akrasia (one)

58 9 2
                                    

'akrasia - (n.) lack of self control'


Krople deszczówki lejące się z białego, miejscowo powypalanego popiołem parapetu uderzały z cichym odgłosem o powoli pęczniejące, ciemne panele sypialni pewnego szarookiego chłopaka który tej nocy tak jak każdej innej, za nic w świecie nie był w stanie zmrużyć oka, dokładnie tak, jak gdyby coś wstrzymywało jego kompletnie wycieńczony organizm od wymarzonego i niezbędnego mu do normalnego funkcjonowania snu. Tym czymś nie były jednak niezidentyfikowane siły wyższe a własne myśli chłopaka które krążyły wokół dwóch rzeczy, Karl Jacobs bowiem nigdy w życiu nie pomyślałby że od czegoś się uzależni, a wystarczyła zaledwie jedna chwila słabości by zniszczyć jego dotychczasowe ideały na zawsze. Nie uzależnił się on jednak od palenia papierosów czy picia alkoholu, nie uciekał również w imprezy i nie nadużywał bliskości fizycznej w celach seksualnych. Pokochał on uczucie bycia na haju, a w momencie w którym połączyło się to z jego uzależnieniem od samookaleczania wiedział, że to właśnie te dwie rzeczy będą dla niego zgubą. I nie pomylił się, z czasem środek każdego rękawa jego bluzy miał na sobie rozbryzgi i ciemnoczerwone plamki stanowiące pozostałości po nieobandażowanych nacięciach na jego bladych rękach, a pościel na której szatyn kochał palić prędko przesiąkła duszącym zapachem marihuany.

Ból fizyczny jaki dawały mu metalowe ostrza przyćmiewały jego głośne myśli, a widok, zapach i smak bordowej, spływającej po nadgarstkach krwi kojąco stymulował jego głowę, dodając cichego poklasku do jego autodestrukcyjnych działań. Mimo tego że chłopak często ponownie rozcinał wcześniejsze rany w celu poczucia większej skali bólu, nie miał problemu z ich gojeniem. W większości nie były to żadnego rodzaju poważne cięcia, a raczej coś co wśród innych, dotkniętych problemem samookaleczania byłoby określone czymś w rodzaju delikatnych zadrapań, czasem jednak posuwał się on znacznie dalej, tworząc na swoim przedramieniu głębsze, znacznie groźniejsze i bardziej problematyczne w gojeniu rany. Nie uważał siebie jednak za nienormalnego, a nawet jeśli tak by było, to za nic w świecie nie chciał przestawać. Z pewnością wolał on swoje pocięte ręce od myśli które każdego dnia trzeźwości wyżerały go od środka, nie dając mu chwili na złapanie oddechu. Jednak z czasem palenie zioła i sporadyczne głębsze nacięcia nie wystarczały. Potrzebował więcej.

I tak zaczęło się ciągłe bycie na haju połączone z głębokimi, niekiedy wręcz zagrażającymi życiu nacięciami często idącymi wzdłuż żył i tętnic. Była to jedyna rzecz która z biegiem czasu mogła przynieść mu chociaż chwilę spokoju, a on głupio zgadzał się na to wszystko, chcąc mieć jedynie ukojenie dla samego siebie. Docierało do niego że musi przestać zanim jego praktyki znów staną się niewystarczające i będą wymagały jeszcze bardziej drastycznych kroków, ale sam nie był do końca pewien czy w ogóle tego chciał. I mimo wielu niezagojonych ran, które nawet kilka dni po powstaniu sprawiały że oczy szatyna szkliły się z bólu jaki powodowały nawet najmniejsze ruchy pociętymi kończynami, chłopak nie widział w tym niczego co miałoby zachęcić go do jakiejkolwiek zmiany. Kolejny raz przewracając się z boku na bok w marnej próbie zmrużenia oka szatyn zrozumiał że tej nocy jego myśli ponownie z nim wygrały. I w myślach notując swoją jawną porażkę dźwignął się na proste nogi, wstając tym samym z wygniecionego materaca. Bez zastanowienia ruszył w stronę wilgotnego od deszczówki parapetu i podniósł jedną ze stojących na nim doniczek tak, aby rosnący w niej storczyk nie został w żaden dotkliwy sposób poturbowany. Opuszkiem palca wyczuł przyklejone taśmą do jej spodu metalowe ostrze i jednym zwinnym ruchem odkleił je od szarego naczynia. Ujmując doskonale znane mu narzędzie w swojej dłoni uśmiechnął się pobłażliwie, doskonale wiedząc co sam ze sobą robi. Mimo wszystko poczucie beztroskiego lawirowania nad życiem i śmiercią potęgowane uciszeniem natarczywych myśli było na tyle kuszące by wyłączyć rozsądne myślenie w jego głowie na dobre, spisując jego zdrowie psychiczne jak i fizyczne na jeszcze większe straty.

akrasia | karlnapOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz