O wizycie u jego matki

143 17 20
                                    

Tadek zjawił się o umówionej godzinie pod moją kamienicą. Zanim mnie zauważył, rozglądał się nerwowo. To straszne, co władza potrafi zrobić ze zwykłymi ludźmi. Nawet mój przyjaciel, który był najodważniejszą osobą, jaką poznałem, dał się zastraszyć. Muszę przyznać, że ja też byłem zestresowany tego dnia już od momentu wstania z łóżka.

- Cześć- przywitałem się.

- Hej. To co, idziemy?- zapytał od razu.

Pokiwałem tylko głową. Obaj byliśmy dzisiaj w nie najlepszych humorach.

- To prowadź- zachęcił mnie i ruszyliśmy ulicami Warszawy do mieszkania Roberta.

- Jak otworzy nam jego ojciec, to spierdalamy- powiedziałem w pewnym momencie.

- Arek, ja nie wierzę, że my to w ogóle robimy. Idziemy do mieszkania, w którym żyją sobie aż dwaj przedstawiciele naszej kochanej władzy, która nas nienawidzi. Przecież to jest absurdalne!

- Sam się zgodziłeś, by ze mną iść.

- Bo nie puszczę cię tam samego, a wiem, że i tak byś tam polazł.- zrobił krótką pauzę, a później mówił dalej.- Jeżeli Robert otworzy ci drzwi albo jego matka, to zostawię cię samego i pokręcę się po okolicy. Zaszyję się gdzieś, gdzie nie będę się rzucał w oczy i na ciebie poczekam.

Gdy w końcu znaleźliśmy się pod odpowiednim budynkiem, musiałem mieć naprawdę zaniepokojoną minę, bo Tadek powiedział:

- Nie musisz tam iść.

- Nie po to wracałem do miasta. Po prostu się boję, że dowiem się czegoś strasznego.

Mój przyjaciel położył mi dłoń na ramieniu.

- Cokolwiek się stało, pamiętaj, że nie miałeś na to żadnego wpływu. Robert jest dorosły i on jedyny ma wpływ na swoje życie.

Westchnąłem głęboko. W tym kraju żaden obywatel nie miał tak do końca wpływu na swoje życie, ale nie powiedziałem tego na głos. Wiedziałem, że Tadeusz stara się mnie jakoś wesprzeć, mimo że bardzo mu się to wszystko nie podoba.

W końcu stanęliśmy przed drzwiami odpowiedniego mieszkania. Popatrzyłem na dzwonek do drzwi, potem znów na Tadka.

- Nie módl się do tego dzwonka, tylko zadzwoń- nakazał.

Zrobiłem to i serce prawie wyskoczyło mi z piersi. Drzwi otworzyły się po kilkunastu sekundach, ale ja czułem się tak, jakby minęły wieki. Z głębokim niepokojem oczekiwałem na to, kto mi otworzy i prosiłem w duchu wszechświat, by to był Robert. Jednak to nie był Robert. W drzwiach stanęła kobieta w średnim wieku.

- Dzień dobry- przywitałem się.

- Dzień dobry- odpowiedziała i uważnie mi się przyjrzała, a potem zlustrowała Tadka, który stał za mną.- Czy mogę w czymś panom pomóc?

- Szukam Roberta- odpowiedziałem.

- Nie ma go.

- A kiedy będzie?

- A kim pan jest dla mojego syna, jeśli można?- zapytała i teraz już dało się słyszeć lekką irytację w tonie jej głosu.

- Przyjacielem- odpowiedziałem od razu.- Bliskim przyjacielem- sprecyzowałem po chwili.

Skoro jego ojciec o nas wiedział, to zgadywałem, że matka również. Nie miałem pojęcia, jak zareaguje na to, że właśnie stoję przed nią i wręcz błagam ją o pomoc, ale nie miałem innego wyboru. Nigdy nie widziała mnie z Robertem, więc jakiekolwiek wymówki, że się kolegujemy, nie wchodziły w grę. Za bardzo mi zależało, aby udawać zwykłego kolegę, od razu wiedziałaby, że coś jest nie tak.

Właściwy Wybór// operacja hiacyntOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz