*POV Jeff*
Następne dni mijały spokojnie. Jack powoli dochodził do siebie, jak i również moja noga zrastała się sprawnie. Nawet w pewnym momencie zaczęliśmy planować jak mógłby wyglądać nasz ślub. Myśleliśmy nad czymś małym i spokojnym, tylko dla nas oboje. Zresztą... nawet gdybyśmy chcieli urządzić wielką imprezę... jedyne osoby z którymi mieliśmy kontakt to tylko Smiley i trójka proxy
- Myślisz że powinniśmy zacząć szukać reszty? - odezwałem się w końcu podczas jednego z obiadów
- Chodzi Ci o resztę z rezydencji? - bezoki powiedział biorąc kolejny kęs soczystej nerki - Tęsknisz za nimi
- Co? Tch! Co ty jakieś bzdury wygadujesz. Oczywiście że nie tęsknie - wzburzyłem się krzyżując ręce
- Jeff to było stwierdzenie - brunet jedynie westchnął - Wiesz... nie zdążyłem się za bardzo do nich przywiązać ale... sam chętnie odnowiłbym kontakt. Tyle że nie teraz. Zbliża się krwawy księżyc i muszę rozwiązać parę problemów
- Problemów? Znowu jest coś o czym mi nie mówisz - położyłem dłoń na skroni - Rozmawialiśmy o tajemnicach
- Tak ale... to... to co innego
- Co innego? Słyszysz ty siebie w ogóle? - widziałem jak chłopak wstaje i wychodzi, jednak dałem mu spokój. Zapewne potrzebuje tylko czasu...
*POV Jack*
Nie miałem siły na rozmowę więc tylko wyszedłem z pomieszczenia przed budynek. Usiadłem na ławce i zamknąłem oczy. Od jakiegoś tygodnia czułem że to się zbliża. Ciągłe zawroty głowy, szmery w uszach i uczucie ciągłego głodu... jeszcze to wszystko połączy się z pełnią...
- Może serio powinienem mu powiedzieć... ale jak ja niby mam zacząć? "No hey kochanie jestem zmiennokształtnym nie z wyboru i nie panuje nad sobą dlatego nie możesz się zbliżać bo z łatwością cię zabiję"?
- Myślę że to dobry początek - poczułem dłoń na ramieniu. Zerwałem się od razu sięgając do kieszeni bluzy po skalpel. Jednak... Głos był znajomy
- Możemy walczyć... jutro na przykład...? - słychać było zmęczenie... ból... i dozę próby żartów...?
- Ben! - schowałem broń i przytuliłem skrzata - Ale co ty tu robisz? A raczej gdzie byłeś i jak nas znalazłeś
- Cóż uh... jak była cała afera... schowałem się w telefonie Tima i... trochę ugrzęzłem..?
- Huh? Jakim cudem uwięziłeś się w telefonie - puściłem niższego i się trochę odsunąłem
- No Toby ukradł ten telefon i utopił zanim zdążyłem zareagować... błądziłem po sieci szukając urządzenia przez które mogę wyjść ale nie mogłem znaleźć nic należącego do naszych. Aż w końcu dorwałem się do twojego - topielec zaśmiał się drapiąc najwyraźniej po karku
- Myślę że Jeff się nieźle zdziwi widząc ciebie tutaj - zaprowadziłem gościa do środka, jednak mojego narzeczonego nigdzie nie było
Pokazałem Benowi gdzie może narazie zamieszkać oraz w miarę oprowadzilem po domu
*POV Jeff*
Korzystając z okazji, że Jacky ulotnił się z domu, postanowiłem przygotować jakąś zajebistą kolację. Odechciało mi się gdy zobaczyłem brak mięsa w domu. Oznacza to wyjście... aaaagh ale ja jestem leniem!
Zabrałem się na siłę i wyszedłem pozbierać trochę darmowej ludziznyBłądziłem po ciemnych uliczkach i zbierałem co moje... znaczy to co sobie przywłaszczyłem w danym momencie oraz co wywalczyłem w bardzo uczciwy i profesjonalny sposób. Po parogodzinnej zabawie w kotka i myszkę z ofiarami, udałem w końcu do domu. Plecak miałem obłożony różnego rodzaju mięsem i innym badziewiem z okradzionych ludzi
CZYTASZ
Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)
FanficOd dawna w lesie można było wyczuć smród martwych ciał. Bestia krąży i zabija pozbawiając swoje ofiary nerek. Jednak sprawca pozostaje ukryty. Ale na jak długo?