1.
W jednej chwili na drodze próżno było szukać żywej duszy. W następnej ktoś stał na samym jej środku.
Osoba ta nie wyszła z lasu, nie wyłoniła się zza zakrętu, ani nie spadła z nieba. Po prostu się pojawiła. Z niczego. I była kompletnie naga.
Mimo nagości określenie płci tajemniczego osobnika byłoby niemożliwe. Przypominał glinianą figurkę owiniętą zaklęciem. Ciało wyraźnie widoczne, a jednak niczym nie osłonięte miejsca intymne nie pozwalały się zidentyfikować. Sama sylwetka również niczego nie zdradzała. Smukła, lekko umięśniona oraz gładka mogła należeć zarówno do delikatnego młodzieńca jak i chudej dziewczyny, której natura poskąpiła kobiecych kształtów.
Postać rozejrzała się po okolicy dużymi oczami okolonymi gęstym wachlarzem rzęs. Znajdowała się na prostej, błotnistej drodze prowadzącej przez las. Spojrzała w dół na swoje bose stopy. Mokra ziemia zdążyła obkleić je całe, mimo że zaistniały zaledwie krótki moment temu.
Wiedziała, że ma formę przypominającą ludzką. Nigdy nie spotkała człowieka (dopiero co powstała), ale wiedziała doskonale kim są ludzie. I wiedziała, że powstała na ich podobieństwo, choć samemu człowiekiem nie była. Przez ludzi nie przepływa ta cudowna energia.
Wśród drzew rozległo się ciche pohukiwanie.
- Sowa – szepnęła postać pod nosem i pokiwała głową. - Nazwę się Sowa.
Sowy kojarzyły się z kobiecością. Spojrzała w dół na swoje równocześnie obnażone i zawoalowane ciało. Wypełniająca ją energia się lekko wzburzyła, a jej odrobina wyparowała. Razem z ulatującą energią, spod iluzji owijającej białe ciało wychynęły dwie drobne piersi. Uda połaskotały grube, ciemne włosy łonowe.
Dziwna istota stała się młodą kobietą.
Samozwańcza młódka przyjrzała się krytycznie swojej postaci. Chciała mieć absolutną pewność, że przyjęła formę pospolitej dziewuszki, takiej co ani nie zwraca uwagi ponętnym ciałkiem, ani szpetnym wyglądem. Wydawało jej się, że wykonała dobrą robotę. Energii w tym celu ubyło, ale tylko troszkę, ponieważ skierowała ją ku samej sobie.
Dobrze. Najwyższy czas się ruszyć.
Uniosła głowę. Iść w prawo, czy w lewo? Po prawej las zdawał się gęstnieć, po lewej w oddali widać było pole. Lewo zapowiadało spotkanie z cywilizacją, więc obróciła się na pięcie i wyruszyła na swą pierwszą włóczęgę.
2.
Nie uszła daleko nim nagość zaczęła jej przeszkadzać. Wiaterek przyprawiał o gęsią skórkę, a patyki i kamienie kaleczyły stopy. Choć leczyła ranki wewnętrzną energią to nie mogła tego robić w nieskończoność. Jej moc nie była niewyczerpalną studnią.
Słońce wznosiło się na niebie, a Sowa szła. Gdyby nie ciągłe ukłucia bólu oraz dreszcze, ta czynność dawałaby jej radość. Było w niej coś tak naturalnego, tak właściwego, że czuła się na swoim miejscu, mimo ciągłego przemieszczania. A właściwie dzięki niemu.
W okolicach południa na horyzoncie ujrzała rzeczkę. Chybotliwym półkolem zbliżała się ona do drogi, po czym ciągnęła wzdłuż. Nie była szersza od samej drogi, woda zaś sięgała co najwyżej do kolan Sowy. Sprawdziła to robiąc sobie przerwę na jednym z nagrzanych słońcem głazów. Obolałe i ubłocone stopy zanurzyła w chłodnym nurcie, twarz wystawiła na ciepłe promienie.
Poczuła się cudownie.
Gdy tak siedziała, relaksując się, dobiegł ją dziewczęcy pisk. Wyprostowała się gwałtownie. Zaskoczyło ją to. Była pewna, że w pobliżu nie ma żywej duszy.
CZYTASZ
Opowieści o Włóczędze
FantasyJedno jest pewne - tam gdzie pojawi się Włóczęga, tam ma miejsce coś wielkiego.