XXII

133 8 0
                                    

- Zostawię Was na chwilę. Ozzy - Gunner. Gunner - Ozzy. Muszę coś załatwić.

I wyszedł. Gunner, czyli właściwie Caleb spojrzał na mnie i uniósł brwi.

- Co mi się tak przyglądasz - pokręciłem głową? Nie wiem, co miało mi to dać. - Montana Cię wykorzystuje. Tak jak każdego nowego. Naszą dwójkę akurat na seks. Na początku mamy układ, że to dla zabawy, potem rozkochuje w sobie i porzuca. Ale przecież było wiadomo, że to wszystko dla zabawy, więc nie można Go obwiniać. Z innymi zwykle chodzi na „akcje". Ale akurat nas chciał wykorzystać w sposób naturalny. Im szybciej Cię zostawi, tym lepiej dla Ciebie.

- Byłeś z Nim?

- Jak zaczynałem. Montana jest dupkiem. Ale trzeba przyznać, że ma coś w sobie, przez co nie zauważa się tego od razu.

- Trudno, Caleb. Jestem przyzwyczajony.

Spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Przeanalizowałem to, co powiedziałem. I dotarło do mnie, że jestem w dupie.

Caleb rzucił się na mnie i przyparł do ściany, przytrzymując za szyję.

- Nie powinieneś tego wiedzieć. Chyba, że ktoś Cię wysłał. Gadaj, skąd się tu wziąłeś - mówił uniesionym głosem i zaczął mnie okładać.

- Nikt mnie nie wysłał.

- Nie kłam, kurwa. Jesteś jebanym kretem.

Drzwi od pokoju ponownie się otworzyły.

- Gunner, co Ty odpierdalasz - wrzasnął Marcus, a ja poczułem, że zaczyna mi brakować powietrza?

- Twój kochanek to jebany kret. Wie, kim jestem. Nazwał mnie po imieniu.

- To jeszcze nie jest stuprocentowym dowodem. Puść Go. Puść Go kurwa, bo Go udusisz.

Marcus przykucnął przy mnie.

- Wszystko w porządku - pokiwałem głową?

- Mówiłeś, że nie wiesz co się z Nim stało.

- Nie mieliśmy kontaktu. Odezwał się później.

Caleb wyciągnął telefon i nakierował aparatem na mnie.

- Peter Stark... Interesujące. Bawisz się w bohatera, jak tatuś? Zginiesz też, tak jak On. Szkoda tylko, że nie masz nawet szesnastu lat.

- Co?

- Był wczoraj na jakiejś akcji i nie przeżył. Sam zobacz - nie chciałem, ale spojrzałem na to, co Caleb pokazywał na telefonie. - To jest już wszędzie. O Tobie też piszą. W końcu zostałeś już sam. Bez rodziny, przyjaciół. Ale spoko. Zaćpasz się i do Nich dołączysz.

Nie umiałem już utrzymać kamiennej twarzy. Poczułem, jak pod powiekami zbierały mi się łzy. Odwróciłem się i wyszedłem z budynku. Drżącą ręką wyciągnąłem z kieszeni woreczek i wciągnąłem jego zawartość. Zaraz po tym wybrałem numer ojca, ale nikt nie odpowiadał. Tak samo z Furym. I Happym. Zdecydowałem się zadzwonić do Pepper. Odebrała po paru sygnałach.

- Peter? Czemu do mnie dzwonisz?

- Nikt nie odbiera. Co się stało?

- W sensie?

- Tacie.

- Nie miałeś tego zobaczyć. Nic Mu nie jest. Musiał po prostu zniknąć na jakiś czas. Skąd wiesz?

- Caleb mi pokazał artykuł. Przy okazji mnie wydając.

- Czyli jesteś spalony. Wracasz do domu?

- Powinienem? Wiedzą, kim jestem i raczej mnie nienawidzą. Chyba bym Was naraził.

- Trudno. I tak wiedzą, kim jesteś, więc wracaj. Ogarniemy to.

Jakiś czas później dotarłem do domu. Zostawiłem motor przed garażem i zacząłem iść powoli w stronę drzwi wejściowych. Przystanąłem przed nimi. Dużo się zmieniło. Nie było mnie długo, ale w moim życiu naprawdę dużo się zmieniło. I szczerze, przerażało mnie wejście do własnego domu.

Ale po jakimś czasie drzwi same się otworzyły, a w nich zobaczyłem tatę. Nic nie powiedział, po prostu mnie mocno przytulił.

- Myślałem, że coś Ci się stało - powiedziałem. - Nie rób tak więcej. Powinienen Ci za to wjebać.

- Ja rozumiem, że wróciłeś od gangsterów, ale mógłbyś używać bardziej kulturalnego słownictwa jak na przykład: „wpierdolić" - uśmiechnąłem się lekko.

- Znalazłem Caleba. Ma się dobrze, ale raczej nie chciał wracać.

- Ale żyje, więc nie jest źle. Wejdź, nie stójmy w progu - obejrzałem Go od góry do dołu.

- Spałeś w ogóle?

- Ciężko z tym było w ostatnim czasie. Martwiłem się, że mogło Ci się coś stać.

- A ja, że Tobie. Właściwie byłem przekonany, że coś Ci się stało.

- Nie miałeś tego widzieć, naprawdę. Jestem z Ciebie dumny, Peter. Nawet nie zważam na to, że pomalowałeś się, próbując zakryć obitą twarz. Nie wyszło Ci. Ale i tak jestem dumny - wydawało mi się, że usłyszałem szczekanie.

- A co u Was?

- Ciekawie, nie powiem. Jestem obwiniany za zniszczenie miasta. W zasadzie to zrobiłem. Ale nie sam i nie celowo. Walczyliśmy z bratem Thora i trochę nas poniosło. Ze względu na to, że uciekł podaliśmy do wiadomości, że nie żyję i czekaliśmy aż uderzy, ale stało się to bardzo szybko, więc już mogę być oficjalnie żywy. Mia pobiła się ostatnio z koleżanką, a Pepper została prezesem zarządu firmy. Mia cały czas o Ciebie wypytywała. Tak samo MJ i Ned. Często tu przychodzili. Pepper wmawiała, że nie możesz się pozbierać po stracie ojca, więc przygotuj się na wymówkę nauczycielom. I to tyle. A jeszcze jedno - powiedział, a chwilę później moim oczom ukazał się biegnący w moją stronę szczeniak. - Mamy psa. Wracasz do szkoły, czy chcesz domowe? Musisz trochę nadrobić z naszej winy.

- Wracam do szkoły - powiedziałem i pogłaskałem psa po głowie. - Ma jakieś imię?

- Stella. Mia się naoglądała Winx i tak wyszło.

- I tak mi napędziłeś cholernego stracha. Tak się kurwa nie robi. Niezależnie od wszystkiego. Mogłeś dać mi znać, że wszystko w porządku, a nie kurwa...

- Wiem, że powinienem, ale nie chcieliśmy, żeby to się wydało.

- Myślałem, że nie żyjesz. Wiesz, jak się kurwa poczułem?

- Nie wiem, ale przepraszam.

- W porządku - odparłem po chwili.

- I mówiłem poważnie o słownictwie.

Uniosłem ręce do góry i zacząłem odchodzić tyłem z uśmiechem na twarzy. Gdy tylko zniknąłem tacie z pola widzenia, mój uśmiech też zniknął. Wszedłem do pokoju i usiadłem na podłodze. Teraz to już naprawdę zostałem bez przyjaciół. A nawet bez jakichkolwiek znajomych.

Chciałem napisać do MJ, albo Neda, ale wiedziałem, że mnie nienawidzą i nie wiedziałbym jak zacząć. Spojrzałem na telefon i zauważyłem, że wcześniej przyszło mi powiadomienie o zaproszeniu do znajomych.

„Marcus Miller"

Wszedłem na Jego profil, a gdy zobaczyłem znajomą twarz szeroko się uśmiechnąłem. Oznaczało to, że prawdopodobnie mnie nie znienawidził. Zaakceptowałem zaproszenie bez wahania.

Ale nic nie pisał. A ja też nie wiedziałem, czy mogę. Czekałem dłuższą chwilę i wpatrywałem się w głupi telefon z wyczekiwaniem na to, aż w końcu przyjdzie wiadomość od Marcusa. Ale się nie doczekałem, bo zasnąłem.

Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz