• I •

305 32 86
                                    




Listopad, 2028

Lily miała serdecznie dosyć tego dnia.

Czy faktycznie był taki zły? Nie wiedziała. Każda osoba, która spędzała czas z Marylin Potter przejmowała od niej skłonności do dramatyzowania, a Lily ostatnio bardzo często przebywała w towarzystwie żony starszego brata, bo uważała ją za swój biznesowy autorytet, co Adrastos uważał za absurdalne.

— Jeżeli potrzebujesz porady... — mówił, gdy ze zdenerwowaniem czytała kolejny list wysłany przez bank Gringotta, że nie udzielą jej kredytu, bo nie miała stałego źródła zarobku. Gobliny nie dały się nawet przekonać, gdy Lily postanowiła wykorzystać kartę przetargową, której używała jedynie w ekstremalnych przypadkach. Niestety gobliny nie ugięły się nawet, gdy przypomniała im, że była córką tego Harry'ego Pottera. Ba! Zaczęły nawet mruczeć pod nosem, że ciągle nie otrzymały odszkodowania za zniszczenia z dziewięćdziesiątego ósmego roku.

— Nie — zatrzymała swojego chłopaka, zanim zdążył skończyć zdanie. Wydął usta niezadowolony, że nie chciała skorzystać z jego geniuszu. Podarła list i wyrzuciła do śmietnika. Spojrzała na Adrastosa i wyraz jej twarzy złagodniał. — Wybacz, kochasiu.

Jak każdego sobotniego ranka siedzieli przy stole w kuchni i jedli śniadanie, gdy bankowa sowa zastukała w okno. Lily wpuściła zwierzę do środka, a Adrastos narzekał pod nosem, że ludzie powinni zacząć składać skargi, bo sowia poczta strasznie rysowała okna.

— Po prostu uważam, że jestem lepszym doradcą niż Marylin — powiedział, gdy powoli się do niego zbliżała. Gdy stanęła obok, objął jej uda ramionami. Schowała dłonie w jego włosach. — Nie rozumiem, czemu nie chcesz przyjąć mojej pomocy.

Nie zdążyła odpowiedzieć mu na to pytanie, bo ktoś zaczął dobijać się do ich drzwi. Adrastos przewrócił oczami, narzekając, że już nawet nie może pomarzyć o spokojnej sobocie, a rozbawiona Lily poszła otworzyć drzwi ucieszonej Hattie, która nie mogła wytrzymać, aby opowiedzieć Potter o tym, jak potoczyła się jej wczorajsza randka.

Lily nie miała serca, aby przyznać Adrastosowi to, czemu nie chciała jego w pomocy w tworzeniu sklepu z zaproszeniami, naczyniami i wieloma innymi wytworami robionymi na zamówienie. Chociaż spotykali się już od ponad roku ciągle miała problem z tym, aby opowiedzieć mu wszystko o nieudanym związku z Lorcanem. Wiedziała, jak wiele ich różniło i Adrastos nigdy by jej tego nie wypominał, nawet gdyby hipotetycznie się kiedyś rozstali.

Marylin natomiast już oficjalnie należała do klanu zwanego ich rodziną i z jakiegoś powodu sprawiało to, że łatwiej było poprosić o pomoc właśnie ją, chociaż poczucie winy zżerało ją od środka, a szwagierka miała tyle wspólnego z biznesem, co Adrastos z brokułami.

Weszła do mieszkania cała przemoczona, bo na dworze lało jak z cebra i aktualnie jej największym marzeniem było wskoczenie pod gorący prysznic i wzięcia czegoś przeciwbólowego, bo głowa bolała ją bardziej niż po ślubie jej brata, gdzie zabawiła się zdecydowanie za dobrze.

Ściągnęła płaszcz przeciwdeszczowy i go odwiesiła. Rozplątała przemoczonego warkocza i przeczesała palcami rude włosy. Przyłożyła dłonie do skroni i je rozmasowała. Warknęła pod nosem, bo naprawdę nie miała na to wszystko czasu. Już i tak była ostatnio przemęczona i słabo spała, bo nocami męczyły ją koszmary z kredytami.

Weszła do łazienki i zaczęła przetrząsać szafkę za lustrem w poszukiwaniu eliksiru przeciwbólowego. Mrużyła oczy, nie mogąc się skupić przez uporczywe pulsowanie w skroniach. Niechcący strąciła coś ręką, ale stwierdziła, że ogarnie to, gdy będzie w stanie robić coś innego niż tylko wyć z bólu i frustracji. Z ulgą znalazła fiolkę z dawką granatowego eliksiru. Wyciągnęła korek z cichym pop! i przechyliła naczynie, nie zastanawiając się nad tym dwa razy. Wykrzywiła twarz przez gorzki smak specyfiku. Przymknęła oczy i odczekała minutę, oddychając powoli do momentu aż ból głowy zaczął trochę odpuszczać.

• WISIENKA NA TORCIE •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz