Harry otworzył oczy i zaczął nasłuchiwać.
Z góry dobiegły go te same dźwięki co zawsze z rana: Malfoy szykował się do wyjścia z dormitorium. Słychać było jak zapala światło zaklęciem, potem jak otwiera swój wielki, ciężki kufer, kręci się po pokoju szukając rzeczy do spakowania, a na końcu jak zasuwa zasłonę wejściową.
Harry odliczył w myślach do pięciu, tyle średnio zajmowało zejście po niewielkich schodkach w dół. a następnie do trzech i obrócił twarz w stronę swojej zasłonki. Chociaż nie widział co się za nią znajduje, to jakoś wyczuwał obecność czarodzieja po drugiej stronie.
Zastanawiało go, po co ten kretyn wciąż to robi. Po co każdego ranka od tygodnia już przyłazi tutaj, sterczy przed jego pokojem przez kilka minut, aż w końcu rezygnuje i odchodzi. To było takie dziwne. Takie nie w stylu Malfoy'a. Zrozumiałby, gdyby ten po prostu wlazł mu do pokoju nieproszony, agresywnie żądając wyjaśnień. Albo jakby posłał Crabbe'a lub Goyle'a z jakąś formą łapówki, aby go zmiękczyć. Niestety, czarodziej wybrał unikanie kontaktu i ku zaskoczeniu Harry'ego zwyczajnie się dostosował. A to drażniło chłopaka nawet bardziej niż naruszenie jego przestrzeni, bo wywoływało poczucie winy, którego nie rozumiał.
Przecież akurat on nie zrobił nic złego.
W końcu, kiedy był już raczej pewny, że Malfoy sobie poszedł, usiadł na łóżku. Powoli podkulił nogi, objął je rękami i oparł brodę na kolanach. Przez dłuższą chwilę gapił się w pustkę, nie myśląc o niczym. Takie „wyłączanie się" w ciemności często przydarzało mu się, kiedy mieszkał jeszcze w komórce. Z jednej strony go nie lubił, z drugiej dzięki niemu się uspokajał.
W końcu, wymacał prawą ręką swoją różdżkę, która zaplątała się gdzieś w pościeli, podniósł ją do swojej głowy i powiedział cicho:
- Temende.
W jego myślach pojawił się jasny komunikat. Była dziewiąta lub też piąty obrót solarny. Zaraz spóźni się na zajęcia, jak będzie się dłużej ociągał.
- Żeby to jeszcze miało jakieś znaczenie - powiedział do siebie.
Właśnie się podnosił, gdy zza zasłony wysunęła się dłoń. Pomachała mu, a potem pokazała w stronę pokoju. Harry uśmiechnął się nikle do siebie, po czym rzekł:
- Nie potrzebuje pomocnej dłoni, Cliff.
- Kurde, skąd wiedziałeś? - tym razem oprócz dłoni w liczbie dwóch do wnętrza pomieszczenia zawitała także głowa Puchona. Jak zwykle nosił na sobie mundurek Slytherinu.
- To proste – odpowiedział Harry wstając z łózka, - Nikt inny by czegoś takiego nie zrobił. Wchodzisz?
- Hmmm – czarodziej zamyślił się, po czym zrobił krok do przodu w ramach odpowiedzi. - W sumie ostatnio strasznie cicho tu u ciebie. Wcześniej ciągle słyszałem albo głos typa z góry, albo jak samopis szura ci po kartce.
- Serio, słyszysz szur pióra po kartce przez sufit?
- Samopisy są głośne, a szczególnie w nocy – wyjaśnił. - A wy co, skłóceni czy jak?
Harry posłał Cliffordowi średnio miłe spojrzenie, ale ten już miał gotowe usprawiedliwienie.
- Widzę, że codziennie się tu kręci od kilku dni, ale zamiast cię powitać, to tylko sterczy jak kij od miotły, po czym umyka jak mysz przed kocurem. To tak se pomyślałem. A w końcu mówimy o potomku Lucjusza Malfoy'a, więc to nie byłoby specjalne dziwne, że zalazł ci za skórę. Raczej to dziwne, że dopiero teraz.
- Powiedz, czy ktokolwiek ma dobre mniemanie o rodzie Malfoy'ów? - zapytał Harry, szukając jednocześnie czystej koszulki na przebranie. Gadanie o Malfoy'u było ostatnią rzeczą na jaką miał ochotę, ale ta kwestia akurat go zaciekawiła.
Clifford wzruszył ramionami.
- Możliwe, chociaż ja nie znam nikogo takiego. Ani w Slytherinie, ani w Huffelpuffie. A już na pewno nie w Gryffindorze.
To zdanie przywołało kolejne nieprzyjemne wspomnienia.
- Ta. Czasami mam wrażenie, że Gryfoni nie znoszą Ślizgonów.
- No bo trochę tak po prawdzie jest – Clifford przyznał mu rację.
- Czemu?
- Wiesz, dwa domy pełne ambitnych ludzi. Z jednej strony masz naszą kochaną Margie, a z drugiej Ponuraka. Dodaj jeszcze historię obu domów, to się wszystko zgodzi Ale tego, ja nie o tym.
- Yhym. To po co przyszedłeś? Poza obudzeniem mnie...
- A, bo pomyślałem, że może chcesz mieć towarzystwo w drodze na górę – pokazał. - Od kiedy blondas przestał po ciebie przychodzić, to ciężko mi się patrzy, jak tak chodzisz wszędzie sam.
- To miłe z twojej strony – zauważył Harry. - A poza tym?
Clifford uśmiechnął się szelmowsko.
- Och, nic takiego. Chciałem tylko życzyć ci udanego Halloween, czy tam Samhain, jak oni wolą.
Harry otworzył szeroko oczy.
- To już dzisiaj?
Clifford pokiwał wesoło głową.
- Ano. I uwierz mi, z tego powodu tym lepiej, aby ktoś ci towarzyszył. A, i zabierz swój kapelusz!
----------------------------
Nota od autorkasi:
Hej wszystkim, tu Sheep! Wiem, długo trzeba było czekać, ale w końcu się odgrzebuje! Chciałam wstawić jeden dłuuuugi rozdział, ale ostatecznie podzielę go tak jak poprzednio na mniejsze segmenty. Część historii, którą miałam już napisaną się skończyła, dlatego teraz rozdziały mogą wychodzić wolniej. Trzeba je napisać, przemyśleć, poprawić, skasować i napisać jeszcze raz... Ale jesteśmy bliżej końca niż dalej, więc nie martwcie się, historia nie urwie się w połowie!
Do następnego!
CZYTASZ
Harry Potter i Nowy Początek
FanfictionPoczątek jest chyba wszystkim znany. Chłopiec o imieniu Harry przybywa do Szkoły Magii i Czarodziejstwa Hogwart. W czasie ceremonii przydziału tiara nałożona na jego głowę ma podjąć decyzję o jego przyszłości. Tylko nie Slytherin, tylko nie Slyther...