O telefonie do Mrozowskiego

156 19 28
                                    

Pierwszy tydzień był okropny. Błąkałem się po mieszkaniu jak duch i tylko sporadycznie wychodziłem na zewnątrz, jednak zawsze niezbyt daleko. Nie wysypiałem się, bo każdej nocy powracał do mnie ten okropny sen. Wziąłem sobie radę Michała do serca i na razie nie rozważałem powrotu, ale ten niepokój o Roberta był naprawdę trudny do zniesienia.

Z każdym kolejnym dniem miałem coraz większą ochotę, aby jednak odpowiedzieć na jego list, ale z drugiej strony przecież prosił mnie, bym tego nie robił. Rozważałem każdej nocy, dlaczego zakładał, że więcej się nie zobaczymy. Może sam chciał gdzieś wyjechać? Może uznał, że lepiej będzie nam osobno? Te dwa wyjścia akurat nie byłby takie złe, bo oznaczałby, że Robert nie narobi sobie kłopotów, ale czułem, że odpowiedź nie jest taka prosta.

Za niecałe dwa tygodnie wypadały Święta Bożego Narodzenia. Nie było to dla mnie żadne duchowe wydarzenie, ale zawsze spędzałem je z rodziną. Nie wiedziałem, jak będzie teraz. Przypuszczałem, że będę musiał zostać we Wrocławiu, ale musiałem to jakoś przeboleć. Cicho planowałem powrót do stolicy po Nowym Roku. Miałem nadzieję, że z końcem starego roku milicja będzie chciała pozamykać jak najwięcej spraw i zapomną o nas. Musiałem chociaż spróbować dowiedzieć się, co się dzieje. Robert się nie odzywał, moja mama też nie wspominała, by zagadywał ją ktoś obcy, a Maciek twierdził, że nie widział go na mieście od momentu naszego wypadu do baru. Niechętnie o nim ze mną rozmawiał, bo pewnego razu powiedziałem mu prawdę o Robercie, jednak zebrałem się na odwagę i postanowiłem, że poproszę go o pomoc.

- Poszedłbyś pod pewien adres?- zapytałem, gdy rozmawialiśmy przez telefon.

- Zależy do kogo i po co.

- Muszę się dowiedzieć, czy Robert jest w Warszawie. Zapukałbyś tylko, jakby ci otworzył, to powiedziałbyś, że ja cię prosiłem, byś tam poszedł. Jeżeli otworzy ci któreś z jego rodziców, to po prostu powiesz, że pomyliłeś adresy, wymyślisz coś. Wiem, że proszę o wiele, ale wariuję tutaj.

Maciek niechętnie się zgodził i obiecał, że oddzwoni do mnie, jak tylko będzie miał jakieś informacje.

Oczekiwanie na telefon było straszne. Do tego Tadek cały czas jęczał, że chce gdzieś ze mną wyjść, a ja musiałem być na miejscu, by odebrać telefon. Oczywiście mu nie powiedziałem o tym fatalnym (ale jedynym) planie, dlatego nasłuchałem się trochę o tym, jakim jestem nudnym i smutnym człowiekiem. Michał chodził do pracy, więc do wieczora byliśmy skazani tylko na swoje towarzystwo.

Gdy tylko usłyszałem, że dzwoni telefon, prawie do niego pobiegłem. Serce waliło mi jak oszalałe, a w głębi duszy modliłem się o to, by Maciek powiedział, że Robert jest cały i zdrowy.

- Tak słucham?- odebrałem.

- Z tej strony Maciek. Byłem tam, gdzie powiedziałeś. Jego matka otworzyła mi drzwi i już miałem powiedzieć, że to chyba zły adres, ale zobaczyłem, że nie była w najlepszym stanie, dlatego zapytałem się jej o Roberta. Powiedziałem, że jestem znajomym i dawno go nie widziałem, więc właściwie nawet jej nie okłamałem.

- I co ci powiedziała?

- Że Robert wyszedł z domu kilka dni temu i do tej pory nie wrócił. Pytała mnie, czy wiem, gdzie może być, ale tylko zaprzeczyłem.

Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz i poczułem, że ogarnia mnie panika. 

- Dała mi numer telefonu, w razie bym się czegoś dowiedział- kontynuował.- Była naprawdę przerażona i zdesperowana. Do tego stopnia, że nawet nie zapytała, skąd znam jej syna. Podam ci zaraz ten numer, bo tylko ty możesz pomóc. Nie mam pojęcia, co się stało, ale to raczej nie wygląda za dobrze.

Właściwy Wybór// operacja hiacyntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz