Jęknąłem na ostry ból skroni, który ocucił mnie gwałtownie ze spokojnego snu, zanim ciepły masaż delikatnie ukoił nieprzyjemne, pulsujące kłucie. Starałem się nie wiercić, kiedy powoli uniosłem ociężałe powieki, zamykając je równie szybko, co ostre, jaskrawe światło poraniło wrażliwą źrenicę.
-Cii - Kobiecy głos sprawił, iż szarpnąłem się szybko, jęcząc na intensywnie uderzenie bólu całego mojego ciała. Coś przytrzymało mnie w pozycji siedzącej, kiedy mrugałem szybko, starając się rozmyć niewyraźną mgłę swojego spojrzenia.
Spojrzałem wprost w błyszczące oczy blondynki, której wizerunek kojarzyłem tylko z bólem. Poczułem panikę, cofając się szybko, najdalej, jak tylko mogłem, choć nie zabrnąłem zbyt daleko, gdyż już po milimetrach moje plecy boleśnie uderzyły o lodowatą ścianę za plecami, która wydawała się stworzona ze zwykłej blachy... Rozejrzałem się wokół po w pełni blaszanym budynku, który nie wydawał się inny, niżeli pierwszorzędna szopa, a przynajmniej po jej konturach, gdyż wnętrze byłem pewien, iż było pozostałością po centrum średniowiecznych wiosek.
Nie zdołałem jednak zobaczyć wiele, kiedy uchwyciła moje policzka w ciasnym objęciu, kierując moją skroń wprost na jej nieskazitelna twarz. Byłem przerażony, bezradnie poruszając dłońmi, które zostały skute chłodnym łańcuchem. Jęknąłem na ból, gdy jej zadbane paznokcie wbiły się w moją skórę, pozostawiając brzydkie, krwawe półksiężyce w jej odbiciu.
-Szukasz go? - Spytała lekkim, jak delikatny powiew zefiru głosem, sprawiając, iż zmarszczyłem brwi. Coś było nie tak, z tą kobietą i choć wydawała się w pełni ludzka, nie mogłem zgodzić się z tym własnym przekonaniem, po prostu nie umiałem - Możesz szukasz ich wszystkich, co? Ludzi, oh wybacz, to złe określenie, nieprawdaż? Gdyż ty poszukujesz tych potworów, które więziły cię przez wszystkie te dni, bawiąc się i manipulując twoją słodką główką - Przełknąłem, czując żywy strach na jej słowa, zupełnie zagubiony.
-C-co masz na myśli? - Odchrząknąłem, czując ból w wysuszonym gardle, nim wyrwałem się z objęcia jej dłoni, dostrzegając, jak cofa się o krok ze smutnym uśmiechem na jej perfekcyjnie malinowych ustach.
-Oh, kochany, tak wiele jeszcze nie wiesz o świecie, który cię otacza i tak mi przykro, że muszę ocucić cię z twej beztroskiej Idylli, jednak te potwory, u których boku żyłeś. Widzisz, oni zmącili twój umysł, zmienili twe wspomnienia, byś wierzył w to, co nigdy się nie wydarzyło - Moje serce biło w przeraźliwej prędkości, kiedy w końcu podniosła się na równe nogi, poruszając się nieco.
Dopiero po chwili dostrzegłem ogromne, owalne palenisko z okrągłym, węglowym garnkiem u jego środka, który został podniesiony na drewnianej konstrukcji. Iskra żarzyła się intensywnie, sprawiając, iż coś gotowało się wyraźnie, tworząc bąble powietrza rozpryskujące... srebrzystą cieczą na betonową podłogę. To było srebro. Kobieta gotowała srebro w wielkim garze z opowiadań o babie jadzie, bądź gorzej.
O cale dalej od pulsującego gorąca postawione były dwie ogromne konstrukcje z betonowej struktury... i postać Sana pomiędzy nimi. Mężczyzna klęczał oddania z ramionami przyszpilonymi o cal od twardych słupów, gdy srebrne kajdany siłą przytrzymywały go w bezruchu. Krew kapała z jego nadgarstków, tworząc już soczyste plamy ciemnej czerwieni pod jego wyraźnie słabym ciałem, gdy srebro wypaliło już jego skórę, wisząc niemal bezwładnie na samej kości.
Dostrzegłem, jak walcz, by unieść głowę, nim zamarłem przerażony, dostrzegając paskudną, srebrną obrożę na jego szczupłej szyi, która z łatwością sprawiała, iż cała jego skóra pod podartych szczepach ubrania zapełniła się krwią z jego gardła. Jego oczy walczyły, by pozostać otwartymi, oddech z trudem unosił jego pierś. Byłem przerażony, widząc go w tym stanie - niemal umierającym stanie.
-Spójrz na niego. Spójrz, jak żałośnie wygląda - Kobieta zbliżyła się do mężczyzny, chwytając garść jego włosów, by zmusić jego głowie do uniesienia. Poczułem mdłości, widząc rozdarte mięso jego ciała, kiedy krwawe włókna jego szyi rozciągnęły się paskudnie - Jak żyje ci się z kłamstwem zatruwającym twe ciało, San?
-Pieprz się - Głos Sana był słaby, kiedy splunął na nią krwią, jednak kobieta uśmiechnęła się zaledwie, wyraźnie rozbawiona.
-Z przyjemnością, jednak najpierw uświadomię naszego małego przyjaciela, w jakim bałaganie żyje - Głowa Sana opadła bezwładnie, gdy tylko puściła jego włosy, jednak wyraźnie starał się nie okazać bólu, dysząc ciężko, gdy krew wypływała z jego rozchylonych ust - Co powiesz Wooyoung na to, iż zostałeś oszukany? Że ci mężczyźni zmienili twoje wspomnienia, abyś przestał na nich polować w żądzy zemsty za to, iż on zabił twoich rodziców - Moje oczy otworzyły się szeroko, gdy jej oskarżycielska dłoń wskazała Sana - Nie zdradzili ci tajemnicy? - Zbliżyła się znów do mnie, a jej szczupła dłoń wyciągnęła się w stronę moich włosów.
Oczekiwałem bólu, jednak on nigdy nie nadszedł, a już po sekundzie dotychczasowy kolor odmienił się na ostrą czerwień.
-Wypadek. Znamię na twoim ramieniu, czy nawet kolor twoich oczu to wszystko zmyślona historia, którą siłą wsadzili w twój umysł, by cię oszukać - Spojrzałem na Sana, widząc, jak winne są jego oczy. Miała racje? Czy oni to zrobili? Czy oni mogli? - Nie spodziewałeś sie tego, nieprawdaż? Ufałeś im? Ufałeś każdemu tak bardzo, a oni bez trudu mogli się tobą bawić, manipulować twoim umysłem. Zmieniać go na własne życzenie - Bezradnie wpatrywałem się w Sana i nie ufałbym jej, odrzuciłbym każde jej słowo, gdyby jego cholerne oczy nie były tak dogłębnie przebite przez poczucie winy - Zabił twoich rodziców, ponieważ wiedzieli, kim on jest - Kobieta uśmiechnęła się szczęśliwie, spoglądając w stronę czarnowłosego, który kąpał się w kałuży własnej krwi - Zabił ich bez mrugnięcia okiem i namieszał w twojej głowie, byś tego nie pamiętał. Byś sądził, iż zrobił to ktoś inny, potępieniec, jak sądzę - Przełknąłem, czując, jak łzy szczypią natarczywie moje oczy - Rekonstrukcja wypadku, porwania, by namieszać w twojej głowie, byś zapomniał o pragnieniu zemsty. Trzymaliście go w zamknięciu, gdyż baliście się go, nieprawdaż drogi Sanie?
Krwawe usta mężczyzny otworzyły się nieco szerzej, kiedy wyraźnie zbierał się, by coś wypowiedzieć, jednak nim słowo wypadło spomiędzy nasze spojrzenia powiodły ku drzwiom, które huknęły lekko w odbiciu, a białe, półnagie i odziane w łachmany ciało wpadło do pomieszczenia, poniewierane i niemal martwe, drżąc w spazmach agonii, choć żadne słowo nie zostało wypowiedziane. Z trudem poznałem w tej mizernej postaci Seonghwe, człowieka, którego traktowałem z nienagannym poważaniem, choć teraz nie wydawał się lepszym od pozbawionego godności i woli życia o skroni nienaturalnie białej, niemal lodowej i wychudzonym ciele tak drżącym, iż niemal czułem wibrację.
Słyszałem, jak San zaparł swoje łańcuchy. Słyszałem nawet syk jego bólu, kiedy srebro porachowało ostałą kość, nie mając już skóry, na której mogłoby się zatrzymać, jednak nie potrafiłem wykrzesać z siebie za grosz współczucia, czy zmartwienia.
Ponieważ wiedziałem, że wszystko, o czym mówiła ta kobieta, było prawdziwe.
Spojrzałem w fioletowe oczy, które znów nie należały do Sana. Oczy mężczyzny o nieprzyjemnym wyglądzie i ignorancji wypisanej na jego twarzy. Ciągnął za sobą dwa kolejne ciała, nieprzytomne i skrępowane, które bez trudu mogłem nazwać, choć pominąłbym już słowo "przyjaciel", patrząc w ich kierunku.
Poczułem się zdradzony. Zagubiony.
-Wyśmienicie, rodzinka w komplecie. A więc od czego by tu zacząć - Nie podzielałem entuzjazmu kobiety.
CZYTASZ
Monster under my bed // WooSan
FanfictionGdy byliśmy mali, baliśmy się potwora, który każdej nocy obserwował nas spod łóżka. Nikt nie zadaje sobie pytania, jak był stworzony i czy może ci, którzy nas otaczają, nie są od niego groźniejsi... z biegiem czasu przekonałem się, iż ten potwór, ta...