Jako uczeń nie miałem zbyt dużo wolnego czasu. Jeśli chodziło się do szkoły i spędzało parę chwil ze znajomymi, a na koniec odrabiało lekcje, okazywało się, że jest już kolejny dzień. Sypiałem chyba po pięć godzin, gdy chodziłem do liceum.
Ale były jeszcze weekendy i te rezerwowałem sobie na swoje zajęcia. Odkąd adoptowałem Soonie, Doongie i Dori, zainteresowałem się wolontariatem. Przychodziłem do schroniska co drugą sobotę, żeby pomagać w czyszczeniu klatek i opiece nad zwierzakami. Niektóre z nich wyglądały na kompletnie rozjechane przez świat. Krzywe, wychudzone, z wyłupiastymi oczami patrzącymi w strachu. Chciałem im pomóc, ale odsuwały się jak najdalej, gdy tylko podchodziłem. Jednak nie poddawałem się. Nieraz czekałem w kuckach pół godziny, aż zwierzę przyzwyczaiło się do mojej obecności i zaczynało spacerować oraz powoli się uspokajać. Nie ze wszystkimi mi się udawało, ale kilka razy zdołałem któreś pogłaskać. Później, gdy wracałem do domu, moje koty szalały, bo wyczuwały zapach innych kotów. Co za zazdrośniki.
Z początku chadzałem tam dla zwierząt, dopiero z biegiem lat zacząłem doceniać wartość pomocy i wsparcia dla tych, którzy sami sobie nie potrafią pomóc. Szkoda mi było właśnie w szczególności zwierząt, które nie posiadały ludzkiego głosu, żeby o siebie zawalczyć w świecie zdominowanym przez ludzi. Ale ja je słyszałem. Potem, gdy zacząłem zarabiać, mogłem odkładać małe sumy na wsparcie schroniska. Nie było to wiele, ale cieszyłem się, że pomogłem. Kiedyś dali mi nawet jakiś dyplom, ale co ja z nim mogłem zrobić? Myślę, że wciąż leży gdzieś na dnie szuflady...
Moje rzeczy są raczej zorganizowane i jedynym problemem jest to, że mam ich za dużo. Nie potrafię się zebrać w sobie, żeby je wyrzucić, nawet jeśli wiem, że już nigdy ich nie użyję. Tak jak ta jedna koszulka Jisunga z żółtymi owocami. Nie wyciągałem jej od dobrych miesięcy, ale dobrze wiem, gdzie się znajduje. Duża szafa w przedpokoju. Druga półka od dołu. Powinna być wyprana i ładnie poskładana, a na niej musi leżeć czapka z daszkiem, którą kupiłem dla niego, a nie zdążyłem mu jej dać. Na co dzień nie mam okazji zobaczyć tej koszulki, bo ze stojącej perspektywy nie widać zawartości dolnych półek. Właściwie i tak bym nie chciał na nią patrzeć. Jeszcze by się okazało, że pożarły ją mole, albo spłowiała, albo jest po prostu jakaś inna niż kiedyś. Albo, że nie pachnie już Jisungiem. Bo pewnie nie pachnie.
CZYTASZ
Skrawki | minsung
FanfictionZawsze byliśmy razem i zawsze nie do końca. Niczego nam nie brakowało, jedynie ja pozostawałem odrobinę pusty. I to chyba nie twoja wina, mimo że wolałbym zwalić to wszystko na twoją nieświadomość. Ale to ja - ja byłem nieświadomy. Uparcie nie chcia...