Rozdział 22. Mavra

95 7 0
                                    

Lęk, strach i poczucie bezsilności wróciły, kiedy tylko postawiłam pierwszy krok na pokładzie. Statek był większy, niż mi się na początku wydawało. Wspomnienia uderzyły we mnie z ogromnym impetem, ale tym razem udało mi się uregulować oddech. Aspen położył dłoń na moim ramieniu, za co byłam mu wdzięczna, choć samej źle mi to było przyznać nawet przed sobą.

Skupiłam się na wykonywaniu kolejnych kroków i głosach marynarzy. Ci dwaj byli braćmi i kapitanami. Wyższy nazywał się Radley, niższy Jeremiah. Radley miał krótko przystrzyżony zarost i brązowe włosy sięgające mu trochę powyżej ramion. Był dobrze zbudowany, a uśmiech miał nieskazitelnie biały i mogłabym się założyć, że kolor był sztuczny. Jeremiah był trochę okrąglejszy, ale również wydawał się silny. Włosy miał krótko przystrzyżone i w przeciwieństwie do brata uśmiech miał jak najbardziej naturalny, ale też i bardziej szczery. Obaj mieli jasną karnację i szable przyczepione do pasów.

Załoga kręciła się wokół nas, wykonując różne zadania i to choć trochę odciągało moje myśli od pojawiających się w głowie obrazów z przeszłości.

Nie wszystko było takie samo, ale jednak tak wiele rzeczy było bardzo podobnych.

Widok ciągnącego się w nieskończoność Morza Czarnego przyprawiał mnie o mdłości.

- Mavra. - Głos Aspena wyrwał mnie z myśli, a także jego łokieć, który wbił prosto w moje żebra.

- Co? - warknęłam.

Chłopak wskazał głową Radleya.

- Pytałem, czy masz chorobę morską? Słabo wyglądasz.

- Tak - odparłam. Choroba morska, idealna wymówka.

Jeremiah oprowadził nas po statku, ale nie skupiłam się na tym za bardzo. Nie chciałam się na tym skupiać. Jak najszybciej tylko mogłam, wylądowałam pod pokładem w jednej z kajut i zamknęłam drzwi na klucz, wreszcie mogąc trochę odetchnąć.

- Wszystko w porządku - zapewniłam Lucasa po raz tysięczny, kiedy nie przestawał się wpatrywać we mnie z troską. - Poważnie. To tylko parę dni. Dam sobie radę - wmawiałam chyba bardziej sobie niż krukowi.

Tak bardzo chciałam w tamtym momencie z nim porozmawiać. Usłyszeć, co ma do powiedzenia, posłuchać, jak mnie pociesza i jak mi mówi, co powinnam zrobić. Niestety, musiało mi wystarczyć samo zatroskane spojrzenie i jego obecność.

Położyłam się na hamaku, zamykając oczy, ale wtedy było jeszcze gorzej, wszystko widziałam wyraźniej. Do tego nie bardzo chciało mi się spać.

Zaczęłam więc przechadzać się po niewielkim pomieszczeniu. Znajdowało się tam drewniane biurko z krzesłem, hamak wisiał pod równoległą ścianą. Zaraz koło niewielkiego okrągłego okna wychodzącego na głębiny morza, naprzeciwko drzwi stała całkiem spora szafka.

Podeszłam do niej i uchyliłam drzwiczki, spoglądając do środka. Uśmiechnęłam się lekko, widząc półki wypełnione książkami. To było właśnie to, czego potrzebowałam. Te, które kupiłam od Charsla, pojechały razem z koniem w torbie, która była do niego przyczepiona. Chwyciłam więc pierwszą lepszą lekturę, była czerwona i miała złote zdobienia. Usiadłam przy biurku, na którym paliła się jedna świeczka. Wosk leniwie spływał na ozdobny talerzyk położony pod nią, ogień tlił się delikatnie, rzucając pożółkłe światło.

Wreszcie mogłam uwolnić myśli, skupić się na czytanych słowach i zapomnieć o całym świecie, przeszłości i czekających mnie jedynie problemów. Mogłam uciec do nieprawdziwego świata, ignorując realne problemy, to było to, co kochałam najbardziej. Zanurzyłam się w typowy romans, wczuwając w życia bohaterów, angażując się w akcję i odtwarzając sobie krajobrazy opisane na stronach. Lucas przysiadł mi na ramieniu i również zaczął czytać razem ze mną. Huczące głosy w głowie trochę ucichły, na tyle bym mogła skupić się na czytaniu. Gdyby nie kołysanie, w jakie wprawiał mnie płynący statek, kompletnie zapomniałabym, że właśnie nim płynę. Chociaż w pewnym momencie i to przestało mi przeszkadzać i nie odczuwałam już kompletnie nic, byłam tylko ja i głowni bohaterowie książki. Nie była długa, ot krótka nowelka z dobrym, szczęśliwym zakończeniem, więc kiedy tylko szybko ją skończyłam, czym prędzej chwyciłam za coś kolejnego, byle tylko nie wyrwać się z tego dobrego stanu. Tym razem trafiłam na kryminał. Był grubszy od poprzedniego romansu, więc zajął mi trochę więcej czasu. Pochłaniałam go jednak z szybkością, czytanie szło mi w zadziwiająco szybkim tempie. To był mój ulubiony gatunek literacki, fabuła trzymała mnie przez cały czas w napięciu, podczas czytania miałam tysiąc różnych teorii i nie mogłam doczekać się końcówki, kiedy już wszystko się rozwiąże.

Pod koniec, kiedy działa się największa akcja, ktoś zastukał do drzwi. Z irytacją przerwałam czytanie, zagięłam lekko kartkę, by wiedzieć, gdzie skończyłam i wróciłam do rzeczywistości. Podeszłam do drzwi, ponownie przypominając sobie, gdzie się znajduje.

Po drugiej stronie stał Aspen.

- Hej. Przyszedłem sprawdzić, czy wszystko w porządku - powiedział, opierając się o framugę.

- Wszystko dobrze - odpowiedziała, tym razem zgodnie z prawdą, choć od kołysania zaczęło robić mi się niedobrze. Ale poza tym wszystko inne trochę przeszło.

- A jak się czujesz? - dopytywał i zaczynało mnie to irytować.

- Dobrze - rzuciłam, trochę ostrzejszym tonem.

- Wiesz... Jeśli byś chciała pogadać to...

- Słuchaj - warknęłam. - Jesteś ostatnią osobą, z którą mam ochotę o tym rozmawiać. Miło z twojej strony, że mi pomogłeś, ale nie zachowuj się, jakbyśmy nagle zostali najlepszymi przyjaciółmi. Nic się nie zmieniło, dalej gramy dla dwóch różnych drużyn i dalej cię nienawidzę, nieważne, ile razy byś mnie uratował. - Sama do końca nie wiedziała, dlaczego byłam na niego taka zła. Ale sytuacja, w jakiej się znajdowałam, nie wpływała na moją korzyść i bardzo łatwo mógł to wykorzystać przeciwko mnie. Widział mnie w takim stanie, w jakim nigdy nie chciałabym się znaleźć przed nikim. A przecież całe życie uczono mnie, żeby nie pokazywać swoich słabości, szczególnie Obrońcom. Teraz jednak jeden z nich znał dokładnie moją największą słabość i gdyby tylko chciał, mógł tego użyć. Nawet w tamtej chwili, mógł zarzucić mi, że jestem słaba, że boję się głupiego rejsu statkiem i nie nadaję się do tej roboty, skoro tak źle zniosłam samą myśl o płynięciu. Nie wiedziałabym, co mu odpowiedzieć, bo to była prawda. Ale na pewno nie zamierzałam mu się zwierzać ze wszystkiego, co przeszłam. Mało kto znał prawdziwą mnie, a ja niezbyt chciałam, żeby grono tych osób się powiększyło. Nie potrzebowałam tego. Więc łatwiej było mi go odtrącić, nieważne, jak bardzo coś z tyłu głowy podpowiadało mi, że popełniam błąd.

Chłopak patrzył na mnie chwilę w milczeniu wzrokiem, jakby znów chciał mnie zapytać, czy wszystko dobrze.

- Wspaniale widzieć, że już dobrze się czujesz i że stara ty wróciła.

Odszedł, nawet nie dając mi dojść do słowa. Poczułam się strasznie głupio, ale szybko stłumiłam to uczucie. Tak było prościej. Zamknęłam drzwi i znów wróciłam do książki.

Odcienie czerniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz