Po ostatniej lekcji nie skierował się od razu do Wieży Gryffindoru. Cały dzień w towarzystwie krzywych spojrzeń i obelg zmusiły go do spędzenia reszty dnia w samotności. Potrzebował miejsca, do którego nikt nie będzie miał dostępu, dlatego niewiele myśląc popędził do Pokoju Życzeń. Tam już będąc położył się na wygodnej kanapie i zasłonił oczy ręką. Pokój przypominał mu o bladym ciele, platynowych włosach i błękitnych oczach zasnutych mgiełką. Jakby na złość, wszystko w środku wyglądało dokładnie tak samo, jak wtedy. Nawet te cholerne maślane ciasteczka leżały na tacy na stoliku kawowym. Widocznie nawet zamek był przeciwko niemu. Westchnął głęboko, odpoczywając w ciszy, która koiła jego zszargane nerwy. Nie był pewien ile czasu już leżał. Był zmęczony, ale sen nie chciał nadejść, jakby na siłę przedłużając jego cierpienie.
— Tak myślałem, że cię tu znajdę. – głos nad nim sprawił, że odsłonił oczy, aby spojrzeć na przybysza.
— Przyszedłeś się ze mnie ponabijać? Wybacz, nie jestem w humorze. – chciał zabrzmieć groźnie, jednak jego głos wyrażał jedynie zrezygnowanie.
— Brałem w tym czynny udział. – powiedział siadając na fotelu, tak jakby to wszystko wyjaśniało.
— A więc po co tu przyszedłeś? – obserwował blondyna, ale nie podnosił się z kanapy.
— Weasley to palant. – stwierdził krótko, a Harry wywrócił oczami. Czego innego mógłby się po nim spodziewać.
— Powiedz mi coś, czego nie wiem.
— Potter, nie, żeby mi na tym zależało, ale nie możesz tak się przejmować tym wszystkim. Nie przypominam sobie, żeby w poprzednim roku tak ruszało cię to, co o tobie mówiła cała społeczność czarodziei. Nazywali cię kłamcą, niespełna rozumu niebezpiecznym szaleńcem. A jednak przyjmowałeś to wszystko na siebie, bo wiedziałeś, że miałeś racje. Czy to nie jest gorsze od tego, co mówią o tobie teraz?
Harry usiadł, aby przyjrzeć się uważniej Ślizgonowi.
— Kim jesteś i czemu udajesz Malfoya?
Blondyn parsknął cicho śmiechem.
— Potter, to ja. Po prostu stwierdziłem, że nie mogę pozwolić nadziei czarodziejskiego świata na załamywanie się takimi błahostkami. – uniósł delikatnie brew.
— A ty niby co możesz o tym wiedzieć? – prychnął brunet.
— Mój ojciec jest skazany na Azkaban za bycie śmierciożercą. Uwierz mi, nie ma gorszej rzeczy od tego. – patrzył na niego uważnie.
— Ale popierasz jego poglądy. Jesteś dumny z bycia Malfoyem, a to chyba wiąże się z byciem poplecznikiem Voldemorta. – na to imię Draco zadrżał delikatnie.
— Owszem, jestem Malfoyem i mam wpojone pewne zasady, które od wieków obowiązują w mojej rodzinie. Nie ze wszystkimi oczywiście się zgadzam. – założył nogę na nogę, opierając się wygodnie o fotel. Sam tak naprawdę nie wiedział, po co tłumaczył to Gryfonowi. Tak, jakby zaczął mu ufać. Chociaż nie miał do tego żadnych podstaw.
— Czyli mówisz, że nie chcesz zostać śmierciożercą? – zainteresował się wyraźnie.
— Oczywiście, że nie. Nie jestem samobójcą. Jakkolwiek moje własne uczucia nie mają tutaj nic do rzeczy. Kiedy przyjdzie na to pora, pewnie będę zmuszony wstąpić w zastępy sadystycznych szaleńców. Jestem Malfoyem, dlatego muszę podążać za moja rodziną.
— Nie myślałeś, żeby porozmawiać z Dumbledore'm? Przecież on mógłby cię chronić, ciebie i twoją rodzinę. Na świecie jest jeden czarodziej, którego V..Czarny Pan się boi. To właśnie Dumbledore.
— Nie. Na razie mój ojciec siedzi osadzony, więc nie muszę się martwić. Potem się zobaczy.
— Malfoy, nie możesz tak żyć!
— Oczywiście nie mogę oczekiwać od ciebie zrozumienia. Nie masz pojęcia, jakie zasady obowiązują w rodzinach czystokrwistych. Jest ściśle określone, co można, a czego absolutnie nie wypada robić. Nie mogę odwrócić się od mojej rodziny, a jestem pewny, że nasz szanowny dyrektor nie zapewni jej ochrony. Na pewno nie mojemu ojcu po tym, co zrobił.
— Mogę z nim o tym porozmawiać. Mnie na pewno wysłucha. A jeśli mi coś obieca, każę mu złożyć Przysięgę Wieczystą.
— Nie. Sam sobie z tym poradzę. Mam swoją dumę.
— Wy i ta wasza duma. Nie widzisz, że ściąga was to na dno?
— Potter, w życiu nie można robić wszystkiego, czego się chce. Na tym ono polega. – Malfoy zaczął się już powoli irytować.
— Polega na dokonywaniu wyborów. Nie wszystkie są słuszne. – westchnął cicho Harry.
Ślizgon nie odezwał się już, a między nimi zapadła niezręczna cisza.
— O tym przyszedłeś ze mną porozmawiać? – Harry postanowił zmienić temat.
— Szczerze?
Gryfon pokiwał głową.
— Chciałem cię zobaczyć. – na te słowa Harry poczuł jak jego puls przyspiesza.
— Po co?
Malfoy jedynie wzruszył ramionami i nie odezwał się. Harry zagryzł wargę, zastanawiając się, co siedzi w głowie blondynowi. Ten podniósł się z fotela, aby zaraz usiąść obok Pottera. Za blisko.
— Malfoy? – Harry zaniepokoił się. – Nie mów mi, że ta klątwa jest dalej aktualna.
— Nie jest. – spojrzał mu w oczy. Czysty błękit. Nie widać było żadnej mgiełki. – Możesz to powiedzieć jeszcze raz?
— Powiedzieć co? – Gryfon zmarszczył brwi. Jego ciało w dziwny sposób zaczęło reagować na bliskość chłopaka. Czuł, że się rumieni.
— Moje imię. Jeszcze raz.
— Malfoy, nie mam pojęcia o czym ty...
— Powiedz to, Potter.
— Draco?
Na te ciche słowo Ślizgon wciągnął głośno powietrze, a sekundę później zmiażdżył usta Harry'ego w pocałunku. Brunet niemal przestał oddychać, czując te miękkie usta na swoich i aż jęknął, kiedy odwzajemnił pocałunek, poruszając ustami przy tych Malfoya. Nie spodziewał się, że wszystko, co czuł podczas trwania klątwy wróci do niego, uderzając z siłą tłuczka. Wsunął palce we włosy chłopaka, pozwalając mu się całować, pieścić językiem, dotykać rozgrzanego ciała. Wszystko jest takie same, dokładnie takie same. Ponownie poddał się chwili.
CZYTASZ
Mgiełka jego oczu. || DRARRY
FanfictionDwóch szkolnych wrogów, których połączy jedno specyficzne zaklęcie. Jak zareagują, kiedy dowiedzą się czyją sprawką była drastyczna zmiana w postrzeganiu siebie wzajemnie. --- Okładka skromna, ale ważne, że jakaś. Autor podpisany na fanarcie.