Widok zapierał dech w piersiach. Kiedy wyszliśmy z labiryntu wystających, spalonych drzew i utrzymująca się przez cały czas gęsta mgła opadła, rozpostarła się przed nami czarna plaża. Księżyc odbijał się w ciemnej wodzie, a czarny piasek zlewałby się z dalszą częścią Morza Czarnego, gdyby nie fale, które co parę sekund przypływały i odpływały, tworząc białą, wyróżniającą się pianę. Ciemne chmury pokrywały niebo, jedynie w paru miejscach przepuszczając jaśniejsze kawałki. W oddali majaczyły pagórki z drzewami, ale były na tyle małe, że tworzyły jedynie czarne punkciki na ciemnym tle.
- Wow. - Wyrwało mi się. Spojrzałem kątem oka na Mavrę. Jej mina również wyrażała zachwycenie. Nawet kruk na jej ramieniu wzbił się w powietrze i ku zaprzeczeniu dziewczyny z cichym kraknięciem zaczął latać w pobliżu nas.
- Faktycznie, robi wrażenie - powiedziała cicho dziewczyna, rozglądając się dookoła.
Zaczęliśmy powolnym krokiem spacerować brzegiem morza w stronę południa. Szliśmy cicho, ale nie była to niezręczna cisza. Tamta była przyjemna, pozwalająca w spokoju nacieszyć się mijanym krajobrazem. A naprawdę było na co patrzeć. Spokój, jaki panował, był w niczym nieporównywalny do wędrówki, jaką przeszliśmy przez spalone drzewa. Tam atmosfera była straszna, przez cały czas miałem wrażenie, że coś mnie obserwuje i słyszałem głosy, które zapewne sobie uroiłem i nawet wolałem się do nich nie przyznawać, żeby nie wyjść na wariata. Natomiast spacer po plaży, kiedy mgła opadła i księżyc był teraz w całości widoczny, było czymś wspaniałym. Przez tę chwilę mogłem choć trochę się odprężyć i zapomniałem o wszystkim złym. Czułem, jakby niezależnie od wszystkiego, wszystko miało się ułożyć. Plan nagle wydawał się taki jasny i prosty.
Wędrówka trwała długo, ale pozwoliła mi choć na chwilę odetchnąć i odpocząć od ciągłego stresu. Już widziałem, jak będę opowiadać rodzicom i bratu o tym miejscu, jak dzielnie przebrnąłem przez jego straszną część i jakie cudowne widoki czekały mnie, kiedy już wyszliśmy na plażę. Żałowałem, że nie mogę zapisać sobie tego obrazu. Chociaż...
- Chcesz sobie zrobić przerwę? - spytałem, zatrzymując się.
Dziewczyna tylko ochoczo pokiwała głową, po czym odeszła kawałek, bliżej morza. Ja natomiast podszedłem do najbliższego drzewa i urwałem jego czarny kawałek, który od razu ubrudził mi palce. Przysiadłem na czarnym piasku, plecami opierając się o jeden z większych kamieni. Zza pasa wyciągnąłem notatnik, pofalowany od wody, kiedy skoczyłem, by ratować Mavrę, ale zdążył już wyschnąć. Odnalazłem pustą stronę, po czym zacząłem rysować. Była to jedna z niewielu rzeczy, które naprawdę mnie odprężały. Jedyne chwile, kiedy mogłem do zera oczyścić umysł i po prostu skupić się na liniach, które rysowałem, na pustej kartce, która już po paru chwilach stawała się pełna pewnych pociągnięć węglem czy wypełniona żywymi kolorami farb. Skupiłem się na pienieniu fal i odbiciu księżyca o czarną, matową wodę. Odwzorowałem kształt chmur i drobność piasku. Mavra stanęła nad falami z krukiem na ramieniu i ją też narysowałem. Dość smukła sylwetka, długie włosy związane w kucyka, peleryna sięgająca do połowy łydek, bo odrzuciła płaszcz gdzieś na bok. Faktycznie, naprawdę zrobiło się cieplej.
Nie spieszyłem się za bardzo. Mimo tych paru problemów, jakie stanęły nam na drodze, którą musieliśmy przejść, by tu dotrzeć, mieliśmy jeszcze chwilę pewnego czasu, zanim statek odpłynąłby bez nas. Poza tym nawet jeśli ja straciłbym rachubę, Mavra na pewno to kontrolowała. Nie mogłaby stracić takich pieniędzy, tego mogłem być pewien.
Kiedy skończyłem, wytarłem palce w już i tak brudne od krwi spodnie i przyjrzałem się skończonej pracy.
Już od małego odkryłem, że uwielbiam malować. Kiedy miałem ciężki dzień, po raz enty pokłóciłem się z rodzicami czy brat mnie wkurzył, siadałem i bez najmniejszego celu kreśliłem linie po kartce papieru. Kupowałem przybory za zaoszczędzone pieniądze, ołówki, farby, pastele, cokolwiek byle mieć czym rysować. To było moje miejsce, do którego mogłem uciec, gdzie nikt mnie nie oceniał. Nie chciałem też nikomu o tym mówić, ta rzecz była tylko i wyłącznie moja. Zawsze mogłem zaszyć się w jakimś cichym miejscu i po prostu to robić.
Zacząłem poprawiać szczegóły, które jeszcze mnie nie usatysfakcjonowały.
- Całkiem niezłe - rzuciła Mavra. Nawet nie zauważyłem, kiedy zdążyła do mnie podejść.
- Dzięki - odpowiedziałem, również spoglądając na skończoną pracę. Nikt nigdy nie oceniał jeszcze tego, co tworzyłem. Dziewczyna przysiadła koło mnie, również opierając się o głaz i zapatrzyła się na fale. Kruk wylądował koło nas, chodząc w kółko i zostawiając na piasku ślady łap. Powietrze wypełniał zapach słonej wody.
- Czemu odeszłaś od Łowczyń Księżyca? - spytałem, przerywając trwającą ciszę.
- Nie twoja sprawa - rzuciła ostro. Zaraz jednak potem dodała. - To, że wierzyłam w ich sprawę, nie znaczy, że zgadzałam się z dosłownie wszystkim, co mi wpajały. Za to nie wiem nic o tobie. Skąd jesteś?
- Z Miasta Królewskiego.
- Ach, tak? I co, pewnie zawsze chciałeś należeć do Obrońców, już od małego?
- Nie. Rodzice mnie tam wysłali. Ale jestem im za to wdzięczny, bo dzięki temu odnalazłem swoje powołanie. - Była to chyba jedyna rzecz, za jaką byłem im wdzięczny. Za wywalenie mnie z domu. - A ty? Od zawsze wiedziałaś, że chcesz należeć do Łowczyń Księżyca?
- Nie. Szczerze mówiąc, to nie bardzo miałam wybór.
- A gdybyś mogła ponownie zadecydować? Dołączyłabyś do nich?
Zamilkła na chwilę, pogrążając się w myślach. Wpatrzona w wodę, na jej twarzy malowała się tęsknota i ból. W pewnym momencie zapragnąłem wiedzieć o niej wszystko, usłyszeć jej całą historię, co sprawiło, że taka się stała chłodna i nastawiona do wszystkich wrogo.
Ptak również wpatrywał się w nią wyczekująco, jakby sam nie mógł się doczekać, aż coś odpowie.
- Nie wiem - rzekła w końcu. - Nie dopuściłabym do rzeczy, które się stały, przez które musiałam tam dołączyć. Ale nie żałuję samego dołączenia. Jestem im wdzięczna za to, czego mnie nauczyły. I za nienawiść do was, jaką mi wpoiły. - Na ustach zagościł jej wredny uśmiech.
- Dlaczego aż tak bardzo nas nienawidzisz? Jasne, nie żebym pałał do Łowczyń jakimś pozytywnym uczuciem, ale nawet do końca nas nie znasz, więc chyba nie nienawidzisz wszystkich, co do jednego.
- Nienawidzę wszystkich. Każdemu z osobna i po kolei życzę powolnej śmierci w bólu. Obrońcy zrobili mi tyle rzeczy, że nie umiałabym spojrzeć na was normalnie. Jesteście pozbawioną serc masą ludzką, która nie powinna istnieć na tym świecie. Zbyt dużo razy się o tym przekonałam. - Jej głos aż kipiał z nienawiści. Wściekłość malowała się na jej twarzy, miałem wrażenie, że zaraz bez głębszego zastanowienia wbije mi sztylet w serce.
- Nie wszyscy. I powiem ci tylko, że wy także nie jesteście takie święte - warknąłem.
Brak odpowiedzi mnie zadziwił. Spodziewałem się jakiejś ciętej odpowiedzi, złości na to, że w ogóle miałem czelność się odezwać. W zamian tego nastąpiła chwilowa cisza, przerywana jedynie szumem fal.
- Masz rację. Nie wszystkie jesteśmy święte - odpowiedziała w końcu, jej głos przepełniony był goryczą. - Chodź, zbierajmy się już - rzuciła, po czym nie czekając na mnie, wstała i ruszyła dalej.
CZYTASZ
Odcienie czerni
AdventureObrońca i była Łowczyni Księżyca. Wrogowie, połączeni do jednego zadania. Mavra-była Łowczyni Księżyca dostaje propozycje od samego króla. Ma ukraść dobrze strzeżone zwierze, które może uratować śmiertelnie chorą królową. Zgadza się je wykonać, ale...