【XXXI】Postanowienie

67 6 4
                                    

*POV Jeff*

- Jacky jesteś tu? - Spytałem niepewnie wchodząc na dach

Jednak przywitała mnie jedynie cisza. Wszedłem na najwyższy punkt i się rozglądnąłem. No przecież nie mógł uciec... rozmawialiśmy już o bezpodstawnym zostawianiu siebie nawzajem. Nie powinien nigdzie iść zanim mnie nie poinformuje

Zszedłem na dół i wtedy usłyszałem lekkie pociąganie nosem. Udałem się w tamtą stronę tylko po to by zobaczyć swojego ukochanego siedzącego pod ścianą i ocierającego oczy

- Hey wszystko w porządku..? - klęknąłem przed nim i położyłem dłonie na ramionach

- Byłem zbyt ciekawy i... i chciałem tego posłuchać... - chłopak wziął głębszy wdech - Jest w porządku. Potrzebuje po prostu czasu. To nie tak że przy tym nie byłem nie? Wiedziałem czego mogę się spodziewać a jednak... zresztą nie ważne

Odtrącił mnie i się podniósł. Wyciągnąłem dłoń w jego stronę jednak zrezygnowałem. To musi być dla niego teraz zbyt ciężkie

- Jeśli chcesz porozmawiać albo cokolwiek... będę w salonie z Benem. Ale nie rób nic głupiego. Od tego jestem ja - powiedziałem spokojnie i wszedłem do środka

- Nie zadawaj żadnych pytań - warknąłem widząc jak skrzat otwiera usta

Natychmiast je zamknął a ja walnąłem się na kanapę, uprzednio zrzucając z niej blondyna

- To nie zapytam tylko powiem. W czasie gdy cię nie było, znalazłem lokalizację tej placówki oraz gdzie mieszka gościu, który zajmował się Jackiem. Okazuje się że przeżył. Podczas ucieczki stracił jedynie obie nogi. Zajmuje się teraz tworzeniem biomechanicznych protez... a hobbystycznie dalej odwiedza placówkę. W końcu należy do jego ojca - Drowned popatrzył się na mnie

Milczałem i patrzyłem w przestrzeń. Żadnych pochopnych decyzji... żadnych pochopnych de-- Agh chrzanić!!!

- Więc zrobimy mu miłą niespodziankę i go odwiedzimy - podniosłem się i wyjąłem z kieszeni nóż, od którego ostrza odbiło się parę promieni światła

- Znam cię, wiem do czego zmierzasz ale... nie dałeś mi powiedzieć o zabezpieczeniach, jaką bronią się posługują, z czego czerpią energię... to jest coś z czym nawet Slender nie chciałby zadrzeć - mówiąc to Ben chciał pokazać mi wszystko o czym mówił

- Więc powinieneś znać mnie na tyle dobrze by wiedzieć, że nie jestem tchórzem jak ten wieżowiec z ośmiornicą na plecach. Jack mnie zastąpił gdy ja byłem wytypowany na te pieprzone testy. Mam podwójną ochotę się zemścić. Poza tym. Nie byłbym sobą gdybym odpuścił. Tylko powiesz coś mojemu narzeczonemu a przerobię cię na Silvera - skrzyżowałem dłonie na piersi

- Czekaj dobra stop. Oświadczyłeś mu się?? Czemu dowiaduje się dopiero teraz?! - skrzat najwyraźniej dostał mind fucka

- Co? Ah... uhm... - zaczerwieniłem się na policzkach - A co cię to w ogóle obchodzi?! Weź spierdalaj! - podniosłem poduszkę leżącą na kanapie i rzuciłem nią w niższego

Ten ze śmiechem oberwał w twarz. I czego on się tak szczerzy?! Zazdrosny jest po prostu bo jemu w życiu nic nie wychodzi! Tak to na pewno to! Nie mam na niego siły!

- Cieszę się po prostu. Nazwijcie po mnie jakieś dziecko

Przewróciłem oczami i usiadłem na miejscu blondyna, gdyż ten zniknął w laptopie. Przeglądałem jeszcze parę razy audio ale...
Nie zostawię tego tak. Z czyjąś pomocą, czy samotnie... pójdę tam i zabije gnoja. Sprawię, że ten uśmiechnie się ostatni raz

*Hewwo! Kinda wstęp. Wolę rozdzielić na krótsze rozdziały ale spróbować wrócić na dzienną dawkę moich wypocin

*Deathcup~

Black & White Flames (JeffTheKiller x EyelessJack)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz