Ze wschodem słońca wstaję i krzątam się po sypialni. Otwieram wysłużoną komodę, z której wyciągam ciepłe odzienie, a także pas z nożami, który przyczepiam do uda. Na końcu zarzucam na siebie pelerynę. Biorę skóry z łani.
– Za niedługo wrócę – zwracam się do Alice.
Patrzy na mnie zaspanym wzrokiem.
– Gdzie idziesz?
– Idę do miasta sprzedać skóry. – Lekko je unoszę. – Powinnam szybko wrócić.
Kiwa w milczeniu głową, więc opuszczam chatę.
Po dłuższej wędrówce zza horyzontu wyłania się potężny mur obronny, okalający całe miasto niczym tarcza. Kamienie, z których go wzniesiono, noszą ślady upływu czasu, mchu i wielu zim, a wysokie wieże wartownicze górują nad całą okolicą. Brama – wysoka, solidna, ozdobiona herbem miasta przedstawiającym królową z koroną na głowie – stoi otworem. Przed nią kręcą się strażnicy, ubrani w długie, brązowe płaszcze z kapturem. Wzdłuż ich rękawów wiją się wyhaftowane złote węże. Półpancerze połyskują na ich piersiach, a pod nimi widać delikatnie błękitne tuniki z symbolem królewskim.
Biorę głęboki oddech, próbując opanować niechęć, gdy widzę tłum ludzi na głównych ulicach. W mieście panuje zgiełk – wszędzie słychać gwar rozmów, śmiechy dzieci, stukot kopyt koni, a powietrze jest gęste od zapachu jedzenia, skóry i kurzu. Mimo to, staram się szybko przejść, unikając bliższego kontaktu. Nie przepadam za ludźmi z miasteczka. Ich życie wydaje mi się przesadnie chaotyczne, pełne zbyt wielu spraw, które wcale mnie nie dotyczą.
Targtętni życiem jak nigdy wcześniej. Stoły obwieszone są warzywami, owocami, serami i przeróżnymi wyrobami mlecznymi, starannie ułożonymi. Każdy produkt wygląda jak dzieło sztuki. Krępe kobiety w długich, wełnianych spódnicach i w lnianych fartuchach targują się z handlarzami, gestykulując energicznie, a młode dziewczęta w białych, falbaniastych koszulach, z warkoczami spiętymi w korony, zbierają zakupy do wiklinowych koszy. Mężczyźni przechadzają się wśród stoisk, oglądając broń, narzędzia czy skórzane wyroby, podczas gdy chłopcy gonią między straganami, zakurzeni od biegania po ulicach.
Zapach świeżego chleba i ziół unosi się w powietrzu. Mimowolnie zaczynam się zastanawiać nad tym, czy nie kupić jakiegoś owocu lub kawałka sera. Jabłka wyglądają soczyście, a sery wydzielają tak intensywny aromat, że ślinka napływa mi do ust. Czuję, jak burczy mi w brzuchu, ale szybko karcę się w myślach. Muszę pamiętać, po co tu przyszłam. Te skóry i pieniądze, które za nie wezmę, ułatwią nam życie, zwłaszcza gdy zabraknie zwierzyny w lesie.
Przyspieszam kroku, odwracając wzrok od straganów, i idę dalej, w kierunku domu szewca.
Po dłuższej wędrówce widzę w oddali mur obronny okalający miasto. Podchodzę do otwartych, wysokich bram i biorę głęboki oddech na widok tłumu na ulicach. Nie przepadam za ludźmi z miasteczka, więc szybko idę w kierunku domu szewca. Przepychając się, przechodzę przez targ. Przyglądam się warzywom, owocom, serom i innym wyrobom mlecznym. Ślinka mi cieknie na sam ich widok i zapach.
Przez chwilę zastanawiam się nawet nad tym, czy któregoś z nich nie kupić. Po chwili karcę się w myślach. Muszę pamiętać o tym, że te pieniądze na jakiś czas ułatwią nam życie, zwłaszcza gdy zabraknie zwierzyny w lesie. Idę więc dalej.
Szewca dostrzegam przed budynkiem. To niski mężczyzna z łysiejącą głową i wielkim brzuchem, na którym zawsze opina mu się skórzana kamizelka. Dzisiaj ubrał pod nią lnianą koszulę i luźne spodnie. Zauważa mnie, a już zwłaszcza to, że niosę skóry. Na jego twarzy widzę zadowolenie na pewny zysk, jaki dostanie z nich za uszycie butów.
CZYTASZ
Tajemniczy Las
ФэнтезиKeitha ma pod swoją opieką młodszą siostrę, która jest jej jedyną rodziną. Pragnie ochronić ją przed każdym złem, jakie je otacza. Zmuszona jest polować za murem, co nie kończy się dla niej dobrze - choroba mocno ją osłabia. Alice chcąc odwzajemnić...