sobota, 24 grudnia
Ehh, to tylko sen. Oczywiście, że to sen. Gdzie indziej można oglądać samego siebie z perspektywy trzecioosobowego obserwatora? Siebie jedenastoletniego, za którego beztroską rozmową z koleżanką z osiedla tak się tęskni. Siedząc na trawie przy swoich rowerach, pijąc oranżadę i czekając, aż reszta naszej osiedlowej gromadki wróci ze sklepu z lodami, poruszaliśmy nieliche kwestie. Czy odważymy się na taki krok jak zamiana smaków? Ja jej dam czekoladowego, w zamian ona odstąpi mi waniliowego, żebyśmy mając pewność, że pożeramy dokładnie to, co normalnie powinno wsunąć drugie, te nasze, czyli moje czekoladowe, okażą się zdecydowanie smaczniejsze. Kibicowałem małemu sobie, również by udało się mu przeforsować wybór trasy na dzisiejszą wycieczkę. Żebyśmy wten ostatni dzień przed moim wyjazdem do cioci na wieś, przejechali się właśnie do parku, tego daleko za kościołem, a nie tylko na drugi koniec blokowiska, by zagrać w dwa ognie. W takie i podobne gierki to się pobawię z kuzynostwem i będę miał na to całe dwa tygodnie. A roweru na wieś nie wezmę, bo jadę tam z mamą, autobusem.Dobrze pamiętam ten słoneczny dzień, drugi ze świeżutko rozpoczętych wakacji, mniejsza z tym, którego roku, chyba między drugą, a trzecią klasą. Koleżankę udało mi się wtedy bez większego trudu namówić, a pozostali, choć dąsali, szczególnie Adasiek, ostatecznie okazali przychylność. Tylko dziwnym trafem, akurat jak mieliśmy przejeżdżać przez wiodącą do parku ulicę, nikomu innemu jak Adaśkowi spadł łańcuch i skończyliśmy na wymalowanym kredami asfalcie pod jego blokiem, zbijając się niedopompowaną piłką do siatki.
Może teraz stałoby się inaczej, może nie ukartowałby tego mechanicznego nieszczęścia? Albo serio by mu spadł ten łańcuch, który pomógłbym mu naprawić, zamiast się obrażać i on popedałowałby z nami do parku, bez narzekania jak to daleko i gorąco? Nie dowiem się, bo... nie wiem co, trąbnięcie jakiegoś auta chyba, brutalnie wydarło mnie ze świata tamtych lat. Pretensje mogę rościć i do siebie, gdyż zapomniałem wsadzić do uszu zatyczek na noc.
Nie wiem która godzina i nie chce mi się sprawdzać. Już widno, choć jeszcze nie jasno, pewnie wcześnie, około siódmej. Czyli mogę się troszkę powylegiwać, wrócić tam myślami, póki kontekst świeży i wyraźny. Tam było tak energicznie, letnio, przytulnie, za to tu, w kołderce cieplutko, bezpiecznie przed dorosłością, przed pracą, przed ponurą świadomością bezpowrotnie utraconych wakacji, że może co za dużo to nie zdrowo i warto odłożyć troszkę tej marzycielskiej weny na następne łóżkowania.
Krzysiek jeszcze pewnie bezgłośnie chrapie, więc w myśl porzekadła nie rób drugiemu, co tobie niemiłe, nie będę go budził, tylko stawię się w robocie wcześniej i tym razem to ja się pośmieję z jego lenistwa. Dla tego warto nawet podjechać autobusem. Wrócę też wcześniej i korzystając z wolnej chaty posłucham sobie ulubionych chillowych bitów na głośnikach. Tylko co dzisiaj za dzień? O której Andżela wraca z zajęć i czyje w ogóle ma? Nieważne, wstaję, żeby tak czy inaczej zameldować się przed Krzychem, a jak wstrzelę się w autobus to może i przed Robertem. Jeśli to ma zadziałać, to sile odłóżkowej najlepiej przeciwstawić się po żołniersku, brutalnie i na ten tychmiast.
Może jeszcze chwilka... NIE! Raz, dwa i... baaaczność!
Jak to poszło... lekko. Czuję napływ energii zupełnie jak za dawnych lat i czuję się o jakąś połowę lżejszy niż zwykle. ŁAŁ! Nie mogłoby tak być już zawsze? Może to dzięki nie piciu piwa przed spaniem? Wyciągnąłem się, rozprostowałem ręce ku górze. Ich wątłość błysnęła pojedynczym kadrem spoza świadomości. Stanąwszy na palcach, próbowałem sięgnąć sufitu, a po chwili, gdy moje pięty opadły z powrotem na podłogę, dziwna bezwładność potrząsnęła... moimi piersiami?

CZYTASZ
I staję się dziewczyną
General FictionOpowieść o spełniającym się powoli marzeniu. Rozdziały 1-4 opowiadają o przemianie wewnętrznej bohatera, dopiero od 5 zaczynają się zewnętrzne. Marek, wieczny singiel po trzydziestce, chociaż wciąż jeszcze nie poddaje się w poszukiwaniu swojej drugi...