4.

371 42 2
                                    

Kiedyś nie rozumiałem za co jesteś lubiany, w końcu co jest ciekawego w cichym chłopaku, który się nie odzywa. Twój spokój imponował mi, niezależnie od tego jak krytyczna była sytuacja, ty podchodziłeś do tego z zimną krwią. Miałem wrażenie jakbyś zawsze przed wypowiedzeniem słów przemyślał je dwa razy, nie popełniałeś błędów. Przynajmniej tak myślałem...

* * *

Zielonooki szedł spokojnym krokiem ramię w ramię z brunetem przez szkolny korytarz. Mimo zewnętrznego spokój, w jego głowie panował istny chaos. Czuł jakby miał za chwilę zemdleć i nigdy nie wstać z brudnej szkolnej podłogi. Oczami wyobraźni widział jak dzisiejszego dnia umiera z idiotycznego powodu, którego jeszcze nie wymyślił. W głebi siebie prowadził ankietę jaka śmierć jest najszybsza. Kątem oka zerknął na swojego aktualnego towarzysza, z którym miał spędzić większość dnia na własne życzenie. Być może jego dzień z perspektywy innej osoby nie zapowiadał się wcale tak okropnie, lecz w tym momencie traktował to jak wyrok śmierci z własnej bezmyślności.

Nie pocieszał go fakt, że siedząc w klasie w jednej z ostatnich ławek chwilę przed dzwonkiem Knuckles wcale się nie zjawił. Minuty po rozpoczęciu lekcji mijały, lecz po chłopaku nie było żadnego śladu. Początek godziny wychowawczej spędzili słuchając zdenerwowanej kobiety, która wyolbrzymiała jakąś sytuację. Jednak nic nie trwa wiecznie. Gdy wychowawczyni w końcu zakończyła wypowiadanie swoich mądrości, w klasie zapanowała kilku sekundowa cisza. Każdy już wiedział, że teraz mają czas dla siebie i może dla innych było to najlepsze co mogło się stać, lecz w aktualnej sytuacji Quinn wolał by prawdopodobnie siedzieć w domu z "ukochanymi" rodzicami.

-Więc Michael, właściwie to nigdy nie zapytałem czy jakoś na ciebie mówią.- z rozmyśleń wyrwał go Gilkenly.

-Co masz na myśli..?- zapytał niepewnie patrząc na bruneta, miał nadzieję że nie jest to sposób by wyciągnąć informacje o jego niezbyt legalnym interesie.

-No wiesz, na Erwina mówimy Siwy, jest jeszcze Carbo czy Silny. Zastanawiam się czy ty też masz jakąś ksywkę.- uśmiechnął się pod koniec przyjaźnie.

Zielonooki zastanawiał się chwilę nad sensowną odpowiedzią, jeżeli była to pułapka tak jak mu się wydawało to musiał dobrać słowa z dużą ostrożnością.

-Nie raczej nie mam.- mruknął mając nadzieję, że taka odpowiedź w zupełności mu wystarczy. Nie mylił się, brunet w zrozumieniu skinął głową, a między nimi zapanowała chwila ciszy.

Niezręcznej ciszy, a przynajmniej w ten sposób była odbierana przez Quinn'a, który w głębi siebie modlił się o jakiekolwiek zbawianie. W aktualnej sytuacji nie zważał na to, że właściwie nigdy nie był w kościele i nawet nie znał w pełni żadnej modlitwy. W jego odczuciu słowo "Amen" wystarczyło na końcu wypowiedzi błagającej.

-Skąd znasz Erwina?- zapytał. Nie wytrzymał by dłużej tej okropnej ciszy, a w pobliżu nie było nikogo kto mógłby go uratować.

W tym momencie przeklinał w myślach Lucasa i jego niechęć do zjawienia się na zajęciach z tak błahego powodu, jakim było zwykłe lenistwo i niechęć. Coraz to nowsze wyzywające określania powstawały w jego umyśle, lecz doskonale zdawał siebie sprawę, że Iverson nigdy nie usłyszy żadnego z nich. Takie sytuacje utwierdzały go w przekonaniu, że wszechświat go szczerze nienawidził.

-Poznałem go przez Carbo, chodziliśmy do jednej podstawówki, a że moje poprzednie liceum poszło z dymem to zjawiłem się tutaj. Ten grzyb bardzo chwalił wasze liceum, przez co moi rodzice przystali na ten pomysł. Może tydzień temu poznałem Siwego przypadkiem, gdy wparował do domu Nico z jakimiś pretensjami. Pogadaliśmy chwilę i później zaproszono mnie na tą imprezę, gdzie poznałem resztę. Właściwie ciebie z niej nie kojarzę, a jednak mam wrażenie, że już się widzieliśmy.- wyjaśnił brunet obserwując cały czas swojego towarzysza.

Jego wrażenie nie było wcale mylne, a astmatyk spiął się lekko na to wspomnienie. Miał szczerą nadzieję, że brunet nie był dobry w łączeniu faktów, gdyż do tej pory nikt nie robił tego umiejętnie z jego otoczenia.

-Pies mi zmarł, do tego Heidi chyba za mną nie przepada... Więc właściwie to chyba nawet nie byłem zaproszony.- wyznał sam dziwiąc się na późniejszą szczerość w stosunku do Gilkenlyego.

-Oh... Przykro mi z powodu psa, sam mam i to musiało być bolesne. Dlaczego uważasz, że Bunny cię nie lubi?- zadał nurtującego jego głowę pytanie odruchowo zerkając na blondynkę, która siedziała po drugiej stronie sali, by chwilę później wrócić wzrokiem na twarz Michaela.

-Myślę, że ma mnie za wroga mimo, że nigdy nic jej nie zrobiłem. Zadaje się z Erwinem właściwie od pierwszego dnia szkoły, wpadliśmy wtedy na siebie przypadkiem i jakoś tak zostało. Wydaje mi się, że jest w nim zakochana i myśli, że w jakikolwiek sposób to ja go od niej odciągam. W rzeczywistości Siwy sam to robi, bo ma ją gdzieś, a do tego jego zainteresowanie kradnie Monthana, więc serio jej nie rozumiem.- było to najdłuższe wyznanie jakie do tej pory powiedział w kierunku Davida.

Quinn miał wrażenie jakby był chory, bo od kiedy mówił komukolwiek takie rzeczy? Od kiedy w ogóle się tłumaczył komukolwiek z czegokolwiek... przecież to było coś czego nienawidził z całego serca, a teraz? Teraz wyznał to wszystko z taką łatwością, jakby różnooki chłopak wcale nie był mu nieznajomy. I prawdopodobnie to właśnie przerażało go najbardziej. Świadomość, że nie do końca świadomie poczuł się przy nim na tyle swobodnie by opowiadać szczerze na jego pytania, na które innym powiedział by "nieważne" czy nawet głupie "nie interesuj się".

Jeśli miał być szczery ani trochę nie podobało mu się jego własne zachowanie, najchętniej dałby sobie z liścia by przywrócić Michaela Quinn'a sprzed kilku dni, a nawet godzin. Obawiał się, że jego mur, który budował tyle lat runął zbyt szybko i gwałtownie. Jak na razie nikt nie dokonał takiej demolki, lecz aktualnie czuł jakby cała kontrola uciekała mu między palcami, a niektóre cegiełki grubego muru powoli się kruszyły grożąc konstrukcji zawaleniem się.

Zielonooki chciałby, aby ten dzień się już skończył. Chciał by to wszystko poszło w zapomnienie. Chciał już kolejny dzień i to by Lucas wraz z Bartem bądź nawet tylko jeden z nich był obecny. Tylko w tej dwójce widział możliwość ucieczki od bruneta, przy którym sam nie wiedział dlaczego czuł się dziwnie. Wiedział, że uciec nie może do Carbo, Silnego czy nawet Speedo... Oni wszyscy znali Gilkenlyego i z czego zrozumiał bardzo go polubili.

-Rozumiem, myślę że oboje możecie źle odbierać wzajemne intencje. Nie lepiej byłoby to jakoś sobie wyjaśnić? Naprostować ten konflikt.- odpowiedział heterochromik, a Quinn miał wrażenie, że chłopak niezbyt zrozumiał przekaz jego wypowiedzi.

-Ta, może masz rację. Pomyślę.- mruknął wymijająco.

Nie widział tej rozmowy, gdyż w jego odczuciu nie miałaby żadnego skutku ani sensu. Dobrze mu było z aktualną relacją, nie potrzebował blondynki za koleżankę, a gdy byli w jednej grupie osób jakoś zawsze się tolerowali. Może to jego mentalność jak i styl wychowania spowodował, że nie widział nigdy sensu w zmianach. W końcu były one niemożliwe, bo dlaczego jego matka, która już prawdopodobnie jedenaście razy próbowała odstawić alkohol i narkotyki nadal nie rozstawała się z tymi używkami..?

-----------------
Hejka!

Kolejny rozdział, myślę że mogę zdradzić, że następny będzie o wiele dłuższy niż ten i poprzednie.

Jak tam weekend?

Pozdrawiam i Kc<33

Mój Świat - Lavid [5city]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz