Ulice tętniły życiem. Z restauracji i kawiarni dochodził gwar. Ludzie siedzieli na zewnątrz, w cieniu parasoli, popijając lemoniady, wodę lub różnego rodzaju soki. Frances wraz z Charliem szli chodnikiem na ulicy Piazza di Tor Sanguigna. Frances cieszyła się każdym dźwiękiem - przejeżdżających samochodów, śmiechów spacerujących rodzin z dziećmi i dźwięków muzyki. Pod jednym z budynków, oparty na krześle siedział akordeonista. Charlie dostrzegł obok jego nogi niewielki czarny cylinder przeznaczony specjalnie na pieniądze.
– Alfredo, cudownie grasz – pochwaliła go Frances, zatrzymując się przed grającym mężczyzną.
Wyciągnęła z kieszeni kilka monet, po czym wrzuciła je prosto do cylindra. Mężczyzna, który był już w podeszłym wieku, sądząc po siwiźnie na jego głowie, przerwał grę na instrumencie. Podparł się na nim ramionami. Charlie stał z boku, przyglądając się ulicznemu grajkowi.
– Kochana Frances Leone, czy mnie słuch nie myli? Dawno Cię nie słyszałem moje dziecko.
Słyszał? Charlie przyjrzał się dokładniej mężczyźnie. Tak jak podejrzewał... Starzec musiał być ślepy. Jego tęczówki jak i źrenice pozbawione były pigmentu. W pierwszej chwili wyglądały one jak za gęstą mgłą. Źrenica była praktycznie biała, za to tęczówka, choć miała kolor, wydawał się on zżółkły bądź brązowy. Może dlatego wyrażał się w taki sposób, a nie inny? Pewnie zareagowałby inaczej na widok Frances. Nie zauważył również Charliego, który stał zaraz obok kobiety.
– Ludzie opowiadali, że oszalałaś – kontynuował starzec, choć jego głos był mocno zachrypnięty. – Myślałem, że już się nie spotkamy.
– Wszystko gra przyjacielu. To co słyszałeś, to tylko nic nieznaczące plotki.
– Plotka czy nie, pomartwić się nie zaszkodzi kochana Fran – mężczyzna, którego Frances nazywała Alfredo, zaczął kaszleć. Zaniepokoiło to kobietę, która podeszła do niego i położyła mu ręce na ramionach. Ten, dalej kaszląc, pokręcił głową, żeby tak nie robiła. Po chwili kaszel w końcu ustał. – To nic takiego... Coś mi po prostu zaleciało do gardła. Powiedz mi... Jak sobie radzisz?
– Już Ci mówiłam, że wszystko dobrze. Przez dwa tygodnie mam zajmować się swoim bratankiem, pamiętasz... Opowiadałam Ci o nim.
– Ach tak... Charlie, zgadza się? – Zapytał i choć Alfredo był niewidomy, jego głowa powędrowała w miejsce, gdzie stał Charlie.
Poczuł, jak starzec przeszywa go wzrokiem. Po jego plecach przeszły dreszcze. Zamierzał cofnąć się o krok, gdy nagle Frances spojrzała na niego. Jej wzrok mówił jedno - No powiedz coś Charlie!
Szatyn, choć niechętnie, wystawił w kierunku starca rękę, chcąc uścisnąć dłoń na powitanie.
– Miło poznać. Nazywam się Charlie Light.
Starzec od razu uścisnął dłoń nastolatka, co z jednej strony mocno go zaskoczyło, za to z drugiej przeraziło.
– Sergio de André, ale wszyscy mówią mi Alfredo... I nie martw się, nie gryzę.
– Ale...
– Znam takich jak Ty Charlie. Trochę musiałem Cię przestraszyć tym wszystkim, ale pozwól, że Ci to wyjaśnię. Dobrze?
Charlie skinął jedynie głową na zgodę, wydając z siebie ciche, wręcz mało słyszalne mruknięcie. Pierwszy raz miał do czynienia z osobą niewidomą. Nic do nich nie miał, wręcz przeciwnie. Zastanawiało go, jak było możliwe to, że osoba pozbawiona jednego ze zmysłów, potrafiła normalnie żyć. Wyostrzały się ich inne zmysły? A może... Sam w sumie nie wiedział. Alfredo mógł mu to wszystko wyjaśnić, choć nie wiedział, ile mają czasu, zanim Frances nie postanowi pójść do pracy.
CZYTASZ
Związani: Widząc Twój mrok
Fantasy„Wszystkich nas już dawno powinien pochłonąć mrok. Więc zanim ktokolwiek powie, że to zły pomysł... Ruszajmy prosto w paszczę potwora... Choć dzielą nas światy." Nie tak miały wyglądać wakacje... A przynajmniej nie miały to być wymarzone wakacje Cha...