4. Charlie

9 4 11
                                    

Całe popołudnie Charlie spędził razem z Frances i Sarą. Siedzieli w salonie, rozmawiając. Jedli bruschettę z pomidorami, oliwkami i bazylią. Sara do swojego dania dodała grillowane warzywa. Siedzieli w salonie, a Luna leżała na kolanach Charliego.

– Chyba Cię polubiła – powiedziała w pewnej chwili Frances, wskazując na kota. W rękach trzymała ostatnią bruschettę, co zwróciło uwagę Luny. Kot podniósł głowę i obserwował rękę z jedzeniem.

– Luna czeka, aż ktoś da jej coś do jedzenia – podsumowała Sara. Pusty talerz odłożyła na stolik obok. Strzepnęła z siebie okruszki, wstając. – Daj mi ją. Przyniosę jej karmę.

– Wy siedźcie, ja się tym zajmę.

Piętnastolatek odłożył na bok talerz. Wziął Lunę na ręce, wstając. Odłożył kota na ziemię, a ta spojrzała na niego tym samym pogardliwym wzrokiem co zawsze. Charlie przeszedł na około kanapy. Kot chwilę stał w miejscu, po czym pognał w przeciwnym kierunku. Wszyscy podążyli za nim wzrokiem.

– Luna? – Zachowanie kota zaskoczyło kobietę. Planowała wstać. Przeszkodziła jej w tym dłoń Charliego, który stanął zaraz za nią. Frances podniosła głowę, patrząc na bratanka.

– Pójdę po nią. Dziwne, skoro jeszcze chwilę temu domagała się jedzenia.

Charlie podążył za burym kotem schodami na górę. Dobiegł na piętro, rozglądając się za zwierzęciem domowym. Kot wybiegł przez okno balkonowe, a chłopiec popędził za nim. Luna zaczęła wspinać się do góry, w kierunku dachu po wystających elementach - od czasu do czasu wspomagając się balkonami sąsiadów - aż wskoczyła przez niewielkie okrągłe okno na strych.

– Co wymyśliłeś kocie... – mruknął pod nosem, po czym wszedł do środka, szukając w suficie klapy, którą mógłby otworzyć, żeby dostać się na strych.

Patrzył w górę. Sufit był biały, pozbawiony jakichkolwiek zniekształceń czy pęknięć. Charlie szybko odnalazł to, czego szukał. Cztery wcięcia w suficie, na kształt prostokąta. Wszystko wskazywało na to, że tam mieściło się wejście na strych. W rogu korytarza, zaraz pod klapą, znalazł długi metalowy drut. Podniósł go i sięgnął nim do haka, przymocowanego do jednego z pokój klapy. Pociągnął... Ani drgnęła. Spróbował jeszcze kilka razy, niestety bez skutku. Rozważał nawet myśl, że Luna jak tam weszła, tak zejdzie. Miał zamiar cofnąć się i wrócić na dół, do pozostałych, jednak w jednej chwili przypomniały mu się słowa Sary skierowane do Frances, w trakcie jednej z ich rozmów.

– Czy ma to coś wspólnego ze zbiorami na strychu?

– Zbiory... – wyszeptał pod nosem.

Podniósł głowę. Patrzył na przewieszony przez hak drut, który teraz bezwiednie zwisał. Parę razy ktoś wspominał o strychu, a teraz miał okazję zobaczyć, co w nim było. Najwyżej zobaczyłby Lunę leżącą pośrodku sterty kartonów i zakurzonych rzeczy, ale jeśli miał po wejściu tam zobaczyć coś zupełnie innego - musiał spróbować.

Chwycił mocno za drut i pociągnął raz... Drugi... Trzeci... Klapa drgnęła. Charlie spojrzał zaskoczony i pociągnął ostatni raz, z całej siły. Już po chwili nad jego głową wisiała otwarta klapa, a do niej przyczepiona, składana drabina. Drut odłożył na miejsce. Prostując się, zamierzał sięgnąć ostrożnie w kierunku drabiny, by następnie móc ją otworzyć. Gdy udało się mu to zrobić i położyć drabinę do samej ziemi, złapał się jej. Modlił się w duchu, żeby ani Frances, ani tym bardziej ciekawska Sara, nie usłyszały hałasu... Nie miał tyle szczęścia... Wszystko usłyszała ciotka Charliego.

– Wszystko w porządku Charlie? Długo tam jesteś. – Zapytała zmartwiona.

Frances stała zaraz przy schodach. Niestety z jej perspektywy, prawie niemożliwym było dostrzeżenie otwartej klapy i drabiny. Zrobiła krok do przodu, a gdy jej stopa dotknęła pierwszego stopnia schodów, one głośno zaskrzypiały. Usłyszał to Charlie, który nerwowo podbiegł do barierki i wyjrzał przez nią na dół, patrząc opiekunce w twarz.

Związani: Widząc Twój mrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz