Rozdział 3

1.2K 70 4
                                    

Wieczór nadszedł, szybciej niż bym chciała. Cały dzień wykonywałam rozkazy ojca, a czas przemijał wraz z kolejnymi morderstwami. Kolacja zbliżała się wielkimi krokami. Byłam bardzo zdezorientowana zaistniałą sytuacją i jak najszybciej chciałam poznać odpowiedzi na dręczące mnie pytania.

Stojąc przed lustrem, podziwiałam krótką, czerwoną sukienkę, która opinała moje ciało. Kreacja falowała pod wpływem wiatru, wywołanego przez moje obracanie się wokół własnej osi, bym mogła dojrzeć nawet najmniejszy mankament. Nie chciałam źle wypaść i zdać się na karę ojca. Koronkowe wstawki przy dekolcie i rękawach dodawały kreacji delikatności, a falbana na samym dole pięknie wykańczała całość. Na nogach miałam czarne szpilki, podkreślające długie i szczupłe nogi, a wokół kostki przepasany łańcuszek z cyrkoniami. Całość prezentowała się nienagannie i z klasą. Były to cechy których nie posiadałam, lecz na ten jeden wieczór mogłam przywdzieć maskę. Przecież na tym polegało moje życie. Na stwarzaniu pozorów.

Gotowa postanowiłam wyjść z pokoju, lecz nim to zrobiłam drzwi otworzyły się z hukiem, a w progu stanął Bazyli. Obserwowałam go uważnie, widząc pulsującą żyłę na jego szyi oraz zaciśniętą szczękę. Kurwa, zdenerwował się.

— Masz minutę na wytłumaczenie, dlaczego dziś zabiłaś naszego nowego kontrahenta.

Zatrzymałam się w miejscu zszokowana jego słowami. Czy ja się przesłyszałam?

— Chłopak mnie zignorował i okazał brak szacunku, na który nasza rodzina nie może sobie pozwolić — wytłumaczyłam powoli, jakby nie była to oczywista rzecz. — Miałam mu odpuścić?

— Nie, ale nie musiałaś go od razu zabijać — wycedził przez  zaciśnięte zęby. — Czy wszystko musi się sprowadzać właśnie do tego? Nie po to, do cholery, tyle lat się uczyłaś, żeby teraz odpierdalać takie cyrki.

— Nigdy nie pomyślałabym, że będziesz w stanie powiedzieć takie słowa — powiedziałam, niepewnie patrząc w jego stronę.

Skurwiel miał mnie w garści pod każdym względem. Nie mogłam mu odpyskować czy przywalić, chociaż miałam na to ogromną ochotę. To on kierował moim życiem, nie ja jego.

— Nie będę robił scen, ale kara cię nie ominie. Później się rozliczę za twoją niesubordynację. — Wystawił w moim kierunku palec. — A teraz zejdziesz na dół i będziesz udawać kurewsko szczęśliwą. No dalej. — Ponaglił mnie i wyszedł, nie oglądając się za siebie.

Westchnęłam głośno i zacisnęłam dłonie w pięści. Tylko on mógł doprowadzić mnie do stanu, w którym nie umiałam siebie kontrolować. Tylko on wywoływał we mnie sprzeczne emocje. Był moim katem.

Po kilku minutach, które dałam, sobie na uspokojenie skierowałam, się ku jadali. Gdy moja stopa stanęła, na ostatnim stopniu schodów spojrzenia wszystkich skierowały się w ku mnie. Zajebiście. Chrząknęłam niezręcznie, lecz należycie się przywitałam i powolonym krokiem podeszłam do Tamary. Rudowłosa zerknęła na mnie i wypiła do końca szampana, którego miała w kieliszku.

— Dobrze, że przyszłaś. Taka stypa, że szok. Każdy z każdym gada na temat interesów a jakbym chciała, pogadać o moim nowym manicure to pewnie by mieli mnie w dupie — powiedziała, rozżalona wyrzucając przy tym ręce w górę.

Parsknęłam śmiechem na jej wypowiedź. Przyjaciółka założyła, rękę pod piersiami stając w roszczeniowej pozie.

— A teraz gadaj. — Przymrużyła powieki. — Co to za faceci i czemu zostałam wyrwana z domu kiedy miałam maraton Pamiętników Wampirów?

— Cyryl opowiadał ci o naszej przeszłości z rodem De Campo? — spytałam, na co pokręciła przecząco głową. — Okej, w takim razie powiem ci później. Napisz do mnie po kolacji.

Mafijna Gra - Matthew / Bracia De Campo #1 [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz