Lea
Okrywam się szczelnie kołdrą i z zamkniętymi oczami czekam aż pan Jon zamknie za sobą drzwi. Przełykam tłumione łzy. Nie będę płakać. Nie przez niego. Wsłuchuję się w oddalające się kroki. Teraz jest moja szansa. Za niedługo pewnie wróci sprawdzić, czy już śpię. Zawsze miał taki rytuał: przychodził, robił swoje, wychodził, wracał i sprawdzał, czy śpię. Kilkanaście dni temu postanowiłam to zmienić. Nie mam pojęcia, gdzie się podzieję, ale wiem, że wszędzie jest lepiej niż tutaj.
Wychodzę z łóżka i przecieram zaschnięte na policzkach łzy. Jednak nie udało mi się powstrzymać każdej kropli przed stoczeniem się wzdłuż twarzy.
Mam dość. Nigdy więcej nie pozwolę, aby ktoś mnie skrzywdził. Ubieram się w szorty, koszulkę z krótkimi rękawami, na nią zarzucam bluzę. Na stopy wsuwam stare, dziurawe i jedyne jakie posiadam trampki. Spod łóżka wyciągam plecak. Spakowałam go już kilka dni temu. Kilka ubrań, trochę prowiantu i wisiorek w kształcie srebrnego wilka wyjącego do księżyca. Wszystko, co posiadam mieści się w plecaku. Z jednej strony to przerażające, a z drugiej sprawia, że zawsze mogę mieć wszystko przy sobie.
Otwieram okno i patrzę w dół. Nie jest bardzo wysoko. To pierwsze piętro, więc może uda mi się nie skręcić karku. A jeśli nawet, to i tak to będzie lepsze niż mieszkanie tutaj. Zarzucam plecak na ramiona. Ostrożnie wychylam się przez okno. Tuż obok znajduje się stalowa krata, na której rosną róże. Łapię za pręty i powoli po nich schodzę, uważając, by zbyt mocno nie poranić sobie dłoni. Czuję ulgę, gdy moje stopy dotykają ziemi. Z cichym sykiem wyciągam kolec, który utkwił w jednym z palców. Rozglądam się, upewniając, że nikt mnie nie widzi i zaczynam biec do ogrodzenia. Siatka nie jest dla mnie żadną przeszkodą. Już tyle razy się po niej wspinałam, że teraz przejście na drugą stronę zajmuje mi nie więcej niż kilka sekund.
Po tej stronie znajdują się pola porośnięte zbożem, a za nimi las. On jest moim celem. Nie mam gdzie uciekać, więc będę musiała myśleć na bieżąco. Patrzę za siebie. Duży budynek, w którym się wychowywałam, nie był już taki straszny. Teraz czułam się wolna i w końcu bezpieczna. Spojrzałam na okno mojego pokoju. Już nigdy do niego nie wrócę. Teraz zaczynam żyć na nowo.
Znajduję miedzę dzielącą dwa pola. Biegnę nią prosto do lasu, starając się nie zostawić za sobą zbyt wielu śladów. Wbiegam między drzewa. Jedyne światło pochodzi z blasku księżyca. Przez korony drzew nawet ono jest mocno ograniczone. Wyciągam z plecaka małą latarkę, którą ukradłam jednemu z chłopaków w ośrodku. Świecąc pod nogi, szybkim krokiem idę przed siebie. Nie minie dużo czasu aż ktoś zorientuje się, że mnie nie ma.
Włóczę się już kolejną godzinę, a las zdaje się nie mieć końca. Wiedziałam, że ośrodek znajduje się na uboczu, ale w tej części nigdy nie byłam i nie zdawałam sobie sprawy, że to ubocze to tak naprawdę jedno wielkie zadupie. Idąc w przeciwną stronę do miasta trafiłabym już po kilku minutach. Tu jest tylko las.
W końcu trafiam na jakieś ogrodzenie. Siatka ma przynajmniej trzy metry wysokości, a co kilka słupków znajduje się tabliczka z napisem: „Teren prywatny. Nieupoważnionym wstęp wzbroniony." Rozglądam się. Ani po lewej ani po prawej stronie nie wygląda na to, że ogrodzenie gdzieś się kończy. Kto zbudował takie ogromne ogrodzenie w środku lasu? No i po co? Przecież nic tu nie ma.
Patrzę za siebie. Cisza. Chyba jeszcze nikt mnie nie gonił. Po drugiej stronie siatki las gęstniał jeszcze bardziej. Ani pan Jon ani nikt inny by mnie tam nie szukał. Może tam byłoby bezpieczniej?
Strzelam knykciami, podciągam rękawy bluzy, przytrzymuję latarkę w zębach i zaczynam wspinać się po siatce. Trzy metry nie są jednak takie proste do pokonania, jak ogrodzenie ośrodka.
CZYTASZ
W ciele wilka [Zakończone]
FantasyLea ucieka z ośrodka opiekuńczego. Krzywdzona, wykorzystywana, samotna. Las wydaje jej się dobrą drogą do lepszego życia. Jednak to, co w nim zastaje, przechodzi jej najśmielsze oczekiwania. Sky podczas bezsennej nocy, nawet nie domyśla się, co lub...