3. Może pojedziemy na kawę?

616 51 2
                                    

Zmrużyłam oczy, patrząc na przez ogromną szybę, przez którą było widać połowę lotniska. Westchnęłam cicho i trzymaj bilet w ręku, zastanowiłam się, czy to aby na pewno dobry pomysł. Cóż, nie byłam tam odkąd... no właśnie. Seria niefortunnych wydarzeń sprawiła, że musiałam wyjechać, zostawiając wszystko. Niekoniecznie miałam gdzie wrócić - nie miałam tam już nic. Chciałam być dobrej myśli, jednak w głębi duszy miałam naprawdę ogromne obawy. Czy aby na pewno robiłam dobrze?

Do mojego lotu zostało jeszcze trzydzieści pięć minut. Niby nie dużo, ale jednak czas dłużył się jak cholera. Szczególnie teraz, kiedy dopadały mnie takie wątpliwości. Po co wracać do przeszłości? Owszem, byli moimi przyjaciółmi kiedyś. Dokładnie dwa lata temu. Ale czy teraz nimi również byli? Nie sądzę. Myślę, że jedyne co przeze mnie wtedy przemówiło, kiedy się zgodziłam, to grzeczność.

Na dworze zaczynało się ściemniać. Latarnie dawały całkiem fajne, klimatyczne światło. Starałam skupić się na czymkolwiek, byleby tylko nie myśleć. Im więcej się myśli, tym więcej głupich wniosków pojawia się w głowie.

Westchnęłam cicho. To wszystko było dla mnie ciężkie. Bardziej niż myślałam. Myślałam, że zostawiłam całą przeszłość za sobą. Byłam w błędzie. Wmówiłam sobie to, ponieważ tak żyło się lepiej. Łatwiej.

- Lot numer siedemnaście. Bramki zostają otwarte - usłyszałam głos kobiety, która informowała ludzi o odlocie samolotu. - Lot numer siedemnaście. Bramki zostają otwarte - powtórzyła.

Omiotłam wzrokiem całe lotnisko, przyglądając się przez chwilę ludziom. Złapałam za rączkę mojej fioletowej walizki, po czym podniosłam się z miejsca.

- Popełniasz duży błąd, Natasho - mruknęłam sama do siebie, zaciskając rękę na metalowej rączce. - Duży błąd.

Ruszyłam w kierunku bramek.

I nie wiedziałam, jak bardzo będę żałować. Choć byłam pewna, że będę to robić.

***

- Natasha! - pisk dotarł do moich uszu. Stella z szerokim uśmiechem podbiegła w moją stronę. Odwzajemniłam uśmiech, którego dziewczyna nie zdążyła zobaczyć, ponieważ już tkwiłam w jej ramionach. Poczułam zapach jej włosów, kiedy to owocowy szampon połaskotał moje nozdrza. Cóż, jak widać nie zmieniła szamponu.

Poczułam w pewnym sensie bezpieczeństwo. Stella była zawsze moją ostoją. Przynajmniej wtedy, kiedy jeszcze miałyśmy kontakt. Ileż to razy płakałam jej w ramię, zwierzałam się czy po prostu siedziałam z nią w ciszy. Zresztą, obie dla siebie byłyśmy kimś, na kim można było polegać.

Dopóki czas i odległość tego nie niszczyły.

- Jesteś ładniejsza niż cię zapamiętałam - powiedziała, śmiejąc się. Dziewczyna wypuściła mnie ze swoich objęć.

- Cóż, staram się - mruknęłam, zmuszając się do uśmiechu.

- Zmęczona? Może pojedziemy na kawę? - spytała, a w jej oczach pojawił się świetliki. - Za rogiem jest świetnia kawiarnia.

- Chętnie napije się kawy - przytaknęłam głową, patrząc na kobietę przede mną.

- Super! - ponownie na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Chodź do auta. Nie będziemy szły na pieszo.

I w tamtym momencie pomyślałam, że może ona naprawdę za mną tęskniła. Może odczuwała pewnego rodzaju pustkę, którą odczuwałam ja. Może to wszystko po prostu nie tak miało się skończyć, a nasza wspólna historia miała tylko złą chwilę, która miała zaraz minąć? Może to wszystko miało potoczyć się zupełnie inaczej?

Dirty job; kochać czy być kochanym. ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz