XI. cel

96 17 0
                                    

Nie miałem planów na życie. Jedyne, co miałem, to marzenia, które nigdy nie wierzyłem, że naprawdę były moje. Chyba wyglądałem na kogoś, kto wie, co ze sobą zrobić, ale nie wiedziałem. Utknąłem między pragnieniem spokoju, a pędzącym światem. Byłem pewien, że nic, z czego naprawdę czerpałem radość nie przejdzie jako moje źródło utrzymania. Dotarło do mnie dopiero po roku studiów, że praca biurowa za nic nie zadziała w moim życiu. Rzuciłem szkołę. Brzmi to dość drastycznie, może nawet buntowniczo, ale w tym czasie mojego życia byłem spokojniejszy i pewniejszy niż kiedykolwiek. Od początku gimnazjum przez parę lat chodziłem na zajęcia tańca. Rodzice powiedzieli mi, bym coś sobie wybrał i zdecydowałem, że taniec jest najciekawszy z pozalekcyjnych zajęć. Byle nie instrumenty. Zbyt dużo strun i klawiszy, i tego wszystkiego. I na to potrzebne były pieniądze. Taniec to jest coś, do czego używasz wyłącznie ciała. Zdało mi się to takie wspaniałe w swojej prostocie. Zapisałem się więc na tańce.

Nie zostałem później ulicznym tancerzem, choć przechodziły mi takie pomysły przez głowę. Nie jest to mimo wszystko stała praca, więc nie czułbym się dostatecznie stabilnie w takiej sytuacji.

Zaproponowano mi najpierw pracę dorywczą. Znałem wszystkich w klubie fitness i spędzałem tam co drugi wieczór. Zajęcia, na które kiedyś chodziłem, rozpadły się jakiś czas wcześniej, ale zacząłem trenować na siłowni. Co do mojej posady najpierw chodziło o trzymanie porządku, ogarnianie sprzętu i pomaganie ćwiczącym. Wziąłem paręnaście godzin na tydzień, żeby zdobyć trochę doświadczenia i pieniędzy. Mogłem za to kupić lepszą karmę i nowe zabawki dla Soonie, Doongie i Dori. A po mojej zmianie zawsze odbywały się ostatnie zajęcia dnia - joga. Uczestniczyłem w nich. Dzięki pracy miałem darmowy wstęp do klubu.

Jednego dnia w ostatniej chwili okazało się, że instruktorka nie może przyjść i poprowadzić zajęć. Zupełnie nie wiem, co we mnie wstąpiło i skąd miałem tyle odwagi, żeby wyjść na środek i oznajmić, że to ja poprowadzę zajęcia. Na jodze się nie znałem. Pobiegłem do szatni po głośnik i puściłem muzykę. Bałem się, że zrobię z siebie głupka, ale cała grupa tych kobiet po czterdziestce zaczęła mnie naśladować z wielkim skupieniem. Jeśli już się pofatygowały, to pewnie nie chciały tego zmarnować. Albo zostały z litości. Tak czy inaczej po godzinie prawie wszystkie się uśmiechały, a następnego dnia powiedziano mi, że niektórzy pytali o kolejne zajęcia tańca. Oczywiście nie było żadnych zajęć tańca. Jeszcze.

To był moment, w którym poczułem się silny. Niepowstrzymany. Myślałem sobie, że mogę zrobić cokolwiek zechcę i wszystko mi się uda. Zapisałem się na kurs instruktorski i zapytałem o pracę. Kiedy mnie przyjęli, nie miałem już co robić na studiach. To w końcu nie było moje miejsce od samego początku.

Skrawki | minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz