Kolejny koszmar nawiedził go, ostatnio zdarzało się to coraz częściej i częściej. Budził się w środku nocy, cały oblany zimnym potem z łzami w oczach. Myśl o tym co przed chwilą widział, wprawiała go w stany lękowe. Zaufanie komuś nie przychodziło mu łatwo, dlatego wizja, że ktoś go opuści wywoływała w nim tyle emocji.
Z początku nie wiedział, dlaczego taka wersja przyszłości go nawiedza, dlatego też nie chciał w nią wierzyć. Jednak, gdy bliżej przyjrzał się swojemu związkowi z Vasquezem, zaczął dostrzegać pewne niewyjaśnione sytuacje. Te w których brunet wracał późno lub odwoływał ich wspólne spotkania z powodów 'biznesowych' lub wielu innych. Za każdym razem chłopak oczywiście przepraszał go i jakoś mu to wynagradzał. Teraz jednak nie był pewien czy powinien mu wtedy wierzyć lub wybaczać.
To wszystko zaczęło mu mieszać w głowie, już nie był pewien co było rzeczywiste, a fikcją lub co prawdą, a kłamstwem. Jeszcze niedawno nie miał żadnych takich problemów, niedawno był taki szczęśliwy... Czemu to wszystko musiało się tak zepsuć? Wciąż zadawał sobie takie pytanie, lecz nie umiał znaleźć na nie odpowiedzi.
Rozdarty i zmęczony Albert postanowił na razie nie myśleć o tym wszystkim. Położył się na boku łóżka i przykrył ciepłą, niebieską pierzyną. Tym sposobem parę minut później zasnął, na reszcie doznał przynajmniej trochę odpoczynku.
Niestety nie na długo, jego umysł wciąż powracał do tego koszmaru. Zupełnie jakby był zapętlony, dopóki chłopak w niego w pełni nie uwierzy. Dochodziła godzina szósta, Albert powoli zaczął się budzić. Przed oczami nadal miał już nieco rozmazany zły sen. Niechętnie podniósł się z łóżka i spojrzał się na swoją szafkę nocną. Było na niej oprawione zdjęcie jego z Vasquezem, zawsze, gdy miał zły dzień wpatrywał się w nie i próbował sobie wmówić, że wszystko się ułoży. Musi, bo zawsze będzie czekać na niego chłopak z zdjęcia...
Lekko się uśmiechnął, po czym wstał i ponownie na jego twarzy pojawił się grymas. Tym razem nie był pewien czy wszystko będzie dobrze. Wziął szybki, zimny prysznic i zjadł dwa tosty. Nie miał zamiaru tkwić w tym miejscu, by jeszcze bardziej zepsuć sobie humor. Wolał już iść do pracy i tam chwilowo zapomnieć o swoim problemie. Tak jak pomyślał tak i zrobił. Zjechał windą na parter i wyszedł z budynku, kierując się na parking. Tam zobaczył swojego znajomego, "Laboranta". W tej chwili wolał by go nie widzieć, już miał zawracać i iść na piechotę do mechanika, ale Michael krzyknął do niego:
- Speedo!
Białowłosy odruchowo odwrócił się w stronę głosu.
- O, hej! Nie zauważyłem cię - skłamał i wymusił mały uśmiech. Musiał teraz udawać spokojnego Alberta bez żadnych problemów. Tylko tego mu brakowało by jego przyjaciel się dowiedział o jego problemie w związku...
- Jak już tu jesteś to mam małą prośbę. Mógłbyś mnie podwieźć pod mechanika? Wiem, że i tak tam jedziesz, proszę - prosił słodkim tonem.
- Ehh, to chodź, podwiozę cię - niechętnie się zgodził.
- Dziękuje, jesteś najlepszy Speedo! - Podbiegł do białowłosego i mocno go przytulił.
Albertowi zrobiło się miło, przytulas to jedna z rzeczy, których właśnie teraz bardzo potrzebował. Mały uśmiech zagościł na jego twarzy, tym razem nie wymuszany. Po krótkiej chwili czułości wsiedli do sportowego auta młodszego chłopaka. Po czym ruszyli na dobrze im znany warsztat. Niestety dla Speedo nie była to cicha droga, bo jego przyjaciel wyczuwał, że coś jest nie tak.
- Wszystko w porządku? Ostatnio wydajesz się jakiś przygaszony – zapytał spoglądając na białowłosego.
- Tak, wszystko jest w najlepszym porządku. Dobrze nam się układa z Vasquezem, nie mógłbym być bardziej szczęśliwy w tym momencie - Próbował być przekonujący, jak tylko mógł, jednak jego głos ewidentnie nie chciał współpracować. Załamał się w połowie wypowiedzi, co też zauważył Laborant.
CZYTASZ
Koszmary przyszłości - Oneshot o Speedacco
FanfictionAlbert zaczyna miewać koszmary, przez które zaczyna kwestionować swój związek z Vasquezem. Nie wie czy przyszłość zapisana w złych snach się spełni, aż do momentu... Jak coś treść jest lepsza niż okładka, a przynajmniej mam taką nadzieje haha