Relacja ze stolicy cz. 2

165 16 15
                                    

Stałem przez chwilę w milczeniu i mierzyłem wzrokiem mężczyznę z nagrania. Choć bardzo się bałem, to starałem się nie pokazać przy nim swojego strachu.

- Mamy chyba coś do przedyskutowania- znów się odezwał.- Robert, nie jesteś głupi, wiedziałeś, że tak się to skończy.

- Nie mam nic do powiedzenia.

- Jesteś oskarżony o sabotaż działań służb, więc i tak sobie z tobą porozmawiam, bo jesteś aresztowany. Jak nie będziesz się za mocno rzucał, to może nic ci nie będzie. Wsiadaj do auta.

- Nigdzie nie jadę.

Mężczyzna tylko się zaśmiał.

- Przyprowadźcie mi go- nakazał swoim dwóm pomocnikom.

Już miałem się rzucić do ucieczki, ale jeden z nich wyciągnął broń i zaczął z niej do mnie mierzyć. Zacząłem kalkulować, czy nie lepiej zginąć tutaj niż dostać się w ich ręce. W tym momencie przez myśl przebiegł mi Arek. Nie zobaczyłbym go już nigdy więcej, gdyby teraz mnie zastrzelili. Nie usłyszałbym tego cudownego śmiechu i nie popatrzyłbym mu w oczy. Jeżeli oddałbym się tym ludziom, to jednak istniała szansa (co prawda bardzo mała), że jeszcze kiedyś go zobaczę. Uczepiłem się tej myśli. Gdyby nie ona, to pewnie dałbym się zabić tego wieczora.

Uniosłem ręce w geście poddania się i zacząłem iść w ich stronę. Od razu jeden z agentów ruszył w moim kierunku i chwycił mnie za ramię.

- No, wiedziałem, że jesteś rozsądny- skomentował typ w okularach.- Ale nie możesz widzieć, gdzie jedziemy.

Już myślałem, że może założą mi na oczy jakąś opaskę, ale nie. Agenci woleli jednak bardziej tradycyjne metody. Poczułem, że mężczyzna mnie puścił, a potem przeszywający ból z tyłu głowy. Nie zarejestrowałem nawet, czym mnie uderzył. Po prostu osunąłem się w ciemność.

***

Ocknąłem się w słabo oświetlonym pomieszczeniu. Miałem ręce i nogi skute kajdankami i siedziałem na jakimś strasznie niewygodnym krześle. Wszystko mnie bolało, szczególnie głowa. Rozejrzałem się wokół i od razu mogłem stwierdzić, że na pewno nie jesteśmy w komendzie. Niedobrze. 

Do środka wszedł mężczyzna z nagrania. Wiedziałem, że jest niebezpieczny, bo za wszelką cenę nie chciał, by jego wizyta w willi wyszła na jaw, a zatem był bardzo zdesperowany, by upewnić się, że nie będę więcej grzebał w sprawie.

- Myślałem już, że się nie obudzisz.

- Może tak byłoby lepiej- mruknąłem pod nosem.

- Wiesz co, Robert? Znam twojego ojca i naprawdę myślałem, że wychował cię na ludzi. Wręcz nie chciało mi się wierzyć, że to ty. Nie rozumiałem, jaką miałbyś mieć motywację, by z nami zadzierać, ale teraz już rozumiem.

Położył na stoliku przede mną list do Arka. Po plecach aż przebiegł mi dreszcz. Źle poczułem się z tym, że czytał go ktoś, kto nie jest adresatem, a szczególnie facet, który stał po drugiej stronie stolika, jednak nie zareagowałem w żaden sposób. Wiedziałem, że lepiej nie pokazywać emocji, bo mogą zostać wykorzystane przeciwko mnie.

- Śliczny, młody Arkadiusz Krajewski, student, dobra partia- powiedział i uśmiechnął się złośliwie.- Wygląda na to, że owinął sobie ciebie wokół palca. Wiem, że jest naprawdę uroczy, ale to nie powód, by zaraz tak walczyć. Powinieneś potraktować to jak przygodny romans, a nie się angażować. Myślisz, że mu zależy? Wiesz dobrze, gdzie chodził, bo znaleźliśmy jego kwity w twoim biurku!- nagle zmienił ton głosu i słychać było, że jest rozgniewany.- Jesteś po prostu którymś z kolei, z którym postanowił się zabawić. A ty się tak poświęcasz? Zepsujesz sobie w ten sposób życie, ale ze mną naprawdę można się dogadać.

Właściwy Wybór// operacja hiacyntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz