Rozdział 46

1.2K 26 6
                                    

*Pół roku później*

*Oczami Jacoba*

Jestem na kolacji z Casandrą, kiedy rozbrzmiewa dźwięk mojego telefonu.

-Kto to? - dziewczyna zerka na telefon, co uznaję za odrobinę wścibskie, ale wiem, że ona jest strasznie ciekawska z natury.

-Moja przyjaciółka, Caroline - wyjaśniam.

-Dzwoni do ciebie już piąty raz w tym tygodniu, nie zbywaj jej tak.

-Obawiam się, że wiem dlaczego dzwoni - krzywię się.

-Nic dziwnego, dziewczyna za chwilę wychodzi za mąż, a ty wciąż nie zdecydowałeś czy pojawisz się na tym ślubie, a co gorsza, nie dałeś odpowiedzi czy zostaniesz drużbą.

Wzdycham przeciągle i pakuję do ust kolejny kawałek mięsa.

-Nie uciekniesz od tego, to twoja przyjaciółka, nie rób jej tego.

-Cass, co byś zrobiła na moim miejscu? - pytam, będąc szczerze zaciekawionym jej zdania.

-Stawiłabym czoła swoim lękom i pojechała na ten ślub. Co złego może się stać?

-Dobrze wiesz co, nie byłem tam pół roku, a oprócz kilku rozmów z Caroline, Matthew czy Nickiem nie miałem z nimi większego kontaktu.

-No i?

-Wiem, że ona tam będzie.

Dziewczyna uśmiecha się przebiegle.

-A więc o to ci chodzi! Ty po prostu tchórzysz - zaśmiała się.

-Zamknij się, wcale nie tchórzę - kłamię.

-Jacob, znam cię na tyle długo, żeby wiedzieć, że boisz się spotkania z Eli...

-Stop, nie kończ - warczę.

Dziewczyna unosi ręce w obronnym geście i popija łyk czerwonego wina.

-A masz w ogóle jakieś wieści o niej?

-Nie.

Sam nie wiem czy to dobrze, czy źle. Jestem cholernie ciekawy czy wszystko u niej w porządku, ale słuchanie o niej sprawia mi ból, a im mniej rozmów o niej, tym mniej myślenia.

Czasami przychodzą takie wieczory, kiedy jestem całkiem sam. Wtedy w moich myślach pojawia się ona. Zastanawiam się czy ma kogoś, czy jest szczęśliwa, czy zdarza jej się o mnie myśleć.

Zaraz potem ogarniają mnie wyrzuty sumienia, kiedy przypomnę sobie jak ignorowałem jej telefony, usuwałem wiadomości głosowe, zanim pokusiłoby mnie, aby je odsłuchać. Próbowała się ze mną skontaktować praktycznie codziennie, ale z czasem te próby osłabły i od ponad miesiąca nie mam od niej znaku życia. Powinienem poczuć ulgę, że mam święty spokój, ale chyba to niemożliwe.

-Nie jesteś ciekawy co u niej? - głos Casandry wyrywa mnie z zamyślenia.

-Możemy już nie rozmawiać na ten temat?

-Możemy, o ile podejmiesz w końcu decyzję co do tego ślubu. Mogę pojechać tam z Tobą - proponuje.

-Zrobiłabyś to dla mnie? - pytam.

-Oczywiście - uśmiecha się i chwyta moją dłoń.

Casandrę poznałem w nowej pracy, którą załatwił mi mój przyjaciel. Nadal kręcę się w biznesie hotelarskim, ale tym razem udało mi się dostać na stanowisko menagera.

Blondynka jest aktualnie najbliższą mi osobą. Oboje jesteśmy po nieudanych związkach i próbujemy wyleczyć nasze złamane serca.

Na samym początku próbowaliśmy być dla siebie kimś więcej, ale oboje uznaliśmy, że nie ma to sensu, dopóki nie zamkniemy poprzednich rozdziałów.

Jestem wdzięczny, że los postawił na mojej drodze Cass, dziewczyna jest cudowną przyjaciółką i dostaje od niej tyle wsparcia, że chyba nigdy się nie odwdzięczę.

-Dziękuję - odpowiadam i wyciągam telefon, aby oddzwonić do Caroline.

-No w końcu przestałeś mnie olewać, dupku! - słyszę głos w słuchawce.

-Wybaczysz mi, jeśli potwierdzę swoją obecność na twoim ślubie? - pytam z nadzieją.

-Boże, tak, tak! Już myślałam, że musimy szukać innego drużby, Matthew by się załamał.

-Musiałem to po prostu przemyśleć, trochę to trwało, ale przecież nie mógłbym ci tego zrobić.

-No ja myślę, inaczej przyleciałabym tam po ciebie pierwszym samolotem - słysząc to, aż sobie wyobrażam dziewczynę, grożącą mi palcem.

-Jeśli nie masz nic przeciwko, to chciałbym zabrać ze sobą Casandrę.

-Och, nie, ja..., to znaczy..., nie oczywiście, że nie mam nic przeciwko - wydusza z siebie, na co marszczę brwi.

-Co to miało znaczyć? - pytam zbity z tropu.

-Nic, nic, cieszę się, że w końcu się zobaczymy, pół roku cię nie widziałam i bardzo tęsknię - słyszę jak głos jej się łamie.

-Tylko mi tu nie płacz, oszczędzaj łzy na swój ślub - żartuję.

-Spadaj - dziewczyna pociąga nosem, ale ostatecznie chichocze.

-Caroline, przepraszam, ale jestem akurat na kolacji i muszę kończyć.

-Do zobaczenia za dwa tygodnie - piszczy, a ja się rozłączam.

-Jestem z ciebie dumna - Cass uśmiecha się i mocniej ściska moją dłoń.

-Może to pierwszy krok do ruszenia na przód? - pytam, chociaż tak naprawdę nie oczekuję odpowiedzi.

Muszę się przygotować mentalnie na to, że za dwa tygodnie ją zobaczę.

*Oczami Elizabeth*

-To, masz już zamkniętą listę gości? - pytam z nadzieją, że dowiem się czy Jacob się pojawi.

-Jeszcze nie, czekam na jego odpowiedź, przed twoim przyjściem do niego dzwoniłam i nie odebrał, znowu. Mam wrażenie, że mnie unika, odkąd zaczęłam go bardziej naciskać - wzdycha.

-Ta... Coś o tym wiem - mruczę pod nosem.

Wydzwaniałam do niego jak idotka, nagrywałam się na skrzynkę pocztową, nigdy nie zareagował, a ja po 5 miesiącach w końcu się poddałam.

Carolina długo ukrywała przede mną, że wyjechał na drugi koniec świata, a kiedy wygadała się przez przypadek nie mogłam uwierzyć, że naprawdę zniknął z mojego życia. Zostawił tu wszystko, byle się ode mnie uwolnić. Próbowałam wyciągnąć od niej jego adres, ale podobno sama nie wiedziała gdzie się zatrzymał, ani gdzie dokładnie pracuje. Śledziłam jego media społecznościowe, ale przestał publikować cokolwiek, naprawdę dał sobie ze mną spokój.

Czy nie tego chciałam, mówiąc mu, że go nie kocham? To było największe kłamstwo, na jakie się zdobyłam. Potrzebowałam przestrzeni, aby zrozumieć swoje uczucia, ale nie sądziłam, że on po prostu wyjedzie bez powrotu. Ile ja bym dała, żeby cofnąć czas...

-Błagam, tylko nie to, nie możesz kolejny raz płakać z tego powodu, kiedy postanowiłaś, że musisz ruszyć na przód - Caroline patrzy na mnie ze współczuciem, a ja tylko wzruszam ramionami i ocieram łzy.

Moją uwagę od tych myśli odwraca dźwięk telefonu przyjaciółki. Spogląda na wyświetlacz, później na mnie i zaciska usta w cienką linię.

-Pójdę odebrać - wskazuje na kuchnię i wychodzi.

Nie muszę być geniuszem, żeby domyślić się kto dzwoni. Moje serce przyspiesza w ekspresowym tempie. Zwiększam głośność telewizora, aby nie słyszeć o czym z nim rozmawia, ale i tak się denerwuję.

-To co, masz już zamkniętą listę gości? - ponawiam pytanie, kiedy Caroline pojawia się w przedpokoju.

Nie potrafię rozszyfrować jej miny.

-Wykrztuś to z siebie - mówię na wdechu.

-Jacob nie przyjedzie sam - mówi, a mnie robi się słabo.

Threesome (Trójkąt)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz