☯️Rozdział 6

419 43 4
                                    

Camila uśmiecha się do mnie promiennie, gdy zajmuję miejsce w naszej wspólnej ławce. Odwzajemniam jej się tym samym i jednocześnie rozkładam swoje rzeczy. Dziewczyna wygląda na bardzo podekscytowaną, a zarazem dziwnie pobudzoną. Zanim jednak zdążę spytać, o co chodzi, zauważam Shawna wchodzącego do klasy. Z jego spojrzenia biją pioruny, a moją klatkę piersiową rozsadza złość. Gdyby nie brunetka, bez wahania rozbiłabym mu nos przy wszystkich.

- Palant – prycham cicho, lecz Cabello najwyraźniej to słyszy, bo chichocze obok.

- Swoją drogą jestem zdzwiona, że jeszcze nie doprowadziłaś go do pionu – mówi, starając się nie przeszkadzać nauczycielowi. Wzruszam ramionami i posyłam niewinny uśmiech.

- Jeszcze – podkreślam to słowo, myśląc, ile tortur mogłabym na nim wypróbować.

Nauczyciel oznajmia, że dzisiaj będziemy oglądać film. Czując fajrant, rozsiadam się wygodnie, ale spokój nie jest mi dany na długo. Camila szturcha mnie w bok. Przechylam głowę w jej stronę i przymykam powieki.

- Zastanawiam się... jak to jest... no wiesz... - szepcze. Kątem oka dostrzegam, że się rumieni, na co unoszę kąciki ust. – Urodzić się z...

- Nic nadzwyczajnego – dopowiadam, marszcząc brwi. – Wbrew pozorom to lubię. No, oprócz brania co chwilę hormonów, lecz z wiekiem jest lepiej. Wszystko właściwie przychodzi mi naturalnie.

- Huh... zauważyłam... - oblizuje dolną wargę, aż mam ochotę się zaśmiać. Mogłabym przysiąc, że moja mała demonstracja podziałała na nią nie tak, jak tego się spodziewała. – A twoja rodzina? Nie miałaś przez to jakiś utrudnień?

- Hm... Nie przypominam sobie – zagryzam wnętrze policzka. – Rodzice starali się, bym zawsze czuła się komfortowo. Wydaje mi się też, że nie wspominali o tym nikomu. Czekali, aż będę gotowa wyjawić innym swoją tajemnicę.

- To bardzo miło z ich strony. Tacy rodzice to skarb – uśmiecha się szczerze. Mój dobry humor nieco przygasa. Byli dobrymi ludźmi i nie zasłużyli sobie na taki koniec. Niestety, dziewczyna nic o tym nie wie i chyba wolałabym, żebym na razie tak pozostało.

- Wiem – zaciskam szczękę. Przełykając ogromną gulę, zerkam na brązowooką. Wygląda na rozluźnioną i szczęśliwą. Taki jej obraz chciałabym widzieć w obliczu swojej śmierci. Ona i szeroki uśmiech. Nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.

- Sport od zawsze był w twoim życiu? – pyta, przyglądając mi się uważnie. To miłe, że obdarza mnie aż takim zainteresowaniem.

- Odkąd pamiętam – wzruszam ramionami. – W dzieciństwie biegałam z piłką po ogrodzie. Miałam tam dwie bramki. Czasami tata bawił się ze mną po pracy. On stał na bramce, a ja strzelałam wszystkie gole, choć wiem, że przepuszczał je specjalnie – unoszę kąciki ust. – Potem w szkole wstąpiłam do drużyny i tak mi już zostało.

- Wiele bym dała, żeby zobaczyć twoje początki – mówi rozmarzona i chichocze. – Musiałaś wyglądać tak uroczo.

- Ani słowa więcej – fukam, zakładając ręce na piersi.

- Oto jak mały Harry Potter stał się Severusem Snapem – śmieje się i szturcha mnie w bok. Nie potrafię się dłużej fochać, więc sama też się uśmiecham, rysując sobie palcem aureolę nad głową w powietrzu.

Nawet nie zauważam, jak cały dzień schodzi nam na rozmowie. Brunetka przez cały ten czas zadaje różne pytania, nie wykraczając jednak poza moją strefę komfortu. Czas wtedy przemyka mi przez palce. Nie widzę nic oprócz Cabello. Nie dostrzegam tego, że spędziłam z nią wszystkie lekcje oraz przerwy, że przez chwilę nie pojawiła się ani Dinah, ani Shawn, ani nikt inny. Byłyśmy tylko my. Ona, ja i jej szczery uśmiech.

Labirynt miłości Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz