XVII. wiosna

90 14 1
                                    

Za każdym razem, gdy po zimie nadchodziła wiosna albo po wiośnie lato, przechodziłem mały szok

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Za każdym razem, gdy po zimie nadchodziła wiosna albo po wiośnie lato, przechodziłem mały szok. Co roku od kilkunastu lat działo się to samo, ale zmiana pogody zawsze potrafiła mnie zaskoczyć. Nadchodził ten jeden dzień, gdy zdawałem sobie sprawę, że jest jakoś inaczej i miałem wrażenie, że przypadkiem obudziłem się w nieswoim świecie. Niby niczym szczególnym się nie różnił, ale cienie na ścianie nad biurkiem miały inne ułożenie, a w holu panowała inna temperatura. Powietrze było inne. Otwierałem okno i owiewała mnie świeżość. Potrzebowałem paru dni na przyzwyczajenie się. Za każdym razem powtarzałem sobie, że jestem otwarty na zmiany, ale gdy te nadchodziły, ogarniała mnie nieswojość. To tylko pory roku. Ich można się spodziewać.

Tamtego dnia słońce świeciło mocno, mimo że był to dopiero kwiecień. Stałem w swoim pokoju przy oknie, obserwując ciemnoszare chmury gromadzące się na niebie. Był to dziwny, intensywny dzień. Nie pod względem moich zajęć, czy pracy, po prostu cały świat zdawał się kłębić i wrzeć, jakby niedługo miał wybuchnąć. Nie wiem, czemu czułem się tak spokojny. Pozostawałem w bezruchu mrużąc oczy przed ostrymi promieniami słońca.

Dlaczego w ogóle tam stałem? Musiałem podlewać kwiatki lub odsuwać zasłony. Nie było to zresztą istotne, ponieważ kiedy tak się zatrzymałem i patrzyłem na pustą ulicę, dotarła do mnie jedna myśl, od której już od dawna uciekałem. Wszystko się zmieniło. Byłem na studiach. Wszyscy traktowali mnie jak dorosłego. Ze znajomymi z liceum już nawet nie rozmawiałem, jedynie czasem lajkowałem ich posty na Instagramie.

Jisung też zrobił się inny. Zaczął nosić za duże bluzy i wyglądał w nich na jeszcze mniejszego. Częściej się zamyślał i mniej mówił. To trochę mnie przerażało. Cisza między nami mi nie przeszkadzała, ale Jisung był typem osoby, która nawet najgłupsze myśli wypowiada na głos. Jeśli zamilkł, to znaczyło, że coś go dręczy. A ja niewiele mogłem zrobić. Nie rozmawialiśmy o takich tematach. Zresztą, nawet nie wiedziałem, jak zapytać.

Dawno u mnie nie był. Zdałem sobie z tego sprawę, gdy próbowałem przypomnieć sobie jego uśmiech. Powinienem się uczyć, a zajmowałem się wpatrywaniem w rysunek przyklejony do ściany i błądzeniem myślami po równoległym świecie, gdzie wszystko jest proste, a my umieliśmy się komunikować. Bo mimo naszego perfekcyjnego zgrania, czegoś nieustannie nam brakowało.

- Myślałem, że cię nie ma - usłyszałem głos Jisunga. Przez moment zastanawiałem się, czy nie jest to tylko moja wyobraźnia. Ale stał tam. W dresie i czapce z daszkiem, na którą naciągnął kaptur.

- To po co przyszedłeś?

- Do Dori - Odparł z cwanym uśmiechem, ale coś było nie tak. Uśmiechowi brakowało ukazanych kilku zębów i zmarszczek w oczach.

Jisung rzucił się na moje łóżko i westchnął. Zamachem posłał swoją czapkę na ziemię.

- Miałeś nadzieję, że jednak tu będę. - Nie mam pojęcia, po co to powiedziałem. A dlaczego? Bo chciałem usłyszeć, że przyszedł do mnie. Jeszcze raz okręciłem się na krześle i wstałem.

- Ooch, kręci mi się w głowie - oznajmiłem, łapiąc się za głowę. Zacząłem się kręcić w drugą stronę, choć niezbyt to pomagało. - Helikopter - wymruczałem z rozbawieniem.

Już po chwili Jisung także się podniósł i robił piruety wydając dźwięki helikoptera.

- Nie mogę się zatrzymać! Bo wtedy będzie mi nie dobrze - zaczął się śmiać i ze mną działo się dokładnie to samo. Nie mogliśmy przestać się kręcić.

- Mam dość, muszę przestać.

- Aaaaa! - krzyknął Jisung wpadając na mnie z pełną mocą. Polecieliśmy na łóżko śmiejąc się. Jak ja dawno nie słyszałem jego śmiechu.

Zajęło mi chwilę, zanim zorientowałem się, że jesteśmy do siebie przytuleni. Albo przynajmniej leżymy spleceni ze sobą. Miałem już wydostać się z tej sytuacji, ale po spojrzeniu na Jisunga stwierdziłem, że jemu nasza pozycja bynajmniej nie przeszkadzała. Leżał na mojej klatce piersiowej, a ręką obejmował mnie w pasie. Patrzyłem z góry, jak zaciska powieki, po czym szeroko otwiera oczy, marszczy nos, lekko potrząsa głową.

- To nie był dobry pomysł. Świat dalej się kręci - jęknął unosząc się nieco i byłem przekonany, że się odsunie. Lecz on tylko poprawił swoją bluzę, naciągnął na głowę kaptur i z powrotem się na mnie położył. Nagle poczułem, jaki byłem samotny i jak bardzo chciałem go zamknąć w ciasnym uścisku. Zamiast tego ostrożnie objąłem go ramieniem, udając, że szukałem zwyczajnie jakiegokolwiek miejsca do położenia ręki. Oddychał miarowo i czułem, jak jego mięśnie się rozluźniają. Przez to, jaki był drobny, idealnie wpasowywał się w moje ramiona.

To był ten moment, gdy przeszło mi przez myśl, że może zostaliśmy dla siebie stworzeni.

Skrawki | minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz