IX

190 18 39
                                    

Następnego dnia rano, po załatwieniu swoich porannych czynności, tak jak zawsze zszedł zjeść śniadanie i w zniecierpliwieniu czekał, aż posiłek dobiegnie końca. Chciał powiedzieć rodzicom, iż znalazł już nowego zastępcę za Pana Thomasa, by ci odwołali pozostałych, którzy mieli przyjść po południu.

Jedli w ciszy, która towarzyszyła im niemal od zawsze; wyjątkami były sytuacje, gdy Jacklyn miała kolejną listę zadań dla Louisa do wykonania.

Odbijanie się sztućców o talerze irytowały księcia, jednak nic nie mógł na to poradzić, musiał więc znieść wysokie dźwięki powodujące, że jego uszy przysłowiowo krwawiły.

Vincent siedzący naprzeciwko chłopaka zachowywał się tak, jakby był w tym pomieszczeniu najważniejszy, a tak naprawdę zajmował pozycje zdecydowanie niżej niż Louis, a nawet i Zayn. Jedyna rzecz, która upoważniała go do siedzenia w ich małym gronie znajdowała się na jego palcu serdecznym, błyszcząc i szydząc z innych ludzi.
Złota obrączka, przez którą życie Tomlinsona zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni.

Odchrząknął dźwięcznie zwracając tym uwagę dwóch pozostałych osobników oraz ochrony. Zimne poty oblały jego ciało, gdy wszystkie pary oczu w tej samej chwili zwróciły się w jego stronę, te matki i ojczyma złowrogie, mrożące krew w łyżach.

— Nie hałasuj, Louis. — skarciła go Królowa.

— Przepraszam — mruknął, spuszczając wzrok na niedokończone śniadanie — Po prostu chciałem o coś poprosić i...

— Następnym razem, jeśli chcesz coś powiedzieć spytaj nas o zgodę — odparł Vincent wywracając oczami, zupełnie tak, jakby powiedział najbardziej oczywistą rzecz - Ale tym razem zrobimy ci wyjątek.

— Jaki dobroduszny kurwa. — szepnął do siebie, następnie ironicznie uśmiechając się w stronę mężczyzny — Oczywiście, Vincent. Więc, wczoraj wspominałaś o tych spotkaniach w sprawie gitary i tak jakby znalazłem jednego kandydata.

— Doprawdy? — zainteresowała się — Jak się nazywa, ile ma lat? Opowiedz mi o nim.

— Harry Styles, ma skończone dwadzieścia lat i uczy się w... — zacisnął usta w wąską linie oraz pięści pod stołem, kiedy ponownie jego wypowiedź została przerwana przez męża jego matki.

— To dzieciak, na pewno nie ma żadnych umiejętności — sarknął prześmiewczo, kiwając głową z dezaprobatą — Czego będzie cię uczył? Palenia trawki?

— Właściwie to gry na gitarze, jak sama nazwa wskazuje — odpowiedział dosadnie, następne słowa zwracając już do Jacklyn – Ostatnio jak byłem z Zaynem u Cindy był tam i zabawiał dzieciaki, więc widziałem, że jest zdolny. Rozmawiałem z nim i powiedział, że z przyjemnością przyjąłby u nas pracę.

— Nie jestem przekonana do tego, aby uczył cię twój rówieśnik. — powątpiewała.

— Według mnie to mogłaby być dobra sposobność, abym się trochę przełamał, prawda? To może pomóc mi z moim lękiem społecznym. — zasugerował.

Chciał się uśmiechnąć widząc, jak jej postawa stawała się mniej napięta, co oznaczało, że coraz bardziej przekonywała się do zgodzenia na jego propozycje. Wykorzystywał fakt, że ani ona ani Vincent nie znali się na jego przypadłościach, więc mógł wcisnąć im milion kłamstw, które nie miały pokrycia w rzeczywistości, a oni i tak by w to uwierzyli.

— Więc? Mogę do niego napisać? — dopytał.

Dorośli wymienili się spojrzeniami, gdzie przez kilka, długich minut jedynie poruszali brwiami czy otwierali szerzej oczy. Louis patrzył między nich, z kolanem podskakującym pod stołem czekając na ich werdykt. Miał ogromną nadzieję, że się zgodzą. Bardzo potrzebował spędzać chociaż dwie godziny w tygodniu z kimś kto nie jest Zaynem. Oczywiście uwielbiał go, kochał jak brata, lecz ciągły kontakt również nie sprzyjał ich relacjom, doprowadzając do głupich sprzeczek.

When The Sun Goes Down || l.sWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu