, brzmiącej w uszach Harringtona, jak bardziej miłosierna wersja "Spieprzyłeś. Już nie chce cię widzieć" wszystko mu o nim przypominało. Jego myśli prędzej, czy później znajdowały powiązanie z Munsonem.

Nim się obejrzał stał na szkolnym parkingu obejmując Nancy, dając się oplątać cytrusowemu zapachowi, który zawsze nosiła. Przez chwilę pozwoliło mu to na zamknięcie oczu i zapomnieniem o wszystkim, co ich spotkało. Jonathan próbując wyglądać przyjaźnie, uśmiechnął się krzywo i skinął głową, zachowując odpowiedni dystans.

Największym zaskoczeniem okazała się dobrowolna obecność Max, Dustina, Lucasa, El i Mike'a. Will oplótł ręce wokół brata, jakby obawiał się że zakończenie liceum i nadchodząca wielkimi krokami dorosłość odbierze mu Jonathana . Joyce ukradkiem wycierała łzy, przyglądając się jej (już nie tak) małym chłopcom, dając się ponieść sentymentalnym przemyśleniom, jak szybko leci czas. Henderson, z gracją dziadka do orzechu, staranował najmłodszego Byersa, aby uściskać Harringtona. Nie bawiąc się w żadne konwenanse, czy tani element zaskoczenia, wręczył chłopakowi nowiutkie walkie-talkie, na które (przynajmniej podobno) zebrała się cała grupa dzieciaków.

Eleven po upewnieniu się, że uwaga nie jest skupiona na niej, bo chłopcy chcieli przetestować zasięg krótkofalówki porównując ja z tymi, które sami posiadali, pociągnęła go lekko za rękaw. Złożyła w jego dłoni własnoręcznie zrobioną bransoletkę. Steve natychmiast ją założył po zwróceniu uwagi na to, że dziewczynka ma taką samą. Nie minęła chwila, gdy Eleven przyciągnęła Max do siebie machając jej nadgarstkiem, na którym również wisiała ozdoba.

I bet you think about me {Steddie} PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz