18 - Jego piękno

721 39 139
                                    

— Dlaczego jedziemy tą drogą? — Zapytał nagle Regulus, gdy ominąłem zakręt prowadzący na ulicę, przy której był dom moich przyjaciół.

— Jedziemy do mnie najpierw. — Oznajmiłem, zerkając na niego. — Chcę spędzić z tobą trochę więcej czasu, sam na sam. 

— Naprawdę? — Uśmiechnął się lekko. — Skąd wiedziałeś, że o tym myślałem?

— Intuicja. — Puściłem do niego oczko i przemieściłem swoją dłoń ze skrzyni biegów na jego udo. — Jak to Syriusz mówił któregoś razu, nasza wspólna komórka mózgowa się uaktywniła.

— Tak. — On pokiwał głową i lekko umieścił swoją dłoń na mojej. — Nadal jakoś jestem rozbity po tym, co powiedział Ted... 

— Pomyśl o tym, co ci mówiłem ja. — Lekko przeniosłem nasze dłonie na skrzynię biegów, żeby zmienić biegi, gdy zajechaliśmy pod dom. Zaparkowałem auto na podjeździe i wysiedliśmy z niego. Weszliśmy razem do domu i w przedpokoju ściągnęliśmy z siebie kurtki i buty. Potem złapałem go za nadgarstek i poprowadziłem za sobą do sypialni.

Ułożyliśmy się wygodnie na łóżku, on wtulił się w moje ramiona, a ja zacząłem lekko głaskać go po plecach i składać pocałunki na jego twarzy. Wciąż myślałem o tym, jak bardzo go kocham, jak mi na nim cholernie zależy i jak chciałbym, żeby on wiedział, ile dla mnie znaczy.

— Chcesz po prostu się poprzytulać, czy...

— Poprzytulać. — Odpowiedział od razu. — Nie mam zupełnie humoru na nic innego...

— W porządku, tak zakładałem, ale wolałem się upewnić. — Ścisnąłem go mocniej w ramionach, tak jakbym chciał go ochronić przed całym złym światem. On zamknął oczy i odetchnął cicho. 

— Wiesz... Ted nigdy nie dawał mi wyboru, nie ważne jaki miałem humor... — Przyznał. — Szczególnie, gdy już dłużej się znaliśmy, wtedy stawał się coraz bardziej zaborczy. Tak do tego przywykłem, że ciągle nie mogę się przyzwyczaić, że z tobą jest zupełnie inaczej.

— A jednak mogłem mu wpierdolić... — Westchnąłem i przeczesałem dłonią jego włosy. — Trzeba mieć szacunek do osoby z którą się jest, jeśli mówisz, że nie masz ochoty, to przyjmuję to do wiadomości i nie robię scen. 

— Sam mu wpierdoliłem i jestem z siebie dumny. — Stwierdził i spojrzał na mnie, jego dłoń chwyciła za moją, a palce od razu się ze sobą splątały. — Przy tobie czuję się bezpiecznie. 

— Gwarantuję ci, nie pozwolę, żeby stała ci się krzywda. — Złożyłem lekki pocałunek na jego czole. — Ale chciałbym, żebyś mi obiecał jedną rzecz...

— Jaką? — Ścisnął lekko moją dłoń i uśmiechnął się.

— Że nie będziesz przede mną niczego ukrywał... — Popatrzyłem na niego z powagą. On kiwnął głową, ale zaczął mi się przyglądać badawczym spojrzeniem. 

— Dobrze, obiecuję, ale powiedz mi, skąd taka prośba? 

— Po prostu... Mam dosyć tajemnic... 

— Dowiedziałeś się znów czegoś o Lily? Od Marlene, tak? 

— Właściwie od Dorcas, bo akurat u niej była. Wróciły do siebie, tak przy okazji. — Oznajmiłem i westchnąłem. — Dowiedziałem się, że Snape próbował jej zrobić krzywdę jakieś siedem lat temu, a ona mi tego nigdy nie powiedziała... Zresztą, było wiele takich rzeczy, których nie wiedziałem i ja tak nie chcę... 

— Rozumiem to. Ale prosiłem cię przecież, żebyś odpuścił temat Lily i Snape'a, prawda?

— Tak i odpuściłem go, aż do dzisiaj... Musiałem zapytać, skoro miałem okazję...

Zawsze będę przy tobie [Jegulus]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz