Trybuny są pełne. Rozgrywka trwa już dobre kilkadziesiąt minut. Staram się rozumieć, kiedy chłopaki podają między sobą piłkę lub rzucają się na siebie nawzajem. Wendy bacznie obserwuje grę swojego chłopaka. Siedzę obok niej i Meadow. Pod nami znajdują się chłopaki z bractwa (Tristan i Ryan) oraz Bri. Obok Hale usadowili się Billy i Laura. Alex kręci się po całym terenie wykonując swoją robotę, jak najlepiej. Czasami spogląda w naszą stronę, posyła uśmiech, który dedykowany jest mojej współlokatorce.
— Ile jeszcze? — pytam, wypijając swoją colę.
— Z dwadzieścia minut — odpowiada Baldwin. — Czuję, że wygramy.
Tristan odwraca się do nas.
— Josh powiedział, że jeśli przejdziemy, to zamawiamy całe menu Surfers Titans.
— Cudnie! — głód daje o sobie znaki. Zjadłam tylko śniadanie. — Gdzie Flora?
Pytanie kieruje do Ryana, który ma obok niej miejsce. Chłopak wzrusza ramionami. Liama również nie ma. Zerkam na Laurę. Na szczęście zajęta jest meczem.
— Idę po dolewkę — mówię do Wendy.
Dziewczyna puszcza mi oczko. Doskonale wie, że idę poszukać różowowłosej koleżanki. Nie chcę, żeby Laura miała złamane serduszko, jednak nic nie poradzę, jeśli Flora zauroczyła się w Liamie. To jej życie.
W liceum Tammy podobał się Dylan Parker, ciacho i starszy o rok. Kumplowałyśmy się z nim, razem siadaliśmy na stołówce, zapraszał nas na imprezy. Poświęcał nam sporo uwagi, lecz nie taką, jaką chciałaby moja przyjaciółka. W końcu Tamara przyłapała go, gdy całował się z Sarą ze swojej klasy. Kolejne trzy miesiące były koszmarne. Nie chciała nigdzie wychodzić i robiła przeróżne rzeczy ze swoimi włosami. Cieszcie się, że nie widzieliście jej w tamtym czasie. Na szczęście ogarnęła się i z powrotem miałam swoją towarzyszkę.
Długo szukać nie muszę. Stoją pod trybunami w jednym kącie i... wpychają sobie języki do gardła. Co? Jak mam niby to inaczej nazwać? Na pewno nie całowaniem. Nic tu po mnie. Zamierzam wrócić na swoje miejsce, jednakże ktoś zagradza mi drogę.— Witaj, Jo.
— Cześć, Blaise.
Czy on odczepi się ode mnie?
— Widziałem, jak kibicujesz naszym. Nikt nie krzyczy lepiej od ciebie.
— Em, dzięki? Czemu nie jesteś ze swoimi?
— O to samo mogę cię spytać — bawi się w tajemniczego gościa. Nie bawi mnie to. — Może w końcu przestaniesz na moją propozycje zwykłej rozmowy?
Wywracam oczami. Co on sobie myśli?
— Raczej nie — uśmiecham się nazbyt słodko. — Twój kumpel próbował oczernić mojego przyjaciela i mnie.
— Przepraszam.
Słucham?
— Czekaj, ty mnie przepraszasz? — mam ochotę roześmiać się, choć chłopak wygląda na poważnego. — Co ty chcesz ode mnie? Kręcisz się wokół mnie i nie dajesz spokoju. Jaki jest tego powód?
Dobrze, Jo! Konkrety, to lubimy.
— Gdybym ci teraz wszystko wyjaśnił, po pierwsze nie mamy tyle czasu, a po drugie gdzie w tym frajda?
No i dupa.
— Mogę ci powiedzieć — kontynuuje, — że uważam cię za porządną dziewczynę i z czystej uprzejmości i dobrego serca chcę z tobą pogadać. Wydajesz się fajna.
— Bo jestem. Dobra, zastanowię się, ale nie licz na wiele.
— Przyjąłem. Do następnego, McKee.
CZYTASZ
COLLEGE - historia pogmatwana
Roman d'amourTĘ WERSJĘ KSIĄŻKI TRAKTUJCIE JAKO SZKIC, PO JEJ SKOŃCZENIU NASTĄPIĄ DRASTYCZNE POPRAWKI, ABY POLEPSZYĆ I ZWIĘKSZYĆ JEJ JAKOŚĆ Josephine McKee wyjeżdża do Miami na studia. Czystym przypadkiem będzie studiować tam, gdzie jej sąsiad Josh Lowell, z któr...