Przez kolejne dni co chwilę sprawdzałem telefon, mając nadzieję, że Marcus jednak zdecydował się napisać coś do mnie. W końcu się poddałem. Odłożyłem urządzenie i przez cały dzień trzymałem je z dala od siebie.
Poczułem się trochę lepiej. Moje zjebane i rozjebane życie zaczęło się powoli normować. Bardzo wadziło mi jednak to, że kończył mi się towar. A nie miałem do kogo iść.
- Peter - wczesnym wieczorem usłyszałem wołanie, idącego w stronę mojego pokoju taty. Po chwili zapukał i uchylił drzwi. - Mogę wejść?
- Ta.
- Chcemy wyjść z Pepper dzisiaj. Wrócilibyśmy jutro. Zająłbyś się Mią? I wyszedł razem z Nią ze Stellą - spojrzałem na Niego, ale nie odpowiedziałem? - Może przestaniesz przejmować się tym chłopakiem? Fury mówił, że nie zamknęli wszystkich. Tylko tego co był najwyżej. Może ten chłopak zaczął nowe życie i musi je sobie ułożyć i dopiero wtedy Ci odpisze?
- Nie mam siły czekać.
- Rozumiem.
- Możecie iść. Bawcie się dobrze.
- Dzięki. Kocham Cię - ostatnio często mi powtarzał te dwa słowa.
- Ja Ciebie też.
Niedługo później usłyszałem, jak z pod domu odjeżdża samochód. Dopiero wtedy zdecydowałem się wstać.
W ostatnich dniach mało jadłem. To z kolei powodowało niezbyt szybkie gojenie się ran po moim ostatnim wypadku, osłabienie i doprowadzenie się do stanu, w którym wymiotuję krwią. Nie pomagało też to, że znowu zacząłem się ciąć. Cały czas dokładałem sobie świeżych ran. A w taki sposób nie miałem szans na dojście do siebie. Ciężko mi się chodziło. Czułem, że przeginam, że muszę coś zjeść i przestać się wyniszczać na wszelkie sposoby. Ale nie mogłem. Przez gardło nic nie chciało mi przechodzić, cięcie się pomagało na chwilę, a narkotyków mi brakowało.
Ubrałem na siebie czarny dres i bluzę w tym samym kolorze. Zarzuciłem kaptur na głowę i powoli poszedłem w stronę pokoju Mii. Zapukałem i uchyliłem drzwi.
- Idziemy - spytałem?
- Dobra - odpowiedziała z entuzjazmem. - Będziesz prowadzić ze mną na zmianę Stellę? Jest silna i mama mówi, że muszę uważać. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że razem gdzieś wychodzimy.
- Okej.
- Tato mówił, że jutro masz wizytę u psychologa. To prawda?
- Nic mi, o tym nie wiadomo.
- Ja też bym chciała iść. Mogę iść? Proszę.
- Spytaj mamy.
- Jak było na Twoim wyjeździe?
- W porządku.
- Poznałeś nowych znajomych, prawda? Masz jakąś fajną ksywkę? Zawsze chciałam mieć ksywkę.
- Ozzy. Mówili mi Ozzy.
- A od czego to?
- Montana stwierdził, że wyglądam jak wokalista Black Sabbath.
- Mogę posłuchać Black Sabbath?
- Myślę, że tak.
- Posłuchamy, jak wrócimy do domu?
- Dobra.
Mam ochotę umrzeć. To jedyne czego aktualnie pragnę.
Mia biegała ze Stellą po parku. Ja tylko obserwowałem. Nie miałem siły, żeby chociażby za Nią łazić. Usiadłem na ławce. Po raz kolejny sprawdziłem, czy Marcus nie napisał. Nie było żadnej wiadomości. Poczułem, jak do oczu napływają mi łzy. Rozejrzałem się w poszukiwaniu Mii. Szła w moją stronę.
- Dobrze się czujesz?
- Tak.
- A wziąłbyś Stellę - wstałem i wyciągnąłem rękę w stronę smyczy? Sam ledwo miałem siłę, żeby ją trzymać, ale jednak to zrobiłem.
- Chcesz wracać?
- Tak. Ściemnia się już. Obejrzymy coś w domu?
- Spoko.
Podziwiałem Ją za to, że cały czas się uśmiecha i cieszy. Mnie trudno było nawet sfałszować uśmiech. Odwróciłem się w stronę powrotną. Mia zaczęła iść przede mną, ale się wróciła po to, żeby wziąć mnie za rękę. Spojrzałem na Nią pytającym wzrokiem.
- Ulica.
- A, no tak.
Skupiłem swój wzrok na sygnalitorze. Jeszcze tylko trochę i będę w domu. Będzie lepiej.
- Nie bolą Cię oczy - usłyszałem nagle, jak ktoś, stający obok, do mnie mówi? - Od wpatrywania się w ten sygnalizator.
Odwróciłem się w Jego stronę i uśmiechnąłem.
- Hej, Ozzy. Co u Ciebie?
CZYTASZ
Mówili mi Ozzy | złσ∂zιєנкα мαяzєń
Fiksi PenggemarPeter Stark, syn samego Anthonego Starka, to nastolatek, którego życie nadszarpnęło. W czasie zmiany, jaką jest pierwsze pójście do szkoły, dowiaduje się, że Jego ojciec poznał kobietę z dzieckiem, która zamierza się do Nich wprowadzić. Ale nowe oto...